sobota, 4 stycznia 2020


GREAME SIMSON
ANNE BUIST

NA SZLAKU SZCZĘŚCIA

Wydawnictwo Media Rodzina

Camino de Santiago, słynna droga pielgrzymkowa znaczona muszlami Świętego Jakuba, zwana też drogą Świętego Jakuba, to istniejący od ponad tysiąclecia szlak pielgrzymek. Pisało o niej wielu (także i Paolo Coelho) i opisywano ją na wiele sposobów. Dla jednych jest szlakiem poznania, duchowego odrodzenia, chrześcijańskiej pokuty, albo zrozumienia samego siebie. 

To nie jest ten rodzaj pielgrzymki, które znamy czyli wędrowanie szosami w tłumie i z nagłośnieniem. To droga właściwie samotna, a może nawet samotnicza, bardzo osobista i pod wieloma względami (także i fizycznie) bardzo trudna, ale to też nie jest cała prawda. Mówi się, że jest dla każdego czymś innym. 

Ta książka to opowieść o dwójce ludzi, o dwóch drogach, które się przeplatają, dwóch pielgrzymkach, bez wielkiego religijnego kontekstu, o dwóch samotnościach, trochę zamykających wewnątrz swoich baniek każdego z bohaterów, wreszcie o dwóch stronach tego samego medalu. Utrata, strata, odpowiedzialność. Wybaczenie… 

To fascynujące studium wewnętrznego chaosu, który pod wpływem drogi właśnie, przemyśleń i innych ludzi staje się bardziej zrozumiały. 

Mąż Zoe zmarł nagle. Wypadek, ale czy na pewno? Zoe traci też wszytko co dotychczas miała. Wszelkie punkty odniesienia, nawet zmienia kontynent, ale i to nie wystarczy pod wpływem impulsu rusza na Camino. 

Martin się rozwiódł, nie umie dogadać się z żoną (wbrew pozorom rozwód to nie tylko koniec, ale początek wielu rożnych spraw), a mają przecież córkę w paskudnym wieku (emocjonalnie paskudnym) on idzie na Camino w innym celu. Ma plan, projekt, ma pomysł. 

Ich spotkanie (a właściwie spotkania) to wielka niewiadoma. 

Życie stawia przed nimi spore wyzwania, droga ma swoje wymagania, a przypadek (ale czy tylko przypadek?) kieruje ich losem. 

Trzeba przyznać, że po raz pierwszy, no może drugi w życiu czytałam książkę związaną (a priori) z tematem religijnym, która właściwie go unikała, nie ważne, że jakoś tam gdzieś się przebijał, ale w tak naturalny sposób, że właściwie trudno go zauważyć. 

Bo to nie jest książka o pielgrzymce, ale o wewnętrznej drodze jaką każdy człowiek powinien przejść od straty do zrozumienia, siebie, życia i losu. 

Tytuł jest trochę przewrotny „Droga do szczęścia” bo szczęście może być rozumiane na wiele sposobów, także jako miłość, to pewne, ale i spokój, zrozumienie, wybaczenie innym i przede wszystkim sobie. 

Niezwyczajna, niezwykła, fascynująca... SZCZERZE POLECAM

4 komentarze:

  1. Mój mąż przeszedł przez Pireneje do Santiago, osiemset kilometrów przez miesiąc, aż do Finisterry.. W samotności, ale poznawał po drodze różnych ludzi. Jedni szli po strawę duchową, inni dla sportu, żeby się sprawdzić, a jeszcze inni, jako towarzysze swoich partnerów, współmałżonków, znajomych. Spotykali się na różnych etapach, raz szli szybciej, raz wolniej, zależało od dnia i kondycji. Spotykali się czasem w albergach. Łączyło ich jedno, prawie wszyscy, którzy choć raz przeszli jakubowa drogę wracali na nią nie jeden raz. Mój mąż był ponownie po dwóch latach. Wtedy szedł z naszym młodszym synem. Poszedłby znowu, ale już chyba ma obawy ze względu na wiek. Do dziś utrzymuje kontakt z tymi, których spotykał po drodze. A on, no cóż, wrócił chyba lepszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właśnie coś takiego opisuje ta książka, ludzi, drogę, ale własnie nie taką "czysto" religijną wiarę jak z "wiejskiego kościółka", a raczej coś bardzo duchowo wzniosłego.

      Usuń
  2. Twoja recenzja spowodowała, że mam ochotę ją przeczytać. Takie książki pozostawiają wiele do myślenia i to lubię najbardziej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też z pewnością do niej wrócę, a nie wszystkie książki to czeka :)

      Usuń