czwartek, 21 lutego 2019

Zuzka i tajemnica "grypindora"

Zuzka wpadła do mnie jakaś taka rozgorączkowana, a ja od razu zaczęłam spodziewać się kłopotów. Kiedy ma się przyjaciółkę, która jest matką nastolatki trzeba bardzo uważać na to co się mówi szczególnie na takie drażliwe tematy jak tatuaże czy piercing, bo można się ostro nadziać kiedy taka powiedzmy czternastolatka postanawia rzucić szkołę, zrobić sobie tatuaż gałek ocznych, albo sprzedać nerkę, żeby dorobić sobie do kieszonkowego. 

Z Zuzką nie jest źle, ale jestem bardzo ostrożna.

- Wiesz ciocia – zaczęła od progu i od razu na te słowa przeszły mnie ciarki. Dlaczego? To proste, zawsze mówiła do mnie „ciotka” nie „ciocia” - przypadek? Nie sądzę! 

- Taaaak? - zapytałam ostrożnie.

- No dziewczyny z klasy wylądowały w szpitalu. „Grypindora” sobie zrobiły no i teraz mają luz, jedna jest pod kroplówką. 

- O Boże?! Co to jest „grypindor”? - zapytałam widząc już oczyma wyobraźni szczególnie niebezpieczne zabiegi upiększające, takie z wycinaniem żeber, skracaniem uszu i wydłubywaniem mózgu. 

- To tak jak „ospa party”, ale dla starszych, no i z grypą. Jak się Maryśka pochorowała to one poszły do niej i się pozarażały, żeby dostać zwolnienie, klasówka z matmy, coś ci to mówi? 

Jasne, że mówiło, ale żeby aż tak? Dopiero w tej chwili coś do mnie dotarło. 

- Ale zaraz, zaraz! Zaraziły się tym grypidnorem i od razu do szpitala? 

- No nie! Zaraziły się grypą, nie grypindorem, dostały zwolnienie, ale chorować im się nie chciało, to sobie zrobiły takie łóżkowe spotkanko. Każda przyniosła co miała, wiesz te wszystkie cuda z reklam, wypijasz i w pięć sekund wszystko mija. Kataru brak, goraczi zero i tak dalej. Takie wiesz, „czy ty przypadkiem rano nie byłeś przeziębiony”? Te „chorobexy”, „anginovity”, „gorączkoxy”, takie w saszetkach co się jak herbatki pije, i jakiś specyfik chyba dla pingwinów i jeszcze psiki do nosa. No i piły to przez cały wieczór, ale nie pomagało, to się pozamieniały i piły dalej, no i potem jak wpadła matka Maryśki, to wezwała pogotowie, bo Anka była normalnie zielona, Baśka zapaskudziła pół łóżka, a Andżela chodziła i opowiadała, że widzi kosmitów. 

- Boże kochany, czy one nie przedawkowały leków? - zapytałam oszołomiona tym co usłyszałam. 

- To były tylko takie lekowe herbatki… tego chyba nie da się przedawkować, ale one do tego jeszcze jakieś świństwo wzięły, dopalacze, czy co… No, ale ja nie jestem taka głupia, ja bym takich rzeczy nie zrobiła! Zresztą krowy mnie nie zaprosiły - uśmiechnęła się smutno - Jednak chodzi o to, że potrzebuję pomocy. 

No tak, sprawdziły się moje przewidywania. „Ciotka” przerobiona na „ciocię” zawsze się sprawdzała. 

- Dziecko, wszystko można przedawkować, nawet kalafiora, a co dopiero leki, a zwolnienia z klasówki i tak ci nie napiszę, co to to nie! - odparłam zdecydowanie. 

- Nie chodzi o zwolnienie, chodzi o seks. - odparła buńczucznie, zaniemówiłam na kilka sekund.

- Boże kochany!!! – słowo seks w ustach czternastolatki nie brzmi specjalnie dobrze. 

- Nie jestem w ciąży – oświadczyła Zuzka z dość dziwną miną. 

Oniemiałam. Wiem, starzejemy się, a nastolatki zaczynają wcześnie, ale Zuzka? Z kim? Gdzie? Jezus Maria!!! 

- A mogłabyś być? - zapytałam ostrożnie zaszokowana na całego nie bardzo wiedząc jak się zachować. 

- Teoretycznie tak. Praktyka trochę jakby kuleje, ale w każdym razie nie jestem – odpowiedziała swobodnie z lekką nutą zadowolenia. 

- Dzięki Bogu! – westchnęłam, ale w chwilę potem aż się zagotowałam - Czekaj! Ja nic nie rozumiem! Chyba nie chcesz żebym ci pomogła w zajściu w ciążę?! - wrzasnęłam przerażona myślą o tym co też Zuzka wymyśliła. 

- Nie, – odparła – nie lubię dzieci, chodzi mi bardziej o mamę. 

- Ona jest w ciąży? - dzisiaj rozmowa z Zuzką wyraźnie się nie kleiła. 

- Nie no co ty! Tego by brakowało! W jej wieku? 

- Aha… - zrozumiałam, że Zuza była pewna, iż ciąża w wieku czternastu lat jest o wiele bardziej naturalna niż ta w wieku trzydziestu siedmiu - Jasne. Pewnie – wydukałam – to powiedz o co ci chodzi, w czym mam ci pomóc, bo trochę mnie przeraziłaś. 

- No i o to chodziło! Teraz wiesz, rozumiesz, chcę tylko, żebyś zadzwoniła do mamy i powiedziała, że istnieją gorsze rzeczy niż pała z matematyki. 

I wiecie co, przekonała mnie. 

Istnieją. 

Nie wiem tylko co na to powie jej matka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz