SALLY FRANSON
JAK UPOLOWAĆ PISARZA
ZNAK Literavova
Ta książka to nie
jest poradnik, ani, mimo klimatu okładki, lekkie czytadło. Jest
lekka, owszem, ale zupełnie nie w taki sposób w jaki moglibyśmy
się tego spodziewać.
To książka z
gatunku „zadziornych” raczej niż „uduchowionych”, niezbyt
przeintelektualizowanych, choć bohaterowie do tępych nie należą
na pewno, to także książka zmysłowa, ale bardziej w kierunku
mocnego odczuwania codzienności i życia w ogóle, a nie rozczulania
się nad zapachem fiołków.
Drażni, trochę
wkurza, ale równocześnie łapie za kark i każe przyjrzeć się
opisanemu światu, który, owszem z daleka wygląda cudnie,
zjawiskowo i bogato, ale od wewnątrz jest przede wszystkim
bezwzględny i polegający na pozorach.
Główna bohaterka
po studiach z literatury podejmując decyzję życiową dotyczącą
pracy nie kieruje się młodzieńczymi ideałami i marzeniami o
poezji, (te wszak nie zapłacą za nią rachunków), ale zostaje
dyrektorką kreatywną w People’s Republic, świetnie prosperującej
agencji reklamowej.
To nie jest praca
dla grzecznych panienek, ale Casey jest bardzo dobra w tym co robi.
Trochę z niej wyłazi „plastikowa średniolatka” jadąca na
forsie, instagramie i alkoholu, trochę wredna „sucz”.
Sama mówi o sobie,
że jest jak buldożer, ma ambiwalentny stosunek do matki, która
jest „najbielszą anglosaską protestantką spośród białych
anglosaskich protestantek w kraju”(s.38), ale ma też Susan,
najlepsza przyjaciółkę, która jest jej sumieniem, a właściwie
wyrzutem sumienia. Gigantycznym…
Polowanie na pisarza
nie jest w powieści miłym zauroczeniem, ale celem marketingowym, co
nie wyklucza też oczywiście pewnych konsekwencji intymnych.
I jest też
środowisko, które, powiedzmy uczciwie traktuje kobietę jak rzecz.
Zresztą, może nie środowisko, a tylko niektórzy jego
przedstawiciele? Ich diagnoza kobiecości objawia się jednym
zdaniem: „Uwielbiasz fiuta”(s.157) i często na tym właśnie się
kończy.
Cała sprawa jest
jednak o wiele bardziej skomplikowana i ociera się o wielki świat
celebrytów, o wredne zagrywki, nieuczciwość… I o to, że nie ten
winny, kto winny, ale ten, kto mniej ważny. Nie jest to amerykańskie
odkrycie, działa na całym świecie, niemniej jednak jest przykre…
Na dodatek ta
książka napisana jest w dość niezwykły, dla lekkich powieści
sposób.
Nie liczcie na to,
że da się przerzucić kilka kartek, lub przeczytać je pobieżnie,
nic z tych rzeczy, ten styl narracji wymaga uwagi i odwagi by
zagłębić się w dywagacje na temat życia bohaterów, dywagacje
dające nam pojęcie o tym co dzieje się naprawdę i od zewnątrz i
od środka.
Książka jest gęsta
od strumienia wspomnień, znaczeń, aluzji do kultury i popkultury.
Sama akcja ma o wiele mniejsze znaczenie, choć jest dynamiczna,
miejscami zabawna, miejscami nawet dość gorzka.
Wszyscy twierdzą,
że głównej bohaterki nie da się polubić, ale nie mają racji.
To kobieta walcząca
o siebie, pełna sprzeczności, ale i wiary w swoje możliwości,
kobieta sukcesu, która ten sukces potrafi uzewnętrznić. Owszem,
bezczelna, wkurzająca, złośliwa, ale i uczciwa. Ktoś, kto prędzej
odgryzie ci głowę patrząc ci prosto w oczy niż wbije nóż w
plecy i za to należy ją szanować.
A ja polecam.
Pewnie nie jest to
książka dla każdego, i może nie na każdy moment, ale daje dużo
dobrej energii i stawia do pionu, a to też warte jest polecenia.
Ja także jestem już po lekturze. I miałam zupełnie inne odczucia. Może będę w mniejszości, ale ta książka zupełnie mnie nie porwała, a wręcz czasem zanudziła na śmierć. Owszem, miejscami była zabawna, ale nie na tyle bym mogła dać jej wysoką ocenę. Niestety, ale nie polubiłyśmy się i nikomu nie będę polecać tej książki, niech czyta na własną odpowiedzialność ;)
OdpowiedzUsuńA mnie w sumie spodobała sie, może nie sama akcja, ale narracja. Ciężka, zagmatwana, wieloznaczeniowa, takie lubię, ale wiadomo, każdy odbiera literaturę inaczej.
OdpowiedzUsuńJa niestety w tym przypadku mam inne zdanie i nie mogłam zaakceptować Casey... :)
OdpowiedzUsuń