IRENEUSZ CZESŁAW GLIŃSKI
WAUTYZMWZIĘCI
Tytuł „Wautyzmwzięci” zaintrygował mnie brzmieniem i odrobinę też
swoja dwuznacznością. Taką na pograniczu zachwytu i uwięzienia co do
autyzmu bardzo pasuje, szczególnie kiedy na to zaburzenie patrzeć z
zewnątrz.
Dlatego też postanowiłam tę książkę przeczytać.
Autyzm to coś, co znam - zaważył na moim życiu bardzo
mocno, tak więc wiem o o co w tym chodzi. Rozumiem o czym pisze autor. Przeżyłam
połowę tego, co o czym mowa w tej powieści. Połowę, bo nie każda osoba z
autyzmem jest taka sama, ponadto nie wszystkie objawy są identyczne...
Z ciekawością więc zabrałam się do czytania tym bardziej, że autor
sam doświadczył życia z autystycznym dzieckiem, a więc może nie jest
„specjalistą”, (specjaliści od życia z osobami z autyzmem po prostu nie
istnieją), ale jest jednak osobą, która doświadczyła tego o czym pisze, a
to przecież ważne.
Ta książka to OPOWIEŚĆ o OPOWIEŚCI. Dokładnie tak. Autor opowiada o
tym, jak dwóch współlokatorów z turnusu rehabilitacyjnego rozmawia o
autyzmie. Rozmowa rozciągnięta jest na kolejne wieczory i przeplatana
zdarzeniami z życia codziennego w uzdrowisku i dotyczy objawów, leczenia i
wszelkich aspektów życia rodzica autystycznego dziecka, oraz samego
życia z takim dzieckiem, nastolatkiem, a potem dorosłym człowiekiem.
Wszystko o czym opowiada autor jest prawdą, chodzi mi o to co dotyczy
autyzmu, bo nie będę się odnosić do kwestii wiary. Wiara to sprawa
intymna i każdy przeżywa ją inaczej, więc nie zamierzam się na ten temat wypowiadać.
Poznajemy więc dwóch mężczyzn, jeden z nich żyje od 25 lat z
autystycznym dzieckiem ( i sądzę, że jest to alter ego autora), drugi
podejrzewa, że jego wnuk też może być tym dotknięty, ale, ze względu na
niezbyt dobry kontakt z córką, nie jest tego pewien.
To jest właściwie cała akcja "powieści", która rozgrywa się podczas
turnusu rehabilitacyjnego i w większej części ma miejsce w pokoju, ale
przecież nie akcji po takiej książce powinniśmy się spodziewać.
Czego więc powinniśmy się spodziewać? To nie jest proste pytanie, ale książka trochę mnie rozczarowała. Zawarta w niej wiedza na temat tego zaburzenia bardzo się przyda osobom nie mającym do czynienia z autyzmem, a propagowanie jej jest bardzo ważne, ale...
Czego więc powinniśmy się spodziewać? To nie jest proste pytanie, ale książka trochę mnie rozczarowała. Zawarta w niej wiedza na temat tego zaburzenia bardzo się przyda osobom nie mającym do czynienia z autyzmem, a propagowanie jej jest bardzo ważne, ale...
Książka napisana jest w bardzo poprawny, ale niestety dość sztuczny
sposób. Nie ma w niej ani cierpienia, ani ognia. Nie ma w niej życiowej
rozterki... To znaczy może nie tak, to wszystko tam jest, ale ledwie się
tli. Brakuje w tym jakiejś iskry, werwy, wyczucia emocji. Sposób
pisania sprawia, że nie jesteśmy w stanie wejść w życie bohaterów.
Czytając tę książkę miałam wrażenie, że czytam coś w rodzaju
beletryzowanego poradnika, albo pogadanki medycznej, a nie pełnokrwistą
powieść, a przecież autor miał wszelkie szanse zrobić z tego bestseller
bo temat ważny i rzadko poruszany. Należałoby się zastanowić, czy
książka ta miała być powieścią czy poradnikiem? Jeżeli napisana została
po to by propagować wiedzę o tym zaburzeniu to zupełnie co innego...
Dodatkowym atutem powinno być to, że problem opisany jest z „męskiej”
strony, to bardzo rzadkie, bo mężczyźni często ( oczywiście nie zawsze)
znikają z pola widzenia rodzin w takich sytuacjach, nie zawsze
naprawdę, czasami po prostu znikają emocjonalnie, choć są obecni
fizycznie.
Jednym słowem książka i potrzebna i pomocna, zapełniająca pewną lukę w literaturze, ale ( jako powieść) trochę niedopracowana, jako poradnik, poprawna ( pominę aspekty religijne, każdy musi tu decydować sam) .
Być może odebrałam tę książkę w ten, a nie inny sposób tylko dlatego,
że sama mam doświadczenia związane z autyzmem. Być może inni odbiorą ją
zupełnie inaczej. Ze względu na temat przeczytać warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz