Siedzę sobie przed telewizorkiem i coś tam usiłuję oglądać, a tu nagle reklama. Zaczyna się nawet ciekawie (jak na reklamę z prysznicem i gołym facetem – w domyśle oczywiście).
Ktoś stwierdza, że „musi mieć spokojny umysł” po czym myje włosy szamponem przeciwłupieżowym.
A mnie się to kojarzy od razu, że facet ma ten łupież na umyśle… (na mózgu jeszcze bym zrozumiała, choć to też dziwne), ale cóż…
No i teraz zastanawiam się jak to się objawia ten umysłowy łupież.
I tak myślę, że skoro łupież to coś co jest niepotrzebne, przeszkadza i źle wygląda, to może chodzi o inteligencję?
Nie jest w sumie teraz za bardzo w cenie.
Lepiej jej nie pokazywać, bo zaraz wszyscy mówią, że się sadzisz jak jajko na boczku, że jesteś sztywny jak zimne nóżki w galarecie, albo że masz wymagania jak Grażyna na all inclusivie .
Ostatnio coś takiego usłyszałam. Konwersacja jak konwersacja, niestety tematu nie znam.
- ...a, bo pani to może z tych inteligentnych jest? - zapytał starszy mężczyzna jakąś panią w Biedronce koło pieczywa.
- A nie, no co pan, ja normalna jestem! - odpowiedziała z dumą i to przywiodło mi na myśl jedną z piosenek Bułata Okudżawy.
„Każdemu mądremu stempelek na łeb
(...)
A głupich, jak zwykle, nie widać.”
Bo teraz to lepiej się z inteligencją nie wychylać.
I należy ją albo ukrywać (a fe! Albo autodafe) albo zwalczać. To drugie jest łatwiejsze, bo a nuż coś powiesz, wsadzisz w zdanie jakieś słowo, może „aczkolwiek”, „bynajmniej” ewentualnie „ewentualnie” i już cię mają.
A zwalczanie bywa proste i skuteczne.
WziąŚć (koniecznie wziąŚć, nie wziąć) trzy porcje majteczek w kropeczki, 365 dni, kilka złotych, ale nie skromnych łańcuchów, do tego trochę wrzasku, trochę przekleństw, dużo teorii spiskowych i już… Gotowe.
A tak poważnie inteligentni ludzie muszą wyginąć, oni do tego świata się nie nadają.
Nie lubią hejtu i disco polo, nie trolluja, nie oszukują, czas spędzają na myśleniu… Czytają książki czasami nawet grube książki.
Normalnie dinozaury.
Ostatnio przyglądałam się w sieci pewnej dyskusji, w której jedne z rozmówców stwierdził, że dinozaury wyginęły z powodu meteorytu… tunguskiego.
Poważnie. I mój rozmówca bardzo się zdziwił, że to było w 1908 roku. To znaczy meteoryt, nie dinozaury.
Nie to, że nie uwierzył.
Uwierzył.
- No i teraz wszystko jasne – stwierdził – na pewno były zaszczepione.
I tak sobie myślę, jak już to wszystko się wyprostuje i naprawi, może ktoś spróbuje znaleźć szczepionkę na głupotę.