poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Atak na Vanity Publishing bo to wróg, czy może sposób na dowalenie?

Jest ostatnio ( a może właściwie od zawsze) duża nagonka na Vanity Publishing i nie zamierzam się w nią wtrącać, czy stawać ani po jednej ani po drugiej stronie. 

Chcę tylko zwrócić uwagę na pewną praktykę, która… hmmm… jest dziwaczna. 

Wiele osób twierdzi, że ważne jest by piętnować nie autorów, a jedynie firmy, które wydają książki za pieniądze autora. 


Jasne, super, oczywiście! Tylko jakoś wyraźnie widzę, że firmy mają się dobrze, a po łbach i łapach, oraz po nosie dostają autorzy. Czasami dostają też po pysku tekstami w stylu „selfów nie czytam”, „wszystko co self to śmieć” i kilka innych przemiłych tekstów, ale… 

To też nie moja sprawa. 

Mnie interesuje coś innego. 

Jak to się do jasnej…. ( tu wstawić coś brzydkiego) … ma do uderzania w firmę? 

Bo to raczej nie FIRMA dostaje po pysku… 

Tak naprawdę to „uderzanie” w firmę to często przykrywka by poznęcać się nad tym czy innym autorem. 

Co ciekawsze wszyscy walczą o ty by tych firm nie promować, ale… 

Jest kilku autorów, którzy wydają w TYCH SAMYCH firmach, twierdząc, że nie płacą za wydanie. 

Moje pytanie brzmi, po pierwsze, czy to nie jest promowanie tych „paskudnych” firm wydawniczych( naprawdę nie???) i po drugie… 

Dlaczego jeden autor ma dostać po głowie ( przecież nie za to, na co wydał własne pieniądze, a właśnie za wydawanie w TAKIM wydawnictwie), a drugi już nie? 

Jednemu wypada, drugi jest głupi? 

Gdzie tu sens gdzie logika? 

Nie promować? Dobra, nie promujmy, ale nie używajmy tego jedynie do tego celu by walić w tych nieszczęśników, którzy zapłacili za wydanie. ( Twierdzicie, że NIE mogli nie wiedzieć jak to działa w praktyce? MOGLI, choć to właściwie też nie ma znaczenia) 

Bo jakoś nie widzę tu nic innego, tylko znęcanie się nad autorami, a nie szkodzenie nieuczciwym wydawnictwom, które wypuszczają na rynek gnioty. 

Dlaczego jeden autor TEGO SAMEGO wydawnictwa jest CACY, a drugi BE? 

Bo jeden zapłacił, a drugi nie? 

Tylko w obecnym stanie, przy RODO nie ma ŻADNEJ pewności, kto zapłacił, a kto nie. 

Na książkach tego nie wypisują! 

Tak? 

Bo wydaje mi się, że mamy do czynienia z sytuacją, kiedy wydawanie w jednym KONKRETNYM wydawnictwie to WSTYD i OBRAZA BOSKA, ale tylko dla pani XXX, i YYY bo już pani ZZZZ może tam wydawać i to jest o.k. 

Ja tego nie rozumiem. 

Nie, nie chcę mówić źle o tych autorkach, które wydają w „takich” wydawnictwach i nic za to nie płacą, ale nie podoba mi się też jak koledzy i koleżanki ( po piórze też) źle się odnoszą do tych, którzy wydają tam i płacą… 

Nie oceniajmy ludzi w tak pełen agresji sposób. 

I nie oceniajmy książek, których nie przeczytaliśmy, a jeżeli nie chcemy ich czytać tylko dlatego, że wydało je TAKIE wydawnictwo, to nie mówmy o nich wcale i tyle. 

To jest naprawdę łatwe. 

A walenie w autorów… Wyzywanie ich od gniotorobów? 

Nie ma chyba sensu, czytelnik sam osądzi. 

Może raczej powinno się uświadamiać, a nie oceniać? 

Pokazać jak tam wygląda korekta, redakcja, jak wygląda dystrybucja i wybieranie autorów – dopiero to coś może dać, a nie agresja słowna wobec koleżanek i kolegów, którzy padli ofiarami niewiedzy i zachłanności takich firm.

Ja też JESTEM przeciw PROMOWANIU tych "wydawnictw", ale nie kosztem ludzi!

4 komentarze:

  1. Ciekawe spostrzeżenia. Ja w sumie nie przykładam wagi do tego jakie wydawnictwo wydało daną książkę. Skupiam się na treści.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie z tym rożnie bywa, ale i tak książka najważniejsza, a nie wydawnictwo, dużo jest jednak agresji wobec autorów tych wydawnictw, co bardzo mi się nie podoba...

    OdpowiedzUsuń
  3. Internet i sami ludzie są przepełnieni hejtem ... niestety... ja staram się to omijać (w końcu "nie ocenia się książki po okładce" i nie wrzuca się wszystkiego do jednego worka)

    OdpowiedzUsuń