środa, 7 lutego 2024

Walentynkowy PROBLEM




Mam autentyczny problem z „walentynkami”.

Odkryłam je jakieś trzydzieści lat temu, bo wcześniej, może i były, ale o ich istnieniu nie miała pojęcia. No, w każdym razie w Polsce.

Nikt nigdy nie dawał plastikowych serduszek, ani nie wysyłał dziwacznych kartek z tym świętem związanych, bo jak rozumiem to chyba jest święto.

Jakieś. Nie wiem jakie, ale się je święci w sposób iście plastikowy, choć właściwie wszystkie ostatnio schodzą na plastik.
I nie mówicie, że nie!

No, ale ja nie o tym.

Mnie fascynuje co, komu i dlaczego należy dawać.
ALBO NIE dawać.
Czy komornikowi na przykład wypada? Byłej żonie na oczach obecnej? Policjantowi? (Tu może być kłopot)

Podobno początkowo było to święto zakochanych.

Dobra, nawet fajny pomysł, żeby zrobić z siebie idiotę, dając kartkę z miłosnym wyznaniem (NA PIŚMIE! - O matko!) osobie, która możliwe, ze ma nas w głębokim poważania (Tak w tym, głębokim poważaniu) i zechce nas wyśmiać, obgadać, ośmieszyć

No, ale potem poszło to ciut dalej. Serduszka prosto z Chin zaczęły być obowiązkowe wszędzie, w domu, w szkole i w pracy.

Zaczęto nawet dawać walentynki nauczycielkom od matematyki (sic!)… To jednak przegięcie!

Niby chodziło o odwołanie kartkówki, ale jednak przegięcie. Matematyki, rozumiecie??? To dopiero przegięcie!

No, a impreza walentynkowa z własnym dyrektorem i całą reszta, ale jednak  to już masochizm. Choć "opłatki" też firmowe bywają.

Teraz walentynki się daje nawet koleżankom z pracy.

Do niedawna myślałam, że jest to układ „miłościowy”, a tu bach i serduszka dla pani z sekretariatu, dla pani od chemii, oraz dla sąsiadki bo miła. Nie wiem kto i dlaczego tak to rozbuchał, ale chyba jednak sprzedawcy plastikowych paskudztw produkowanych przez biedne chińskie dzieciaki, które i tak nic z tego nie będą miały może poza skoliozą.

Jasne, mówię to z punktu widzenia (i siedzenia) osoby do której nikt z walentynkami się nie pchał, ale jednak…

I się zastanawiam, jeżeli w zaledwie trzydzieści lat można było wypromować takie plastikowe g… przepraszam „coś”, to może sobie sami wypromujmy święto pisarzy, ale takie wiecie, z rozmachem, z kupowaniem książek, z rozdawaniem ich, ale bez plastikowych serduszek.

Zdaje się, że istnieje nawet patron pisarzy!

No to jak? 

wtorek, 6 lutego 2024

Złe recenzje.


Złe recenzje.

Część ludzi myśli, ze złe recenzje to te, w których czytelnik stwierdza, że książka mu się nie podobała.

Otóż nie. Takie recenzje może nie są „cudownie dobre”, ale nie są złe!

Książka ma prawo się nie podobać, a takie recenzje mają prawo się pojawiać, a jeżeli są (dodatkowo) uzasadnione, to naprawdę genialna sprawa.

Takie recenzje pokazują autorowi co mógłby (choć nie musi) zmienić, oraz pokazują pewnej grupie ludzi, że książka im się zdecydowanie nie spodoba, więc nie ma sensu się z nią męczyć.

poniedziałek, 5 lutego 2024

Uwaga! Przeklinam.



Uwaga, przeklinam!

Nie, że kogoś! Co to, to nie! NIGDY! Ja tylko używam języka niecenzuralnego, ale to właściwie nawet nie ja, tylko bohaterowie moich książek, najczęściej tylko niektórzy, ale i tym innym czasami się trafia coś soczystszego, jak im na przykład cegła spadnie na głowę.

Narrator jest grzeczny i święty jak niemowlę w kąpieli, nawet się cholerą nie zająknie. Nic z tych rzeczy, a część czytelników ma do mnie pretensje, nie o narratora, a o bohaterów.

niedziela, 4 lutego 2024

"Kingiem to ty nigdy nie będziesz!" - ocenianie na LC


Ostanie wydarzenia znów zwróciły moją uwagę na ocenianie książek.

No bo rzeczywiście, na takim na przykład LC oceny to ważna rzecz, tu gwiazdka, tam pięć i samopoczucie autora albo szybuje ku zachwytom, albo opada na dno piekieł.

Jestem jak najdalsza od przeceniania hajpu i hejtu, wszak to dwie strony tego samego medalu, ale zastanawiam się jak to jest.

Ludzie oceniają książki z wielu względów. Niekiedy po to, żeby przywalić autorowi, żeby nie myślał, że coś osiągnął, bo to wszystko jest o „dupę roztrzaskał”, a on „marny jest i Kingiem nigdy nie będzie, więc trzeba mu dowalić”.

Widzę tu jednak pewną sprzeczność i wcale nie chodzi o kopanie leżącego, ale o dokopanie, żeby padł i leżał. Bo skoro on „takie nic”, to po co mu to jeszcze udowadniać?

Czasami ocenia się książki, żeby pokazać znajomym, że „też jestem fajny i lubię to samo co wy, oraz nienawidzę tego samego”.

Jeżeli Ania z VI „b” dowaliła jakiemuś autorowi to i ja muszę bo Ania jest fajna.

Oczywiście przesadzam to wcale nie musi być ten akurat przedział wiekowy, to tylko przykład.

Czasami ocenia się książki po autorze trzymając się bardzo konkretnej zasady.

„Brzydki, gruba, dowalić!” - przecież brzydcy i grubi ludzie nie powinni się pojawiać w naszym pięknym świecie, a jak ładny i miły oraz utalentowany to tym bardziej "dowalić"! Żeby mu za dobrze nie było!

Oczywiście bywają też oceny bardziej wyważone i ze wszech miar dogłebne..

„Ale durna książka, nie polecam!” - można przeczytać to tu to tam jakby książka była kremem na spękane pięty, a autor tej „recenzji” literackim guru.

Nie inaczej się ma oceniane po gatunku.

„To w ogóle nie był romans!” - z odrazą pisze ta i owa, lub ten i ów pod kryminałem z wielkim rozczarowanie. No, no… Na okładce było napisane „KRYMINAŁ” skąd więc to zdziwienie?

„nie czytam okładek, czytam książki” – odpowiada recenzent dumny z siebie. I mamy nową odsłonę hasła „nie oceniam książki po okładce”.


Ostatnio moja znajoma dostała mnóstwo jedynek od jednej osoby pod książkami wydanymi w jednym wydawnictwie i sporo dziesiątek za książki wydane w innym.

Bardzo mnie to zaciekawiło.

To znaczy, że co? Ktoś postanowił ocenić lojalność autorki w stosunku do wydawcy? Tego jeszcze nikt nie praktykował. Takie nowe podejście do literatury!

Jest też możliwość, że to ktoś, kto tego wydawcę kocha i chce się do niego dostać….. Nie, no NIEMOŻLIWE, literacka brać NIGDY pod sobą nawzajem dołków nie kopie. Prawda? No, powiedzcie, prawda?


W serwisie Biblionetka książki ocenia się „dla siebie”, to znaczy, żeby potem algorytm polecający książki wiedział czego danemu czytelnikowi nie polecać, ale na LC takiej opcji nie ma.

Jak więc to jest?

I od razu mówię nie jestem osobą, która w dziesiątki wierzy bez zastrzeżeń, ale w jedynki tym bardziej nie chce mi się wierzyć, bo w KAŻDEJ książce można znaleźć coś ciekawego.

I tak dalej… Serwis LC lubię, robi dobrą robotę, tylko niektórym recenzentom trzeba uświadomić, że nie jest to poletko do dokopywania autorom a miejsce, gdzie pisze się o książkach.

Przed chwilą miałam napisać „pisze się o literaturze”, ale zrezygnowałam. Zaraz ktoś by mi dokopał, że jaka to literatura…. Toż to chłam, a ja Kingiem nigdy nie będę... (Cieszę się! Lubię być kobietą)