wtorek, 16 czerwca 2020

Wieści spod zlewu, (niestety) makabryczne.

Mam ostatnio taki okres, że piszę naprawdę dużo bo i jest dla kogo (podwójnie, bo i wydawnictwo DRAGON się stara i ludzie czytają), i wiem już jak rozpoznać dobry kawałek tekstu. 


Jak mi nie idzie, tekst jest nudny, wlecze się jak korek w Boże Ciało i nudzi jak autobus na zakrętach zakopianki, to mogę wszystko. Mam czas. Chleb się piecze, ciasto rośnie, a pies z kulawą nogą niczego ode mnie nie chce, ten o zdrowych nogach też. 

Niech tylko jednak zacznie mi się „dobrze pisać”, a spod ziemi, podłogi oraz mórz i oceanów wyłaniają się życiowe konieczności, przy których „mamo jestem głodna” to pikuś i luz…



Tak było i ostatnim razem. Pisze sobie scenę z użyciem „kasku fryzjerskiego” - Ci którzy czytali „Niedaleko pada trup od denata” wiedzą co to takiego, kiedy słyszę przedziwny chlupot. 

Jak dobrze, że córka tak często myje ręce w czasie tej pandemii… 


Tylko jakiś ten chlupot nie taki i dochodzi jakby z kuchni. Niby też nic dziwnego, ale… Wstaję i biegnę do kuchni wyobrażając sobie dwie pęknięte rury i wybuch gazu, niestety moja wyobraźnia jest niczym w porównaniu do wyczynów jakie funduje mi własne mieszkanie, a mieszkam, tak pod trzema szóstkami… 

Wpadam go kuchni i widzę krew. 


Jest jej tyle, że aż prawie mdleję, ale dociera do mnie zapach. Nie wiem w sumie jak dokładnie pachnie krew, ale nie powinna pachnieć kiszonką. 

Rzut okiem na półkę pod oknem. 

6 litrowy słój z sokiem z kiszonych buraków jest cały i nawet stoi na miejscu tyle, że jest pusty. 


Odpadł kranik! Pie...ony kranik od słoja, w którym trzymam sok. Szlag! 


Podłoga będzie zdrowa po wsze czasy ja się za (piiip….- wstaw przekleństwo) na śmierć. 

Sok z buraków bardzo barwi, po chwili mam czerwone skarpety, nogawki od spodni, wszystkie ścierki, dywanik w przedpokoju. To cholerstwo rozlewa się na przedpokój bo ja nie mam progów. 

Wycieczka do łazienki sprawia, że dywanik jest krwisto czerwony. 


Coś płuczę w kuchni chcą zrobić miejsce w zlewie. 


Nagle słyszę inny gulgot. 

Na dole. 


To syfon. 

Jakimś cudem odpadł syfon. Brudna woda leje się do wiadra, ale wiadro jest za małe, wszystko chlusta na podłogę, do zapachu kiszonki dochodzi o wiele większy smród. 

Wciskam się pod zlew paprząc się cała w soku, Moja twarz przypomina krwawą kiszkę. 


Ktoś dzwoni do drzwi. 

Na szczęście to Jehowi. Zwyczajnie za nimi nie przepadam, ale dziś jestem zadowolona. Uciekają z takim krzykiem, że poprawia mi to humor. Aż krztuszę się ze śmiechu. 

Ktoś wchodzi po schodach, nie znam, pewnie ktoś do sąsiada. 

Od razu zaczyna się czepiać. 


- Czy w takim stanie nie powinna pani zakładać maseczki? Perzcież to na pewno covid! Może pani być zakaźna! W Internecie czytałam, że takie plamy to pierwsze objawy, powinna się pani zgłosić do sanepidu... I myje pani ręce? Resztę też niech pani umyje, bo ten smród zabija...

Wracam do naprawiania zlewu. 

Ktoś puka. Zanim otworzę wkładam maseczkę. 

Moja twarz umazana w buraczanej kiszonce zakryta białą maseczką przypomina jakąś ucztę kanibalistyczną. 


Kurier przez chwilę stoi jak skamieniał potem rzuca we mnie paczką i ucieka. 


- Jezsssu… - wrzeszczy.

Wracam do zlewu. 

A co z pisaniem? Będzie musiało poczekać, bo właśnie wybuchł mi arbuz. Wiem, obiecywałam sobie, że więcej nie kupię żółtego,raz już mi wybuchł,  ale się skusiłam. Mam zacieki na ścianach. 

Glutowate zacieki! 


Jedno jest pewne, ten kawałek tekstu będzie świetny. O ile kiedykolwiek go napiszę, bo jak tylko siadam do pisania coś zaczyna gulgotać.

13 komentarzy:

  1. Popłakałam się ze śmiechu, genialny wpis. Tak trochę pozwolę sobie dorzucić prywaty : właśnie zastanawiałam się, czy to Ty jesteś autorką ,, Głodnemu trup na myśli". Wiesz myślę sobie, niezła zbieżność, jedną taką Iwonkę znam i teraz jak tu jestem widzę Twój baner, czyli jednak... Chcę Ci powiedzieć, że tytuł jest bardzo chwytliwy i aż nabrałam na niego apetytu ;) Pozdrawiam Cię cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to ja. Iwona Banach, tu tylko sobie bloguję :) dzięki za miłe słowa.

      Usuń
  2. To co dziś napisałaś jest świetne. Uśmiałam się jak pijany wielbłąd na pustyni :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Iwonka, cudny tekst! I taki ciepły, bliski...
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. O raju... dobra dawka humoru, widziałam wszystko oczami wyobraźni, cudna scena <3
    Pozdrawiam ciepło, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Iwonko, ja sobie przypomniałam jak to pękł wężyk w łazience. Od umywalki i ten, co gorącą wodę doprowadzał. To było w nocy, a szum wody wdarł się w mój sen. Nie pamiętam już co to było, ale przebudzenie było dramatyczne. Brrrr...w tym wszystkim miałam szczęście, że szybko się obudziłam i ta woda nie narobiła za dużo szkód. I teraz tak sobie myślę, że miałam dużo szczęścia. A gdyby to był gąsior z winem???

    OdpowiedzUsuń
  6. Brawo :) i dzięki za super dawkę dobrego humoru :) uśmiałam się doez a dziś mi tego było trzeba :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O raju 😂
    Ale szczerze współczuje Ci kiszonych buraków na podłodze i wszędzie 💚 ja pamiętam, jak dwa kilka lat temu leżałam z wysoką gorączka w domu, ale jak to ja, zamiast leżeć postanowiłem wstawić pranie i pech chciał, że podczas wirowania pralka "wyszła" że swojego miejsca i wyjęła wężyk że ściany 🙈całą łazienka zalana... Ozdrowialam od rarazu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Umarłam ze śmiechu, naprawdę muszę się pilnować, by nie śmiać się jak głupia, bo zaraz ktoś mnie usłyszy i draka będzie. Mam nadzieję tylko, że udało się zapanować nad tym zakwasem z buraków i jesteś cała. Och, jak ja nie mogę się doczekać, aż przeczytam Twoje książki. Liczę na dużo śmiechu :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak barwnie opisane. Popłakałam się ze śmiechu i oczyma wyobraźni widziałam Cię w tym galimatiasie... Super tekst, proszę napisz to kiedyś ☺️

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się bardzo, że nie tylko ja mam takie przygody, żałuję, że nie umiem o nich tak opowiadać. A szkoda, bo tytuł książki (którą bym napisała, gdybym umiała) już mam :) Ale zaciekawił mnie ten arbuz... Naprawdę może wybuchnąć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Nawet gdzieś mam zdjęcia ścian z pierwszego wybuchu. Ale wybuchają tylko jak są przejrzałe, a ja po prostu nie oceniłam jego "przydatności do spożycia" to znaczy przydatności pirotechnicznej :) Nie wiem czy to ma znaczenie, ale to były te żółte, ani razu czerwony.

      Usuń
  11. No to już wiem, Iwonko, że Emilia Gałązka to Twoje alter ego:D:D:D Moja ulubiona bohaterka, oczywiście obok Pindusi:D Nie mogę się doczekać dalszych tomów serii z trupem, mam nadzieję, że te buraczki się tam znajdą:D:D Pozdrawiam Barbara

    OdpowiedzUsuń