Dzwonek
do drzwi o piątej rano? Niestety to właśnie mi się zdarzyło.
Gdyby
zadzwoniła… to znaczy, gdyby obudził mnie jej telefon posłałabym
ją do wszystkich diabłów i poszła natychmiast dalej spać, ale
pod drzwiami? Jakoś nie wypadało nie wpuścić koleżanki.
Schowałam pościel i wpuściłam ją, aczkolwiek bardzo niechętnie
do mieszkania. Była umęczona, zmarnowana jakby piła trzy noce i
włóczyła się po zakazanych spelunkach, była trzeźwa jak
niemowlę, ale twarz miała wymazaną czymś czarnym.
-
Boże jak u ciebie cicho, mogę posiedzieć? - zapytała.
Dlaczego
nie? Poszłam nastawić wodę na herbatę, kiedy wróciłam, koleżanka
spała jak zabita na moim łóżku wtulona w pluszowego psa, który
zazwyczaj zajmuje moją kanapę.
Nie
wiedziałam co robić… Najpierw delikatnie, potem dość gwałtownie
szarpnęłam ją za ramię, nie należę do specjalnie dobrych
samarytanek kiedy ktoś bezczelnie pozbawia mnie snu i łóżka.
-
Odwal się nic nie będę jeść… - wychrypiała koleżanka.
Co
prawda nie proponowałam jej jedzenia, ale i tak „odwal” się
było niedopuszczalne.
-
Herbatę nastawiłam… I oddaj psa – warknęłam, bo jeżeli
miałam spać w fotelu, a na to się zanosiło, to pies był mi
konieczny. Lepszy od wszelkich poduch.
-
Herrrbata z grilla? Boże, ratunku, dajcie mi spokój, psa nie będę
jeść… Psa? Z grilla… Czy wyście poszaleli? Psa?
Wizja
pluszaka na grillu ( innego psa nie mam) chyba ją obudziła bo
usiadła i rozejrzała się dookoła rozkojarzona.
-
O Boże! Ty mieszkasz w bloku! - powiedziała z zachwytem, którego
się po niej nie spodziewałam, odkąd wyprowadziła się do domku
pod miastem rżnęła wielką panią na włościach, a ludzi
zapraszała tylko na eleganckie przyjęcia przy grillu – Jak
dobrze… Posłuchaj. Oni zwariowali, poszaleli, grillują już piątą
noc, wczoraj była policja, straż pożarna, dwa razy pogotowie, a
oni dalej…
-
Ale kto?
-
Sąsiedzi. Wszyscy, ci z prawej i ci z lewej, no i ci za ogródkiem
od tyłu. Karkówka, boczek, kiełbasy, boczek, szynki, bułki,
ziemniaki, ci z prawej to chyba chcieli dach szopy zgrillować, no
ale straż przyjechała na czas, a ponadto kłęby grillowego dymu,
smrodu, spalenizny i marynat… szału można dostać, no i śpiewają.
Ci z prawej to tak bardziej pieśni legionowe, a z lewej to białego
misia. „Biały miś” nie jest zły, ale to już piąta noc… i
co piętnaście minut przychodzi ktoś mnie zapraszać, a jak
odmawiam, to wysyłają żony z darami. Nie mogę już patrzeć na tę
potworną spaleniznę. A to sernik z grilla, a to kurczak w popiele,
a to ser, który wybrał wolność i uciekał przez ruszt. Jedna żona
to poturbowała sąsiadkę, bo tamta przyniosła mi grillowane
warzywa, a to przecież wbrew tradycji… No i jakby tego było mało
to panowie się pobili.
-
Popili?
-
To też, ale i pobili, bo ci z lewej pili piwo ze słoików.
-
Piwo ze słoików?
-
Wiesz, z takich jakby stylizowanych szklanek, a tamci pili z puszek i
wiesz, tradycja umiera, to się pobili i wrzucili prababcię na
grill.
-
Co ty opowiadasz? Jaką prababcię? Oszalałaś?!
-
Nie, normalnie oni się bili, ona się potknęła i trzeba było
wzywać pogotowie, ale nic jej nie jest. Straciła włosy, brwi i
chodzik, ale reszta w porządku. Jestem już tak przewrażliwiona,
że nawet tu u ciebie czuję ten koszmarny smród. Boże, ja chyba
waruję!
Zdziwiona
rozejrzałam się po pokoju i nie tylko poczułam smród, ja go
zobaczyłam! Czarne kłęby wypełniały pokój i kotłowały się
pod sufitem.
-
O Boże! Czajnik! – krzyknęłam
-
Długi week-end…. Kidy to się wreszcie skończy? Przecież to
jeszcze prawie tydzień….Nawet ty nie chcesz mi dać odetchnąć!
Jak możesz?! Zdejmij to paskudztwo z grilla… Nie będę jadła
czajnika! - krzyknęła i padła na kanapę nie oddając mi psa.
Spała
sześć godzin.
Kiedy
się obudziła pojechałyśmy do niej sprawdzić co się dzieje.
Panowie spali na ławkach, grille dopalały się, butelki i puszki
walały malowniczo pośród słoików, a żony pieczołowicie
marynowały stosy mięs kiełbas i kaszanek.
-
Wieczorem organizujemy grilla, sąsiadka zajdzie – zaproponowała
jedna z pań – będzie dużo dobrego jedzona
i naprawdę żadnych warzyw, jak u niektórych! - z pogardą splunęła
w stronę domu obok.
Koleżanka
z paniką w oczach wskoczyła do samochodu i odmówiła wejścia do
własnego domu.
-
Wiesz z Polski to się jakaś pieprzona Grillandia zrobiła –
przyjmiesz mnie do siebie na tydzień?!
Na
szczęście sąsiedzi zaczęli grillować na balkonie już w południe… Koleżanka
wyruszyła szukać innej przystani, a ja odzyskałam kanapę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz