niedziela, 10 marca 2019

Czas pokuty.


GRZEGORZ KOPIEC
CZAS POKUTY
Wydawnictwo JanKa


Książka nieco inna od tych, które dotychczas wydawało wydawnictwo JanKa, dziwna, niepokojąca, niejednoznaczna, jej fabuła faluje, wije się pomiędzy horrorem, takim naprawdę krwawym i morderczym, powieścią grozy, a thrillerem, którym też jest. 

Początkowo, po przeczytaniu kilku pierwszych stron wydaje nam się, że odgadujemy ciąg dalszy i że jest to może nie „zwykły”, ale dość przewidywalny horror, nic bardziej mylnego. Powoli wszystko zmienia się jakby w powieść opartą na odniesieniach do przesyconych groźną magią wydarzeń sprzed wieków, ale to też tylko pozory. Powoli zaczynamy wchodzić w zagmatwaną sieć zdarzeń, znaczeń i coraz mroczniejszych wypadków. 

I jest miłość. Dobra, piękna, ponadczasowa. Jest zarówno tłem jak i swoistą przyczyną wydarzeń, jest też ich sensem. 

Im głębiej wchodzimy w książkę, tym bardziej zdajemy sobie sprawę, z niejednoznaczności przedstawionych w niej wydarzeń. 

Staramy się przyłożyć do nich jakąś racjonalną miarę, ale miotamy się między tym co nadprzyrodzone, a tym co skrajnie realne i realistyczne. 

Z jednej strony idylliczna, z drugiej niepokojąca atmosfera bieszczadzkich wiosek, wierzenia i legendy, drewniane cerkiewki, zjawy i ludzie, którzy wiedzą zbyt dużo. 

Krwawe morderstwa. 

To wszystko sprawia, że odczuwamy i przerażenie i skrajną niemoc. Tak zresztą jak główny bohater miotający się między uwięzieniem w szpitalu psychiatrycznym w całkowicie realnym i realistycznie nieprzyjaznym świecie i koniecznością ratowania swojej ukochanej, w świecie o wiele mniej realnym, ale też nieprzyjaznym i niebezpiecznym. 

Realność zresztą jest czasami względna. 

Skarbimira, Damroka i Agnieszka, to trzy kobiety, które wpłyną na losy Karola Majewskiego, Wszystkie trzy są ze sobą jakoś związane, choć więź między nimi także nie jest oczywista. 

Po przeczytaniu tej książki wciąż w niej „siedzę” i usiłuję zrozumieć, poukładać wszystko to co przeczytałam, ale wydarzenia kotłują mi się w głowie i odtwarzam je wciąż od nowa. 

Wiem wszystko, ale jakby nadal nic nie wiem. Ostatnio tak się czułam po jednej z książek Lehanne’a, i często mi się to nie zdarza. To niesamowite uczucie. Nie chcę tu w żadnym razie porównywać autorów ani ich powieści, a jedynie moje odczucia po lekturze.

To nie jest lekki horror, ani jedna z tych książek grozy, które wywołują uśmiech niedowierzania. 

To wielowarstwowa opowieść, która do końca nie pozostawi was w spokoju, a nawet zagnieździ się w głowie na długi, długi czas. 

Jest naprawdę mocna, dobrze napisana, miejscami piękna, miejscami okrutna i straszna, ale nie jest to straszenie dla samego straszenia, pomnażanie obrazów makabry dla wywołania taniego efektu. To wszytko ma sens i jest po coś. Ma znaczenie tak jak wszystko czego dotyczy i jest niesamowicie wieloznaczne. 

Lubię takie klimaty, choć do znawców z pewnością nie należę, ale ta książka mnie po prostu zafascynowała.

4 komentarze:

  1. Choć lubię książki osadzone w szpitalu psychiatrycznym, to ten opis mnie nie przekonał. Za mrocznie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ona zaczyna się w szpitalu, potem jest już coś innego, są Bieszczady i zupełnie inne klimaty.

      Usuń
  2. Dla mnie z kolei mroczna atmosfera, Bieszczady, trzy kobiety i jeden mężczyzna to wystarczające argumenty, aby zapisać sobie ten tytuł. Dziękuję i pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń