Nazwa Facebook powinna niedługo chyba zostać zmieniona na „Glebbook” i nie chodzi mi tu w żadnym razie o glebę, ale o glebienie, choć właściwie i jedno i drugie jest poniekąd ze sobą związane.
Tu „randomowy” człowieczek o wykształceniu podstawowym i niewiedzy bardziej niż kompletnej, potrafi zmieszać z błotem specjalistę w danej dziadzinie i jeszcze uważa się za półboga bo dokopał profesorowi, a dokopywanie wielkim czyni go jeszcze większym.
Otóż nie, czyni go trollem, ale to już inna bajka.
Ludziom się wydaje, że glebienie innych jest oznaką wielkości, wspaniałości, a może nawet i wyższości tej intelektualnej.
Spotkałam się z takim komentarzem.
- No, taki wielki pisarz, a dał się zglebić. Jestem o wiele lepszy od niego! (Gdyby glebienie było konkurencją olimpijską może i tak, ale tylko wtedy)
A wystarczyło pomyśleć, że wielki pisarz nie ma ochoty na interakcję z kimś takim, ale nie, to nie wchodzi w rachubę.
Muszę zahaczyć o środowisko pisarskie bo je znam (nie jakoś bardzo, bardzo, ale jednak) i w nim się obracam.
Do glebienia oczywiście i tu dochodzi, wiadomo bardzo wielu pseudoczytelników glebieniem autora wyraża negatywny stosunek do jego książek, albo często do niego samego nie unikając wycieczek osobistych.
Wszak ten kogo nie lubię nie ma prawa pisać dobrych książek. Ma, ma, jest wiele osób za którymi nie przepadam, a jednak pisą genialne książki. Co za pech...
„Taka gruba/stara/głupia (do wyboru), a książki pisze? Lepiej by się myciem garów zajęła.
Dochodzi do cudnych wręcz konwersacji.
„Jak ona może pisać książki, przecież ona NIE MA męża!”
Dla wielu pań posiadanie męża jest elementem prestiżu i nie ważne jaki on jest, ważne, że jest. Jest odniesieniem i stancją najwyższą.
„Jak ona może pisać książki, przecież ona MA męża!”
Dla wielu pań posługiwanie mężowi i obsługiwanie go jest najważniejsza rolą życiową więc nie rozumieją, że można w ogóle robić coś innego.
To samo dotyczy dzieci…
Nie będę powtarzać, a może jednak? Jak ona może pisać książki, przecież ona nie ma dzieci!” (albo je ma) jeżeli nie ma to wiadomo co powinna robić zamiast pisać, jeżeli ma to też wiadomo, w końcu zdjęcia kupki bąbelka same się nie zrobią.
I pytanie „jak” nie jest tu pytaniem o sposób, ano o odwagę.
„Jak ona może” równa się oczywiście „jak ona śmie”.
Oczywiście nie należy mylić edukacji z inteligencją (jak mówią) można mieć tytuł magistra i być idiotą, można też go nie mieć i być. Bycie idiotą to chyba najbardziej egalitarny stan w Internecie, bo nie ma kogoś, kto by nim przez chwilę nie został obwołany, albo się nie poczuł.
Wszak na Glebbooku wszystko wolno.
Właśnie obejrzałam film "Konopielka" po raz tam któryś. Trochę mi przypomina te sytuacje, co opisujesz. A fb...zgaśnie światło i wszyscy pseudo specjaliści stracą swoje domniemane specjalizacje. Potrafią swoimi komentarzami zniszczyć nie tylko dzień a i życie. Jednak liczy się dla nich swoje własne zdanie. A najgorszym wrogiem jest kobieta dla kobiety. Dużo o tym pisać...
OdpowiedzUsuńWidziałam Konopielkę, jeden z tych filmów, które poruszają bardzo, a co do reszty to niestety fakt. Nie wolno brać tego do siebie, ale jednak trudno nie brać. Człowiek jest taki, że chce współistnieć, a nie tylko istnieć.
UsuńNo i jeszcze coś. Na fb jeden coś opublikuje np. tekst w cudzysłowiu i to jest wielka mądrość, którą później przkazują inni bez własnego pomyślunku. Tak samo to się ma do ocen pisarzy, artystów i osób publicznych. Najbardziej chyba rozbawiła mnie ocena twórczości Olgi Tokarczuk, gdy linczowały ją osoby, które nie czytały jej książek. Ja nie czytałam i nie wypowiem się na temat, który nie jest mi znany.
OdpowiedzUsuńJa czytałam kilka, ale się nie wypowiadałam, bo to był ewidentny "nalot" dywanowy. To lepiej omijać, nie karmić trolli, że tak powiem.
Usuń