wtorek, 13 lutego 2018

Znianawidzina i kochana...

Są tacy, którzy tę książkę lubią, są tacy, którzy odsądzają mnie za nią od czci i wiary, choć nie ma niej ani odrobiny seksu...
Recenzja, stara ale dla mnie właściwie nowa.


 PANI M

Zamknijcie psy i dzieci w pokoju, odłóżcie ostre przedmioty na bok. Nic nie pijcie i nie jedzcie, chyba, że chcecie opluć wszystko dookoła. Jesień za oknem, więc trzeba doładować swoje akumulatorki. Dziś będziemy się śmiać. Głośno i do rozpuku. Gotowi na Klątwę utopców?
Dagmara przez kilka dni musi zająć się swoim dziadkiem. Pomyślicie sobie, pikuś. Pogra z nim w karty, obejrzy parę seriali, zrobi mu coś do jedzenia, zabawi rozmową i wróci do domu zadowolona, że pomogła starszemu panu. Nic bardziej mylnego. Dziadek Dagi to specyficzny człowiek i za jego sprawą dziewczyna spędzi wakacje w zrujnowanym szpitalu psychiatrycznym na Roztoczu. Wszystko byłoby dobrze, w końcu sąsiedzi byli mili, gdyby nie to, że ktoś postanowił wymordować pół wioski. Na domiar złego okazuje się, że Dagmara może mieć z tym wszystkim coś wspólnego. Wygląda na to, że i ją dopadła słynna w tym miejscu klątwa utopców.
Nie znałam wcześniej nazwiska autorki. Nic mi ono nie mówiło i sięgnęłam po książkę w ciemno. Nieco obawiałam się tego, że specyficzny humor nie przypadnie mi do gustu. Na szczęście moje obawy były bezpodstawne. Mój egzemplarz książki nieco ucierpiał, gdy kilka razy poplułam go ze śmiechu. Nie wspomnę już o tym ile nakapało na niego łez podczas nagłych ataków, jak to mówi moja mama, chichrawki.
W książce króluje czarny humor. Autorka wyśmiewa pewne utarte stereotypy i robi to w naprawdę mistrzowski sposób. Nie ma tu ani krzty przesady, za co należy się jej głęboki ukłon z mojej strony. Klątwa utopców sprawiła, że za moim oknem na chwilę znów zaświeciło słońce. Dawno nie czytałam tak dobrej komedii kryminalnej z wyraźnie wykreowanymi postaciami. Dziadek Dagi po prostu rozwala system. Sama główna bohaterka też niewiele mu ustępuje i raczej trudno się z nią nudzić. Zastanawia mnie tylko to, co widziała w swoim narzeczonym, Filipie. Ja nie wytrzymałabym z nim ani jednego dnia i kopnęłabym go w siedzenie, otwierając drzwi, żeby szybciej przez nie wyleciał.
Jesteście ciekawi, kto postanowił wybić pół wioski? Ja też byłam. Autorka nie pozwoliła mi od razu odkryć tego, kim jest morderca. Nie potrafiłam odgadnąć kto stoi za tą krwawą jatką. I bardzo dobrze. Inaczej nie miałabym takiej przyjemności z czytania. Wolę być trzymana w niepewności, nie lubię, gdy wszystko jest od razu podane na tacy. Wtedy nie ciągnie mnie do lektury.
Klątwa utopców to moje pierwsze spotkanie z twórczością Iwony Banach. Bardzo udane. Mam nadzieję, że ta autorka zaserwuje czytelnikom jeszcze kiedyś jakąś powieść. Jeśli będzie podobna do tej – na pewno po nią sięgnę.
Polecam tę książkę fanom dobrego czarnego humoru. Odradzam tylko czytanie jej w środkach komunikacji publicznej. Uwierzcie mi, współpasażerowie nie patrzą się zbyt przychylnym okiem na osobę, która siedzi obok nich i dusi się ze śmiechu. Wiem to z własnego doświadczenia. Pozdrawiam przy okazji pewną starszą panią obrzucającą mnie zawistnym spojrzeniem, gdy starałam się zdusić chichot. To nie było zbyt miłe, że ostentacyjnie ciężko westchnęła i przesiadła się na inne miejsce, ale co tam. Przynajmniej dalej mogłam siedzieć nad książką i zaśmiewać się do łez. Dziękuję autorce za tę powieść. Oby więcej takich pozycji pojawiało się na naszym rynku wydawniczym.

1 komentarz:

  1. wszystko to prawda, książka jest świetna, również uśmiałam się do łez zresztą już po raz drugi... tak mi się podobała :D

    OdpowiedzUsuń