poniedziałek, 23 lipca 2018

Czarna opowieść o białych aspiracjach.



SCHOLASTIQUE MUKASONGA

MARIA PANNA NILU

CZWARTA STRONA
Czytałam tę książkę ponad rok temu. Interesuję się książkami o Rwandzie i przyznam, że wiele ich czytałam. Wszystkie ( albo prawie wszystkie) były pisane niejako „z zewnątrz”, to znaczy ich autorami nie byli Rwandyjczycy. Ta skusiła mnie właśnie z tego względu, że jest to opowieść, napisana przez Rwandyjkę, kto jak nie ona potrafi napisać to tam naprawdę się działo?


Bałam się makabry, koszmarnych opisów, krwi, owszem, tego uniknąć się nie da, ale ta książka opowiada właściwie o czymś innym, może po prostu inaczej przedstawia konflikt?

Człowiek jest miarą wszechrzeczy” jak twierdził podobno Protagoras, ale gdyby bliżej przyjrzeć się temu zdaniu z dwudziestowiecznym cynizmem, to dojdziemy do wniosku, że tylko biały, zamożny, ustosunkowany człowiek, ze swoimi „białymi” zwyczajami, „białym” podejściem do świata i oczywiście „białym” bogiem.

Biorąc ten stan rzeczy za pewnik, kolonizując czarną Afrykę biały człowiek uformował tubylców „na wzór i podobieństwo swoje”. Co z tego powstało? Dziwny człowiek, twór bez korzeni w swojej kulturze, bez własnych zwyczajów, ale i bez nabytych bo zbyt świeże, z pogardą dla tego co czarne, a więc i właściwie dla siebie samego, bo jego skóra ( mimo kremów wybielających), serce i dusza, nadal są czarne.

Kim jest Maria Panna Nilu? To Matka Boska, Maria Panna, tylko, że ta jest czarna. I ma nos, nos, który sprawia, że stawia się po stronie jednego z plemion, bo przecież nie może tak być, że Matka Boska ma nos Tutsi! Powinna być podobna do Hutu!

W tragicznie groteskowym liceum dla panien prowadzonym przez zakonnice, liceum mającym za patronkę Marię Pannę Nilu uczą się córki notabli. I wszystko tu jest „białe”
doskonale przystosowanie do tej „białości”, która nobilituje, owszem, można mieć czarną skórę, ale maniery białego człowieka. I wszystko jest temu podporządkowane, stroje, jedzenie, język i wiara, jakkolwiek zupełnie to nie to przystaje do uczennic i świata, w którym żyją. To liceum to awans społeczny i nobilitacja dla rodzin, to inny, wielki świat, ale to też odzwierciedlenie nastrojów społecznych, które wcale nie są łagodzone przez prowadzące szkołę zakonnice, czy księdza spowiednika.

Dziewczęta tęsknią za swoim światem, ale poddają się tresurze jak małpki w klatkach. Zresztą i tu mnóstwo jest podziałów politycznych, społecznych, finansowych…

Biały człowiek jątrzy by rządzić nawet w tym małym światku, w którym jak w soczewce mikroskopu skupia się obraz świata na chwilę przed katastrofą .

Ta opowieść to pozornie opowieść o szkole, o przyjaźniach, o marzeniach dziewcząt, o tęsknocie za miłością, czy domem, ale tak naprawdę
to opowieść o nadchodzącej zagładzie, szaleństwie i szukaniu bezpiecznego miejsca na świecie. Także, ale nie przede wszystkim, o śmierci.

Pozornie spokojna i pogodna narracja ukazuje krok po kroku to co kłębi się pod wierzchnią warstwą tego przemalowanego na biało świata.
Tego oklejonego warstwami białego pudru społeczeństwa, które mając swoje wartości na siłę chce przyjąć inne, nowe, tylko dlatego, że są białe i eleganckie. Ta elegancja jest zresztą o tyle złudna, że biali kłamią, kradną, oszukują i gwałcą, ale uchodzi im to na sucho, bo… są biali.

Opowieść pokazuje historię państwa, które dla białych nie ma historii, jego kulturę, wyszydzaną bo inną. Nieprawidłową i bezsensowną, bo ukazującą wielowiekowe tradycje, których biali nie akceptują. Podział społeczeństwa na lepszych i gorszych to klasyka postawy „dziel i rządź”. Postawy, która w konsekwencji doprowadzi do śmierci setek tysięcy ludzi.

Tę książkę czyta się ciekawie, sama początkowo byłam trochę zaszokowana, bo to „czarne” pisanie jest inne niż nasze, więcej w nim muzyki, smaków, zapachu, śpiewu i tego nieokreślonego podejścia do życia, tak nieoczekiwanie onirycznego i wręcz organoleptycznego, ale trzeba przeczytać bo nie tylko o pięknie mowa, ale i o rozpaczy, nadziei i śmierci.

To taka książka, o której myśli się nawet po roku z pewnym niedosytem i chęcią powtórki, z zaciekawienie poszukiwacza literackich skarbów, który boi się, że coś przegapił.
Przyznam, że warto.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz