Iwona Mejza ma pióro lekkie i potrafi nim zwodzić. Czytałam jej książki, które były lekkie i zabawne, takie, które zapraszały do delikatnych i uroczych, literackich światów, a teraz przeczytałam książkę, która z nimi wszystkimi ma coś wspólnego nie licząc nazwiska autorki.
„Sprawy rodzinne” to powieść całkowicie inna i wcale nie tylko po narrację chodzi, ale też o język. Autorka nadal pisze pięknie i elegancko, ale ta książka aż skrzy się dowcipem, może nieco czasami, a sarkastycznym miejscami podszytymi odrobiną złośliwości , ale życie, to jest życie, na to nic nie da się poradzić, a sprawy rodzinne jak sama nazwa wskazuje to „sprawy rodzinne”.
Taki jest po prostu życiowy układ, że „zły to ptak co własne gniazdo kala”, :”brudy pierze się tylko w rodzinie”, a sąsiad ma wiedzieć, że jesteś najszczęśliwsza na świecie inaczej sobie może pomyśleć, że nie jesteś, a to przecież byłoby nie do pomyślenia i cóż, że jest prawda? Kogo właściwie obchodzi prawda?
Jest od czasów Facebooka, coraz mniej ceniona, ale takie układy nie media społecznościowe wymyśliła. Tak było od wieków.
Dlatego, kiedy główna bohaterka książki dowiaduje się pewnego ranka, że jej małżeństwo się nie układało jest bardzo zdziwiona, tym bardziej, że ona tego nie wiedziała będąc żoną od lat, a całe miasto doskonale sobie zdawało z tego sprawę.
A potem wszystko wali się jej na głowę, w wydaniu Iwony Mejzy to „wszystko” nie jest końcem świata, choć odkrycie kto jest kochanką męża zakrawa na okrucieństwo losu (w tym wypadku autora).
A teściowa. Chwilowo obecna, ale zaraz potem była staje na wysokości zadania.
Osobiście taką znałam. Naprawdę istnieją, choć należą do ginącego gatunku kobiet, które potrafią docenić kobiety (i ich skomplikowane sytuacje) w świecie dzióbków i piękna na pokaz.
Rzeczywiście książka napisana jest fajnym językiem. Nie dołuje, choć nie jest pozbawiona momentów trudnych i przykrych. Przeczytała w jedną noc.
Nie przepadam za obyczajówkami, ale ta ma bardzo fany przekaz, świetny, lekki, kpiarski język i dużo zdecydowanie ciekawych treści (pominąwszy fabułę) bo można z niej wyciągnąć sporo lekcji, choć NIE moralizuje.
I nie jest ckliwa. Dzięki Bogu i autorce nie jest ckliwa, bo ja ckliwości nie znoszę!
Zatem bardzo polecam. Naprawdę.