środa, 7 lipca 2021

Panowie... Skończcie z tymi tekstami.



Wiele razy miałam okazję to widzieć i słyszeć w wykonaniu mężów, (w każdym razie mężczyzn) wobec kobiet, ponieważ jednak stanu cywilnego w Biedronkach się jeszcze nie podaje mogli nie być mężami, ale szczerze w to wątpię.

Chodzi o zakupy. Ten moment przy kasie, kiedy już po przeskanowaniu i zapakowaniu, albo jeszcze przed, wygłasza taki jeden z drugim jak mantrę:

- I ja za to wszystko muszę płacić!

Pewnie nie raz to słyszeliście?

Jeden mówi to z uśmiechem jakby chciał dodać , że „kobieta jest droga, ale jego na nią stać”, inny przeciwnie, że „nie powinna jeść codziennie chleba z margaryną, bo go nie stać na takie ekstremalne luksusy żywieniowe”, jeszcze inny z krzywą miną w stylu, „płacę, a mógłbym ukraść i nic byście mi nie zrobili?”.

I tak pomyślałam, że takie zachowania muszą mieć też miejsce w księgarniach, ale rzadziej się je spotyka tylko dlatego, że tam kolejek brak.

Już widzę faceta, który wygłasza swoją prawdę z miną zatroskanego mopsa „a ja za to muszę płacić” w czasie, kiedy jego pani, żona, nie żona, w każdym razie kobieta „uczepiona” jego portfela pakuje na przykład Greya i Lipińską. Już słyszę „bo baby tylko forsy chcą, a ta jeszcze książki czyta”.... Dwuznaczność naprawdę gwarantowana. W sumie nie wiadomo za co i komu on musi płacić.

Albo to samo zdanie wypowiedziane z miną butno buńczuczną, kiedy kobieta pakuje Ziemkiewicza, albo Tokarczuk (oczywiście nie naraz), konotacje polityczne aż żrą w oczy.

Inny pan z tym samym tekstem na ustach i przekornym uśmiechem na twarzy widząc jak kobieta („jego” kobieta dodajmy) pakuje kilka romansów. Aż wylewa się z niego tekst typu „jaka ona niegospodarna, przecież mówiłem jej, że mogę z chomika skubnąć”, a ona taka praworządna, szkoda, że z mojej kieszeni.

Albo scena, której ja sama byłam świadkiem. Ona z oczami w zachwycie kupuje kryminały, on z tekstem „i ja muszę za to płacić…” skarży się, że musi wydać kasę. Wyraźnie się boi, że on jej kupi, ona skorzysta, dokształci się, a potem znajdą go zakopanego w ogródku, a właściwie nie jego, a jego zwłoki, a on będzie na to patrzył z nieba wszak jest IDEAŁEM.

Nie wiem jak wy to odczuwacie, ale mnie takie teksty denerwują, a żony pewnie upokarzają.

Bo co chce osiągnąć ten wypowiadający je mężczyzna? Pokazać, że ona go doi? Czy, że kobieta należy do niego tak bardzo, że nawet żarcie jej może wydzielać, chociażby to duchowe?

Niektórym mężczyznom taki tekst wydaje się po prostu zabawny, ale to, że im się takim wydaje, nie znaczy, że taki jest…

Panowie… Skończcie z tą żenadą.

4 komentarze:

  1. Patriarchat, kochana. Nie ważne, kto w domu lepiej zarabia, ważne, kto się czuje bogiem i carem. Poza tym, każdy człowiek ma prawo do rozrywki takiej jaką lubi, ale mężczyznom się wydaje, że ich żony relaksują się szlifując na błysk podłogi I myjąc gary. A oni tacy skromni, piweczko I meczyk. Takie zakupy to dopiero wydatek! Żal.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam to, nie z domu wprawdzie, ale z otoczenia. Jest na takie zachowanie sposób dobry, wypróbowany. Doprowadzasz do momentu, że zakupy trzeba zrobić, bo inaczej kolacji nie będzie. Robisz listę potrzeb korzystając z pomocy mężczyzny domowego (bo kto jak nie ty...) po czym po prostu wysyłasz go po zakupy. Samodzielne zakupy naprawdę są nauką zycia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ile potem radości?! Ile zastanawiania się co zrobić z produktami, które jakoś się pomyliły? Szparagi zamiast fasolki szparagowej to jeszcze nie problem, ale na przykład kosmetyczne masło kakaowe zamiast spożywczego, orzechowego :)

      Usuń
  3. Ja się zabezpieczyłam PRZED ślubem:D:D Spytałam kandydata, czy nie ma nic przeciwko kupowaniu książek, a kiedy usłyszałam, że absolutnie i sam chętnie kupuje, to już wiedziałam, że to ten jedyny:D No cóż... aktualnie mamy ok. 7000 książek w każdym miejscu w domu i ciągle nam rośnie. Ale jak miło patrzeć na te sterty i mieć świadomość, że się ma "poczytajki" dosłownie na wyciągnięcie ręki. Pozdrawiam Barbara

    OdpowiedzUsuń