niedziela, 24 czerwca 2018

Czy kopciuszek była cycatą kretynką?

Dzień dobry, czy moglibyśmy porozmawiać o ...Kopciuszku?


Bo tak mnie to dręczy, że spać przez to nie mogę. I wcale nie chodzi o wielki mit, czy jakieś tam spełnianie marzeń, bo to jedna wielka bzdura, ale o tego księcia, tego na tym balu co się zakochał, no ale… zacznijmy od końca. Tańce trwają w najlepsze, wybija dwunasta, Kopciuszek zerka na zegar, rzuca się do ucieczki i gubi bucik.


I tu nasuwa się już pierwsza nieścisłość względem buta, i jego właścicielki. Jeżeli ona dała radę tyle godzin w nich tańczyć i to mając je pierwszy raz na nogach to muszą być wygodne, a takich butów nikt nie gubi, no, ale cóż tragedie się zdarzają - zgubiła.


No i uciekła z tym jednym butem na nodze, kuśtyk, kuśtyk… 

Przy takim uciekaniu to nawet znak drogowy by ją dogonił, a nie tylko książę, choć jak wiadomo, książę księciu nierówny, ten mógł być matołem. Jakoś jej się udało, ale, zgódźmy się, niezbyt dobrze to świadczy o tym kto ją gonił.

Po chwili wszystko się zmienia, ciuchy w łachmany, karoca w dynię, a konie w gryzonie, ale buty, zostają takie jakie były…

I gdzie tu logika?

Na drugi dzień książę zaczyna poszukiwania w całej okolicy i tu właśnie jest pies pogrzebany. Bo on przymierza bucik wszystkim kobietom w okolicy, nie ważne jak wyglądają i w jakim są wieku, ba, on nawet nie widzi odrąbanych piet, uciętych paluszków, hektolitrów krwi, co leje się z tychże... znaczy, że… ślepy?

Całą noc tańczył z dziewczyną, patrzył na jej włosy, twarz i oczywiście cycki, (no może przede wszystkim cycki), ale coś jednak mógł zapamiętać. Może wzrost? Kolor włosów, wiek? Tuszę?

Rozmiar miseczek?

A tu nic!

No i chyba z nią o czymś rozmawiał. Wiem jak działają faceci, potrafią się zadurzyć w rozmiarze 70FF, ale chyba musiał zamienić z nią zdanie czy dwa, w końcu jakoś udało mu się w niej zakochać… A może właśnie dlatego się zakochał, że się nie odzywała? Niektórym to pomaga.


No i jak on może nie pamiętać niczego?

Chyba że był „butnym” fetyszystą i tylko o butach myślał.

Niby wychodzi, na to, że ona ucieka on ją goni, a potem już tylko „i bili się długo i szczęśliwie”. Znaczy żyli… ( no przecież to to samo, prawda?)

Czyli ona, mając pod ręką dobrą wróżkę, która może dać jej wszystko, zamiast poprosić choćby o pokój na świecie (albo o glebogryzarkę) chce sukienkę i karetę? Kretynka do entej potęgi.

On też nie lepszy, mama i tatuś zrobili mu taneczny kasting na żonę, bo sam nie umiał nikogo sobie znaleźć, a on oczywiście dał doopy i znalazł sobie kryptokopciucha, sprzątaczkę w nieswoich ciuchach, ciekawe co będzie jak się mamusia, tfu, teściowa dowie skąd synio wygrzebał sobie żonkę, no ale w sumie może będzie płodna, bo przecież żony książąt służą jedynie jako inkubatory. 

Niestety castingi na płodność są nieco utrudnione i mało eleganckie.

I wszyscy uważają te bajkę za piękną, (spełnianie marzeń, wielka miłość itd.), no, a ja nie rozumiem dlaczego?

Co jest pięknego w tym, że kretynka spotyka kretyna i wszystko co muszą zrobić, to spłodzić kolejnych?

I co jest w tym ciekawego? Słodkie, ckliwe, bez krzty polotu, no może w wersji Braci Grimm. Bo tam gołębie wydziobują oczy siostrom, gdy idą one w orszaku weselnym Kopciuszka… To rozumiem, odrobina prawdziwego życia, a nie te słodkie bzdety, a wy, jak lubicie Kopciuszka?

I… czy ja jestem ślepa, głucha, czy głupia? Wszędzie, wszyscy razem i każdy z osobna, powtarzają, że książę się w kopciuszku zakochał, prawda? A gdzie jest powiedziane, że ona zakochała się w nim? No gdzie?

No i to by wyjaśniało tę ucieczkę...

5 komentarzy:

  1. Ale Ty sie czepiasz, Iwonko!!! ;-)))
    Nie wpadla byl na tyle niescislosci.
    Ale o tej krwi tryskajacej ze stop tez myslalam ;-)))
    Usciski i pozdrowienia. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może to miłość nie
    odwzajemniona,taka wyrachowana.

    OdpowiedzUsuń
  3. A która by nie wolała księcia, nawet ślepego kretyna od przebierania maku z grochem, czy grochu z popiołem? I jeszcze możliwość pozbycia się tych trzech zołz o wątpliwej urodzie i wybrakowanej inteligencji. W buta akurat wierzę, nie w szpilkę, nikt nie tańczy w szpilkach do północy, a potem jeszcze biega - rozchodzone czółenka tak, i niestety łatwo je zgubić, ale za to różnica w wysokości niewielka. Zawsze można też zdjąć drugiego i lecieć boso. Mnie intrygowało co innego - jej stopy, jak to możliwe, że nikt nie zmieścił nogi, krępowano jej w dzieciństwie jak Chinkom? W całym królestwie nie było drugiego takiego rozmiaru? Bo przecież nie numer mniejsze od kajaka, skoro obcinano palce i pięty żeby weszły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też o tym myślałam, w senie o tych rozmiarach no i o tym, że jakby ją "butnie" przegapił i ktoś inny miał podobny rozmiar, to jak? Normalnie katastrofizm.

      Usuń