Udostępnianie starych postów nie ma sensu w ogóle, ale czasami ma go jeszcze mniej. To po prostu najzwyklejsza masakra. Wczoraj zobaczyłam post z wychudłym koniem i podpisem „Jutro Zosia idzie na rzeź pomocy, udostępniajcie”.
Problem był taki, że post był sprzed 5 lat i ta sprawa została już jakoś zakończona, albo dobrze, albo źle, ale jednak definitywnie.
Pomyślałam, że może te kilka osób, które udostępniły wiadomość w sumie niezbyt miłą po prostu się zagapiło, tak jak niektórzy z nas przy sprawdzaniu daty ważności soli himalajskiej, albo fasoli mung, Nieopatrznie więc zwróciłam im uwagę, że post jest nieco przeterminowany.
Po czym okazało się, że jestem „łachudrą bez serca”.
„ Biedny koń cierpi, a ty czepiasz się głupot” – fakt, czepiam się bo to głupota, ale mam na swoje usprawiedliwienie to, że daty bywają ważne, zwłaszcza w takich sytuacjach, a pomoc wstecznie nie działa.
Tę „łachudrę bez serca” jeszcze bym znosiła mam mózg i dystans do swoich wad, niestety dalej było tylko gorzej.
- Wynocha z mojej ściany, mam prawo publikować co chcę” – tu się zgodziłam z (prawie) całą stanowczością, ma prawo, ale wyjaśniłam, że lepiej by było, żeby posty były aktualne, to pomoc mogłaby być skuteczna.
- Skąd wiesz, że nie będzie? - zapytała osoba facebookowa z groźnym warczeniem w ikonce.
- Minęło pięć lat. Pomoc nie działa wstecz! - zauważyłam nieśmiało.
Osoba się zagotowała i rzuciła w mnie argumentem nie do odparcia.
- Bóg wszystko może!
W takiej sytuacji znikam, bo jeżeli już dochodzi do czegoś takiego, to w chwilę potem lecą łzy i groźby karalne.
Wciąganie Boga do kłótni ba Facebooku jest słabe.
Następny, tym razem to był facet, od razu usadził mnie politycznie.
- Kolejna wywłoka! Serca nie masz, mózgu też, na pewno głosowałaś… (tu postawił swoją diagnozę polityczną, której nie przytoczę).
Ze zgrozą zauważyłam, że zwrócenie uwagi stało się przestępstwem polityczno religijnym. Jak, kto i dlaczego jest w stanie połączyć konia czekającego przed kilku laty na rzeź z polityką? Chyba tylko Polak na Facebooku.
I tak sobie pomyślałam, ze nie ma sensu z tym koniem się kopać.
Nie zwrócę więcej nikomu uwagi na przeterminowane posty, na durne wciąż powielane zawiadomienia sprzed trzech lat o możliwości adoptowania psa, o szczeniaczkach czekających na dom od pięciu lat, które może nadal na dom czekają, ale szczeniaczkami już nie są.
(Nie bijcie! Pięcioletni pis nie jest szczeniaczkiem.)
Nic nikomu już nie powiem, nie zwrócę uwagi, nie narażę się na awanturę, ale ludzi, którzy udostępniają takie badziewie bez czytania wolę nie mieć w znajomych.
W ten sposób nie będę „łachudrą bez serca”