wtorek, 9 kwietnia 2019

Kiedy virtual zamienia się w real.

Wiecie co jest najgorsze kiedy virtual zamienia się w real?
PANIKA.
A już panika w moim wydaniu jest po prostu nie do ogarnięcia!

Zaczęło się od tego, że miały przyjechać i miałyśmy się spotkać w rynku. Tak? Wszystko jasne? No nie do końca! Po pierwsze żadnej z nich w życiu na oczy nie widziałam, ( poza facefotkami – ale wiecie jak jest, nie zawsze są aktualne) po drugie nie wiedziałam kto ma przyjechać ( zapomniałam zapytać) po trzecie ile osób?


Myślicie, że to jakiś dziwny wygłup z mojej strony? Oczywiście że nie! Ja tak po prostu zawsze mam. Jestem roztargniona jak mało kto. 

Wiedziałam, tylko, że to koleżanki pisarki… Jedyną „wiadomą” w tych skomplikowanych równaniach była Kasia bo z nią miałam kontakt, mogłam oczywiście zapytać, ale po co?  

No i zaczęłam kombinowanie. 

Przyjadą samochodem. No przecież, że nie pociągiem. Ile miejsc ma samochód? 

Ja nie prowadzę, ale samochody w życiu widywałam, więc pomyślałam. Cztery, ale zaraz zastanowiłam się, czy może kogoś będą wiozły w bagażniku? Na wcisk? Na kolanach. Nie. Nie są takie jak ja, nie wpadłyby na taki durny pomysł, ale myśl ta nie dawała mi spokoju - widziałam jak studenci weszli w siedemnastu do malucha. 

Ale… Teraz nikt nie jeździ maluchem! 

Poszłam na rynek (umówione miejsce spotkania) i zaczęłam ich szukać. Ludzi nie było dużo. Rozejrzałam się i… Zobaczyłam cztery kobiety. 

Liczba mi pasowała. Wiek się mniej więcej zgadzał ( z moimi wyobrażeniami) szły razem i podeszły do słynnej ławeczki, na której wszyscy „nie tubylcy” robią sobie zdjęcia. 

To też mi pasowało. 

Ławeczka stała na drugim końcu rynku zaczęłam więc machać rękoma i gonić w ich kierunku, pokazując żeby na mnie poczekały. 

- Szukam was! - wołałam na cały głos. 

Nim dobiegłam zaczęły krzyczeć, opędzać się od czegoś i wrzeszczeć na mnie… Dobrze, że nie znam czeskiego. 

Nie były przyjaźnie nastawione mimo, iż w ręku nie miałam nic poza telefonem. To miało chyba coś wspólnego z tym „szukaniem”. 

Ponieważ koleżanki miały jechać z panelu literackiego w Szklarskiej, sprawdziłam, kto tam jeszcze był i nagle olśniło mnie. Zobaczyłam włosy! Stały całkiem niedaleko. Nie same, z właścicielką. 
Falujące, pierścionkowate włosy Iwony. To musi być ona, zdecydowałam, patrząc na zdjęcie w komórce. ( miałam jedno zdjęcie z panelu)

Tylko, że włosy były czarne, ale przecież mogła je od wczoraj przefarbować! Postanowiłam podbiec. 

Już, już miałam zagadnąć do stojącej tyłem Iwony kiedy ta odwróciła się i zrobiło mi się czarno przed oczyma. Dosłownie! To było dziwne. Owszem, włosy mogła przefarbować, ale twarz??? 

Przede mną stała jakaś Afroamerykanka i patrzyła na mnie groźnie. 

No tak. Amerykańska żołnierka. Stacjonują niedaleko stąd. W niedzielę dużo ich wylega na rynek. 

Patrzę i widzę Kasię. Ona przecież biega… Tylko dlaczego jest facetem w kasku, w stroju sportowym i na rowerze? Przyglądam się i widzę w tym facecie koleżankę pisarkę? Dlaczego? Nie pytajcie! Sama też nie będę się nad tym zastanawiać. To nie jest chyba normalne, a ja nie mam pieniędzy na psychiatrę. 

I nagle zaświtało mi w głowie, że może one będą w jakimś męskim towarzystwie. 

Możliwe, prawda? 

Zobaczyłam kilka grupek mieszanych, które jakby pasowały. 

Tylko skąd one wzięły tylu Chińczyków? 

Zrezygnowałam z rozmowy, zresztą nic by nie dała, Chińczycy mówili po niemiecku, ja niestety nie. 

Nagle zobaczyłam ognistorudą czuprynę. Hmmm, która z nich jest porządnie ruda? 

Może Hanna? 

Podbiegłam. Rude się rozmnożyły. Teraz były dwie. Obie bardzo wysokie. Tak po około dwa metry. Miały bary. Wielkie bary! Zaraz, zaraz. Przez myśl przebiegło mi pytanie, czy Hanna jest kobietą? Bo te dwa cosie na sto procent nie. To chyba ktoś z jakiegoś balu przebierańców? 

Była jeszcze babka z trójką dzieci i w ciąży, kto to mógłby być? 

Moje "znajome" Czeszki przeszły obok mnie pokazując mnie sobie oczami. Przerażonymi. 

A może ta babka w kaloszach w kwiatki, która skacze koło latarni? Pisarki bywają dziwne, może tak to się objawia? 

Siadłam na ławce i nagle zadzwonił telefon. 

Ucieszyłam się jak dziecko. 

Niestety to jakaś baba zapraszała mnie na pokaz garnków. 

Zaczęłam w duszy kląć. Na głos nie mogłam, bo naprzeciw mnie siedziała bardzo elegancka ( naprawdę) kobieta mocno po siedemdziesiątce, która klęła tak, że nie chciałam robić jej konkurencji. Zresztą miałabym niewielkie szanse. 

I wtedy przyjechały. 

I rozpoznałam je. Kasia bez roweru wyglądała dziesięć razy lepiej, Agnieszka nie miała ze sobą sześciorga dzieci, Grażyna nie była wzrostu dwumetrowego dragona, a Iwona nie przefarbowała sobie twarzy! 

Dzięki Bogu, psychiatra nie będzie konieczny. 

Dziewczyny, bardzo miło było spotkać się z wami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz