wtorek, 5 lutego 2019

Obczyzno moja - ojczyzno zastępcza?



ELIZA PIOTROWSKA

OBCZYZNO MOJA

Wydawnictwo MEDIA RODZINA

Polskość bywa inwazyjna i uciążliwa. Zaraz się ktoś na mnie obrazi, ale tak jest! Jesteśmy wychowani w narodowym umartwieniu zapachu kadzidła i świec nagrobnych, w przekonaniu, że oto my jesteśmy najbardziej uciemiężeni na świecie, najlepsi i najmądrzejsi. 

Zdolni do największych zrywów narodowych kiedy nas podleją wódką, śniący o ułańskich szarżach, utopieni we krwi powstańczej. 

Inaczej nie potrafimy.. 


A świat, ten zewnętrzny, polskością nie nasiąknięty jest zupełnie inny, radosny, szalony, umie kochać bez cierpiętnictwa i szanować swoją historię bez zadęcia. 

Ojczyzna i obczyzna to bardzo podobne słowa, trochę inaczej nacechowane emocjonalnie, ale też  w niektórych zestawieniach przewrotnie magiczne. „Obczyzno moja”, aż Mickiewicza tu słychać… No prawie, ale jednak. 

Książka „Obczyzno moja” Elizy Piotrowskiej to świetna wiwisekcja naszych narodowych przywar i zalet, naszego umiejscowienia w świecie, nie tylko geograficznego, ale i emocjonalnego, naszych lęków egzystencjalnych i powinności. 

To właśnie opowieść o rozdarciu polskiej duszy na to co w duszy łka i co w duszy śpiewa. Powieść emigracyjna, bardzo współczesna, w żadnym razie nie „wygnańcza” bo bohaterka emigrację wybiera i sama się z tego wyboru niejako przed swoją polskością spowiada, a równocześnie patrzy, albo stara się patrzeć na Polskę z zewnątrz. 

Usiłuje „dorosnąć” do szczęścia, tyle że najpierw musi to szczęście zdefiniować, a nie jest to łatwe. 

Ojczyzna Matka woli szczęście okupione cierpieniem smutne, chmurne, głodne i poetyckie, świat pokazuje szczęście ludzkie, dobre, radosne, zwyczajne. 

Ta powieść to opowieść o stopniowym „odcinaniu” pępowiny, o wewnętrznej wolności, i o tym jak trudno i jak dziwnie być Polakiem w świecie ludzi, którzy umieją się cieszyć tym co zwykłe zamiast się umartwiać. 

Cudna, ale wymagająca, erudycyjna i zwyczajna zarazem, powieść wspomnienie, powieść pamiętnik, powieść zbiór przemyśleń i obrazów, które łączą się ze sobą w przemyślnym, pełnym patosu zaprawionego żartem i goryczą, łańcuch wydarzeń. 

To powieść, której nie da się przeczytać „raz na zawsze”, ją można, a nawet trzeba czytać po wielokroć, i to nie tylko od początku do końca, ale i fragmentami… 

Nie ma w niej klasycznej intrygi ( choć jest ciąg wydarzeń) nie ma fabuły jak w powieści, ale fabuła istnieje pod i poza obrazami, dlatego książka przypadnie do gustu czytelnikowi lubującemu się bardziej w słowie, w metaforze i w opowieści, niż takiemu, który lubi klasyczne klimaty powieściowe. 

Mnie ta powieść zafascynowała trafnością spostrzeżeń, ironią, sarkazmem i pięknem aluzji literackich i językowych, tym jak autorka żongluje utartymi powiedzeniami, jak obdziera je ze znaczeń nadając im nowych. 

Dla mnie świetna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz