piątek, 9 lutego 2018

Diagnoza na recenzję??? A może jednak...

Wczoraj, przeglądając różne dziwne miejsca w sieci natknęłam się na recenzję jednej z moich komedii kryminalnych i dowiedziałam się, że jestem złą matką, co bardzo mnie ucieszyło, to znaczy nie to, że jestem złą matką, raczej to, że wreszcie wiem... Że ktoś mi to w końcu uświadomił!

Bo z tymi matkami to w sumie wcale nie jest tak, że w dziesięć minut po porodzie, (po cesarce też, choć niektórym się to nie podoba), kobieta oświadcza na papierze i podpisuje deklarację, że od tej chwili będzie złą matką. Nie, nie... Tak to nie działa. Ona po prostu nie wie i stąd potrzeba jakiejś zewnętrznej diagnozy, która takiej matce coś uświadomi!

Dlatego tak bardzo się ucieszyłam! 
Czyż to nie genialne?! Na podstawie jednej książki, nawet nie ostatniej ta pani, piszę „pani” bo osoba ukrywa się pod pseudonimem, ale używa jego żeńskiej formy, była w stanie zdiagnozować coś, co (pożal się boże „specjalistom”) zajęłoby całe godziny!

I tak pomyślałam, że tworzy nam się w naszym pisarskim świecie coś niesamowitego! Wręcz genialnego! Diagnoza na recenzję! Pomyślcie sobie - stan psychiczny, to pryszcz! ( psychikę i intelekt autora diagnozuje co drugi recenzent) Ta konkretna recenzentka jest w stanie zrobić o wiele więcej! Wyobraźmy sobie coś takiego! 

„Ze względu na zbyt częste używanie zdań podrzędnie złożonych oraz wielokropków u autora podejrzewa się kamicę nerkową, oraz łupież”.

„Całkowity brak użycia słowa pobrużdżony, oraz dwukrotne uczycie czasownika „gmerać” w formie imiesłowu przymiotnikowego czynnego, znamionuje zaćmę lewego oka, oraz zapalenie górnych dróg oddechowych”. 

Czyż to nie cudne?!

Zero kolejek do lekarzy! Zero płacenia... Nic tylko pisać! Ludzie, toż to cud! Wreszcie koledzy po piórze i klawiaturze będą mogli w spokoju oddać się pracy, zamiast tkwić bezczynnie w kolejkach do wszelkiej maści specjalistów.

Może to też pójść w drugą stronę.
 "Z informacji na FB wynika, iż dziecko autorki w tym roku przeszło operację wycięcia migdałków, stąd wniosek, iż mordercą w jej najnowszej książce będzie starszy brat, drugiej żony szwagra burmistrza"

Wierzę w możliwości recenzentki, tej, o której pisałam powyżej, ale i wielu innych, jestem pewna, że wkrótce powstaną wielobranżowe spółdzielnie recenzenckie specjalizujące się w takich tekstach.
Nic nie szkodzi zresztą, żeby poszło to dalej. Recenzje literacko medyczne, opisałam, powyżej, ale mogą być też literacko astrologiczne.

Na przykład takie: 

Stan skóry bohatera opisanego w książce pani B wskazuje, iż cotangens ascendensu przyniesie jej straty finansowe i nieoczekiwane spotkanie z... komornikiem”.
To może pójść też w kierunku mniej astrologicznym, a bardziej życiowym.

„Ilość literówek, oraz fakt, że autorka nadużywa słowa „który” we wszelkich jego formach wskazuje na zdradę męża. Plony marchewki w ogródki działkowym nie będą zadowalające.”

Teraz pewnie zrozumieliście dlaczego nie powiem, gdzie można znaleźć tę recenzentkę... Przecież zaraz by ją zawaliły tony książek, a ja w tym roku wydam kolejną i liczę, że dzięki wnikliwej recenzji tej pani będę mogła zrezygnować z kilku wizyt lekarskich, oraz z abonamentu u wróża Macieja.

Zastanawiam się też, czy mogłaby wypisywać recepty...
A może nawet pozwolenia na broń? Byłoby cudnie!

19 komentarzy:

  1. Ale wiesz, należałoby jeszcze rozważyć, na co choruje redaktor takiej książki, jeżeli też nie zauważył na przykład literówek. Może na tej podstawie dałoby się określić też, czy grozi nam epidemia jakiegoś schorzenia. Przyznam, że temat mnie zainteresował. Jadę w przyszłym tygodniu na badania, a może nie ma co się fatygować, bo mam dziewięć książek wydanych, więc może ktoś by mi diagnozę już postawił... ;) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może już ci postawił, a ty nieświadoma na nią nie trafiłaś... Tak jak ja. Trafisz może przypadkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jednak lepiej nie, bo człowiek w hipochondrię wpadnie. ;) :)

      Usuń
    2. Mam na półce pani książkę i czeka w kolejce. Chyba przyspieszę jej czytanie, bo może się okazać, że też mam jakiś talent, który mogłabym wykorzystać pisząc opinię o książkach (bo recenzje to za duże słowo)

      Usuń
    3. Zawsze się stresuję w takich sytuacjach... Poligon domowy czytuję czasami i podejrzewam o talent niezwykły... do pisania recenzji - opinii :)

      Usuń
  3. Ja tylko skromnie chciałam podsumować, że kocham Panią - Iwono Banach

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale tak serio? Jestem w totalnym szoku. Ktoś coś takiego wypisuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę przesadziłam, ale niestety nie wymyśliłam tego :)

      Usuń
  5. Ubawiłam się czytając Twój post 😁 Życie to jednak jest zaskakująca historia, a tacy ludzie pokroju pani recenzentki zapewnią kolejne "wrażenia" dla mózgu 😉

    OdpowiedzUsuń
  6. Ubawiłam się po pachy - jesteś niesamowita i naszła mnie taka refleksja - dobrze, że ja nie piszę bo na pewno zdiagnozowano by u mnie umysłowe poplątanie z pomieszaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Istoty człekopodobne zwące się recenzentkami - w tym wypadku, mają w głowach pomysły, które nie przyszłyby na myśl ot tak, zwykłemu czytelnikowi, wydawcy, redaktorowi, a już na pewno nie autorce Iwonie Banach w tym wypadku...Ale Iwona, w sumie to masz szczęście, że dowiedziałaś się tego o sobie. Gdyby ta recenzentka się nie objawiła to co??? Żyłabyś w niewiedzy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, czasami tak jest. Ja recenzentów kocham, ale czasami po prostu mi się ulewa :) I oczywiście przesadzam, ale to tylko dla zabawy.

      Usuń
  8. Nie kocham recenzentów, nie znoszę, ale czytam.
    Czytam i wyciągam wnioski.
    Czasami to smutne, czasami zabawne...świadczą o osobie, która podejmuje się recenzji.
    Irena-Hooltaye w podrózy

    OdpowiedzUsuń
  9. Iwonko, ludzie potrafią Ci wmówić, że rosół ze zdjęcia jest za słony :D Albo, że nie to nie boczek to słonina, albo, że to nie karkówka to boczek :D Pani się nie zna, oszukali Panią itp :D Mam wrażenie, że ówcześni ludzie często sobie uzurpują prawo do krytyki, chociaż ona nie miała by nic wspólnego z treścią. Szukają dziury w całym, by "dowalić" "a niech ma, ja robię to lepiej i tak". To bardzo polskie niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety tak, na wielu poziomach masz rację. Ja się prawie nie odzywam, żeby nie wywoływać reakcji...

      Usuń
  10. Chyba kupię kilka Twoich książek może odkryję i ja coś? Aż dziw bierze że jeszcze ich nie mam. Chyba kryminał by mnie satysfakcjonował. Kurczę Zamówiłam książek na 250 zł i jutro kurier mi nie dostarczy ale są to głównie książki związane z nauką w szkole i dietą pudełkową dla insulinoopornych ha ha A mogłam wrzucić do koszyka i jeżeli byłaby w księgarni Twoje dwie książki denatach! 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to są komedie, dla rasowych poważnych "kryminalistów" się nie nadają, no chyba, że się lubi szaleństwo i głupawkę.

      Usuń
  11. Jak to się mówi: nie ocenia się ksiązki po okładce, a pisarza po książce i fabule. Myślę, że w dzisiejszych czasach słowo krytyka nabiera innego znaczenia. Jest to bardziej hejt, atak niż krytyka

    OdpowiedzUsuń
  12. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylo sięgnąć po rzeczoną książkę i przeczytać ją wnikliwie. A nuż okaże się że ja też jestem złą matką :P To by było! :D

    OdpowiedzUsuń