niedziela, 22 lipca 2018

O pewnej amputacji.


Kiedy byłam nastolatką nie należałam do najpiękniejszych, jako i teraz nie należę, ale wtedy miało to dla mnie znaczenie. Natura poskąpiła mi twarzy aniołka, figury modelki, prostych ząbków i ślicznego małego noska, nie wspominając już o włosach.
Noskiem to nawet przegięła i to ostro w drugą stronę!

Wiadomo, że jak natura poskąpi ci jednego, to w zamian daje coś innego. Mnie dała w nadmiarze tylko kilogramy i wielki, gigantyczny, kościuszkowski nos, ale ja nie o tym.

Otóż żeby się nieco upiększyć, postanowiłam rozjaśnić moje bure włosy… No, bure, wiem, kolejna niesprawiedliwość losu, ale co tam.


Jako, że internet nie istniał i nie bardzo miałam gdzie dopytać, dowiedziawszy, że włosy rozjaśnia się kremem, nabyłam wielką puszkę kremu i wtarłam zawartość we włosy.

Tak, zgadliście, to był krem Nivea i wcale niczego nie zamierzał rozjaśniać. Włosy miałam tak tłuste, że wstyd było wyjść z domu, a udało mi się doprowadzić je do jako takiego porządku myjąc głowę kilkakrotnie w proszku iXi i mydle siarkowym, po czym wyłysiałam.

Włosy w końcu mi odrosły, ale od tej pory z pewną rezerwą podchodzę do niesprawdzonych czynności upiększających, to jednak o czym usłyszałam wczoraj dosłownie zbiło mnie z nóg.


- A wiesz co się stało? - na spacerze zaczepiła mnie znajoma odwiecznym zagajeniem plotkary – Marice amputowali dupę!


Pominąwszy oczywisty skok myślowy, usiłujący odpowiedzieć na pytanie, kim do cholery jest Marika, wpłynęłam na oceany możliwości amputacyjnych, znalazłam wiele części ciała, które czasami bywają amputowane, pośród nich jednak dupy jakoś nie było.

- Coś chyba pokręciłaś, dupę? Niemożliwe. Jakim cudem i dlaczego?

Znajoma cała aż pokraśniała i rozświetliła się uśmiechem.

- Bo sobie coś w tyłek wstrzyknęła – odpowiedziała z zachwytem.
- Narkotyki?

- A tam, narkotyki to pół biedy, jakiś cement czy silikon, albo inne gówno sobie wstrzyknęła i takie wielkie jej się porobiło, na każdym pośladku miała trzy nowe, no i jak siadała to jej chrzęściło i matka się zorientowała.

- Matka?

- No przecież Marika to ma szesnaście lat…


Jasne, przynajmniej wiem skąd jej nie znam, ucieszyłam się w duszy.

- Chciała mieć wielki tyłek. Najpierw nosiła takie sztuczne półdupki, co w chińskim markecie można z majtkami kupić, ale mówiła, że półdupki są za małe. No i z internetu kupiła jakieś coś, takie co wstrzyknęła sobie, to znaczy koleżanka jej wstrzyknęła i buły jej się zdobiły…

- Steatopygia?

- Jesuuu, to te buły mają nazwę?

- Nie buły, tylko taki wielki tyłek, ale co z tą amputacją?

- A bo coś jej się otorbiło, gorączki dostała i okazało się, że to co kupiła to był jakiś silikon, ale nie do człowieka, tylko jakiś inny i matka wpadła w panikę. Zaraz szpital, wiesz operacja, amputacja… I teraz przez pół roku dziewucha nie będzie mogła siedzieć…
- Boże, biedna dziewczyna…

- A tam, zaraz biedna. Młoda, ładna i będzie bardzo bogata… tyłka nie ma, to fakt, ale za to już trzy telewizje się do niej po wywiady zgłosiły.
- Będzie opowiadać o szkodliwości takich zachowań?

- Nie, o usługach prawnych dla nastolatków.

- Co??? - zdziwiłam się niepomiernie.

- No, o terrorze rodzicielskim. Matkę o zniszczenie życia podała i żąda od niej odszkodowania za piękny tyłek i za to, że rzucił ją chłopak.

I co wy na to?

2 komentarze:

  1. Myślę, że to świetny pomysł. Może wkrótce będzie można podawać rodziców do sądu za nieprzemyślaną prokreację i nieodpowiednio dobraną lub ubogą pulę genetyczną.
    Nie wiem co jest z tymi wielkimi zadkami, ale z niecierpliwością czekam na moment, kiedy znów będą modne brzuchy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wenus z Willendorfu też miała taki tyłek... Np a rodziców można o odszkodowanie będzie pozywać, za sam fakt urodzenia :(

    OdpowiedzUsuń