sobota, 11 sierpnia 2018

To, co dopuszczalne dla kobiet...


JENNIFER EGAN

MANHATTAN BEACH

ZNAK litera nova


RECENZJA PRZEDPREMIEROWA

Tę książkę można odbierać na kilka sposobów, jako powieść, jako świadectwo czasu i zawieruchy wojennej, jako opowieść o zmianach społecznych, jakie kiedyś przecież musiały zajść, ale wszyscy i tak ich się tak strasznie boją, jakby to, że kobieta wzięła do reki młotek było świętokradztwem i zamachem na męską dominację w domu, w kraju, a nawet na kontynencie amerykańskim, tyle, że czasami życie nie jest czarno białe i nie da się go opisać w układach zero-jedynkowych typu, kobieta – gary, mężczyzna fabryka, bo życie, a czasami historia, (w tym wypadku głównie historia) ma inne pomysły. 

Wielki kryzys w latach 1929-1933 zmienił społeczeństwa i warunki w jakich żyły. 

Rodziny straciły podstawy bytu. Pracę. 

Mieszkańcy Nowego Yorku byli trochę podzieleni, może nie na getta, ale na grupy narodowościowe. Każda z tych grup usiłowała w tym okresie kryzysu ugrać coś dla siebie. „Makaroniarze”, „polaczki” i „irlandusy”… Nie kochali się, ( czasami pałali do siebie nienawiścią, czasami byli wobec siebie zaledwie pełni pogardy) starali się nie wchodzić ze sobą w zawiązki rodzinne, ani w inne interakcje, ale życie czasami miewa inne plany. 

Gdyby Manhattan Beach czytać tylko jako powieść, to jest to powieść dobra, ciekawa, ale nie jakoś skrajnie nowatorska, choć i tu nie mówię całej prawdy, bo jednak jest w niej coś co porusza do głębi i fascynuje, ale ta książka nie jest li tylko powieścią, a niesamowicie skomplikowanym obrazem tamtego świata, w którym, nie ten dobry, kto wydaje się dobry, nie ten mądry, kto dzierży jakąś, nawet najskromniejszą władzę. Autorka pokazuje meandry ludzkich motywacji i zachowań. 

Jest to okres, kiedy po wybuchu II Wojny światowej amerykańscy mężczyźni wyruszają na wojnę, a stanowiska w fabrykach muszą zostać obsadzone przez och żony i córki. To rewolucja kulturowa. Zamiast pichcić obiadki i pilnować maluchów kobiety idą do pracy. Muszą? Tak muszą, ale najczęściej chcą. Po raz pierwszy wypuszczone z kokonu domowych, ciasnych pieleszy bardzo sobie cenią ten okruch wolności i prawa do samostanowienia. 

Nie każdy to akceptuje. To nie jest proces prosty… Niektórzy myślą, że zaraz po zakończeniu wojny kobiety da się znów zagonić do garów… 

Nie mają racji. 

Anna główna bohaterka chce pracować jako nurek. To nie jest proste i właściwie jest prawie niemożliwe, ale ona daje sobie radę. 

Po co to robi? Z wielu względów, ale także chce dowieść sobie samej, że ojciec nie porzucił rodziny. Ukochany ojciec, który kilka lat wcześniej wyszedł z domu i nigdy nie dał już znaku życia. Czy był typowym mężczyzną porzucającym starzejącą się żonę i dwie córki… jedną kaleką, czy też coś się stało? 

Anna woli wierzyć w tą druga ewentualność. Kocha ojca aż za bardzo. 

Co odkryje? 

Wszystko krąży wokół doków, syndykatu i dziwnych i co tu dużo mówić nielegalnych makaroniarskich przedsięwzięć. Jest bieda, głód, wojna. Tak, wojna jest w sumie dość daleko od Nowego Yorku, ale wyczuwa się ją na każdym kroku… 

A kobiety zaczynają brać swój los we własne ręce… 

Fascynująca opowieść, ciekawa. Drążąca duszę. I ta niejednoznaczność postaw. To zachwycające jak autorka miesza w naszym pojęciu dobra i zła, jak pokazuje, że nic nie jest bez znaczenia, że nie ten dobry, kto dobry, nie ten zły kto dobry, a każdy po trochu i dobry i zły i okrutny... 

Takie przedstawienie świata nie pozwala nam stawiać się ( nam jako czytelnikom) po którejkolwiek stronie. Patrzymy, otwieramy oczy i czytamy dalej, z kolejnym zachwytem, zaciekawieniem, skurczem serca i gardła, na każdej kolejnej stronie.

1 komentarz:

  1. Wczoraj skończyłam czytać, autorka zabrała mnie do zupenie nie znanego wczesniej świata. Ogrom pracy który włożyła w napisanie tej powieści budzi ogromny szacunek

    OdpowiedzUsuń