środa, 6 listopada 2019

Sprawa pechowca

NADIA SZAGDAJ
SPRAWA PECHOWCA
Wydawnictwo DRAGON

Kryminał retro to gatunek trochę nie do końca określony. Wiemy tylko, że jego akcja powinna nie tylko dotyczyć, ale i toczyć się dawno temu. Jak dawno? Niektórzy uważają, że druga wojna światowa to moment graniczny inni, że raczej pierwsza. 

Drugim elementem, który często dotyczy tego gatunku jest to, że czytelnik oczekuje, owszem, kryminału, ale jednak eleganckiego, trochę jakby w żabotach i koronkach.

Musi być więc morderstwo, śledztwo i podejrzani, ale reszta jakby żywcem wzięta z książek Jane Austen… bale, tiule i romanse, koronki i tiurniury oraz język jak w konwersacjach na królewskim dworze. 

A kryminał retro może być pełnokrwistym, mocnym kryminałem bez tych wszystkich ozdobników, choć z zachowaniem klimatu epoki, i wszelkich koniecznych szczegółów, przynajmniej taka jest „Sprawa pechowca”. Nadii Szagdaj. 

Jest rok 1910, Breslau, opera, to tu wszystko się zacznie. Albo trochę wcześniej, ale my zaczniemy właśnie od opery. Wieka opera Mozarta „Czarodziejski flet” to gratka dla melomanów zwłaszcza gdy śpiewacy są naprawdę znani i świetni, ale… 

No właśnie, nie wszystko jest tak jak należy, bo jeden ze śpiewaków ginie, przypadkiem? Klara Schulz, która wraz z mężem obecna jest na widowni od razu zauważa, że nie, ale… Ona nie wierzy ani w policje, ani nie wierzy policji. 

Dlaczego? Tego już nie zdradzę. 

Książka bardzo inteligentnie spleciona ze sprawami dotyczącymi opery, ze środowiskiem i jego specyfiką, wydaje mi się, że dobrze umieszczona w dawnym Wrocławiu, ale tu też musicie osądzić sami, Wrocław znam słabo, a jego architekturę, czy historię jeszcze mniej więc się nie będę wymądrzać. 

Powieść napisana świetnie, wciągająca, wręcz fascynująca. Jest w niej taki literacki pazur, coś co sprawia, że czytamy ją jak współczesny thriller, a nie koronkowe „starocie”. I to się sprawdza. Widzimy zło… 

I to zło wcale nie jest pokryte starym złotem, nie ma w nim romantyzmu, nie ma w nim elegancji, ani klasy jest po prostu okrutne, bardzo okrutne. 

I opisane bardzo sugestywnie. Zło przeplecione z szaleństwem i misją. 

Główna bohaterka nie jest jednoznaczna i to jest w niej fascynujące. Jest trochę frywolna, ciut nieodpowiedzialna, uparta, zdecydowana, trochę szalona, a nade wszystko odważna, tak odważna, że to aż (dla niej) niebezpieczne. 

Spotkałam się z zarzutem, że autorka nie trzyma się realiów epoki, że za bardzo uwspółcześniła język, że postać Klary Schulz jest niewiarygodna, bo kobiety w tamtych czasach tak się nie zachowywały… Moim zdaniem zachowywały się rożnie. Jeżeli jest rok 1910, to Agatha Christie ma już 20 lat i za chwilę stworzy wiele nieszablonowych kobiecych postaci. Wciskanie wszystkich w jeden szablon nie ma więc sensu. 

Ponadto to nie jest powieść historyczna. To kryminał w stylu retro, to powinno chyba wystarczyć… 

Mnie podobał się bardzo i bardzo polecam.

2 komentarze:

  1. Bardzo lubię takie kryminały. Lecę szukać gdzie kupić. Będę miała czytanie na jesienne wieczory.

    OdpowiedzUsuń