Zatrzasnęłam się w śmietniku osiedlowym. Wiecie, głupota, wiatr, pośpiech i zapachy, których chciałam uniknąć zamykają… tak. Oczy!
Klucze miałam ze sobą więc myślałam, że , ok, nic mi nie będzie.
Skoro to piszę, a nie piszę ze śmietnika to jednak przeżyłam, ale…
Jakiś bardzo mądry człowiek, nie muszę dodawać, że mądry „inaczej” wymyślił sobie drzwi pancerne do śmietnika. No dobra, nie były pancerne, raczej bajkowe, choć nie bajeczne. Po pobycie tam zrozumiała jak to mogło być, że Czarownica, która tuczyła Jasia nie była w stanie sprawdzić, czy on gruby, czy chudy i kazała mu pokazywać paluszek, a on podsuwał jej patyczki.
No owszem to ostatnie jest nieco nierealne, ale…
Otóż. Zatrzasnąwszy się w śmietniku, nie na zamek, ledwie na klamkę zaklęłam soczyście. Dlaczego? Zaraz się dowiecie.