niedziela, 2 czerwca 2019

HAZEL WOOD - niebajkowa bajkowość

MELISSA ALBERT

HAZEL WOOD

MEDIA RODZINA


Wczoraj w nocy nieopatrznie, jako bajkę na dobrą noc, (i na dobranoc też) zaczęłam czytać i przeczytałam Hazel Wood i jak możecie się domyślać, była to doskonała lektura, tylko noc trochę jakby mniej bo śniły mi się...no cóż. Hmmmm. Bajki. 

Ta powieść już od początku klimatem i niektórymi założeniami przypomina „Krainę Chichów” Jonathana Carrolla, choć tylko w stosunku do kreacji świata i osoby i roli autora jako twórcy i stwórcy, przynajmniej tak początkowo się wydaje. Podróż w poszukiwaniu tego świata, choć z założenia nieco inna niż u Carrolla też mocno tu pasuje, ale rozwój akcji prowadzi nas potem bardziej w kierunku Pratchetta i jego „Wyprawy Czarownic”.
Co prawda nie znajdziemy tu pratchettowskiego humoru, (bo tu jest raczej strasznie) ale tak tam tak i tutaj królują opowieści, zaczynają się i trwają, po to tylko by się dopełnić. One „żyją”, pochłaniają swoich bohaterów, niemalże zmuszają ich do działania i bardzo trudno je przerwać. Ich niemal fizyczne istnienie to coś w rodzaju fatum, które ciąży nad każdym, kto ma coś wspólnego z Uroczyskiem. 

Same baśnie, wplecione w opowieść niewiele mają wspólnego z tymi, które czytaliśmy będąc dziećmi. Są mroczne i okrutne i przywodzą na myśl „Baśnie Osobliwe” Ransoma Riggsa. I nie spotkacie tu ani Czerwonego Kapturka, ani Trzech Świnek. To zupełnie inne klimaty, tu króluje nienawiść, krew i zabijanie. 

Alice wraz z matką Ellą uciekają przez czymś złym. Nazywają to „pechem”. Ale właściwie „to” może być wszystkim, a gdzieś daleko, w posiadłości Hazel Wood mieszka znana pisarka, Althea, babcia Alice. 

Dziwnie to wygląda… Na dodatek książek Althei nie można nigdzie zdobyć, ale ci którzy je czytali są nimi zauroczeni… 

Alice tęskni za babcią (ale nie w zwykłym sensie) bo jej nie zna, ona tęskni za domem, choć domu (w zwykłym sensie) też nie zna, może więc za stabilizacją? 

Ta książka to trochę dziwna opowieść jak trudno być innym, innym nie w jakimś fizycznym sensie, ale psychicznym, jak trudno nieść w sobie piekło wszystkiego, co się przeżyło i widziało i nadal się nie poddać. 

Jak dziwne potrafi być przeznaczenie. 
Początkowo nie spodziewałam się aż takiego ładunku emocji w książce odnoszącej się przecież do sfery dzieciństwa, w końcu baśnie i bajki to właśnie coś, co się do niego odnosi, ale przecież dzieciństwo nie zawsze bywa dobre i piękne. 

Książka do pochłonięcia z zachwytem. Z oczarowaniem. 

Fascynująca, choć niektóre osoby, pojawiające się potem w snach nie są szczególnie miłe i mogą śmierdzieć… 

1 komentarz:

  1. Fajna recenzja ^^ książkę sobie zapisałam i na pewno kiedyś po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń