Jestem na FB bo piszę książki. Tak, to może wydać się dziwne, ale tak jest. Co mają ze sobą wspólnego książki i Facebook, pożeracz czasu i myśli? Zjadacz inwencji, rozsiewacz łańcuszków i fakenewsów?
Trochę ma, bo w mojej sytuacji życiowej nie stać mnie na promocję, taką z prawdziwego zdarzenia, za pieniądze, ani nie mam możliwości promować się bardziej „osobiście”, czyli bywać na imprezach, pokazywać się na targach, czy jeździć na na festiwale literackie.
Życie ma swoje prawa i nie zamierzam z nimi walczyć, ale promować książki jakoś chcę – stąd moje istnienie na FB. Jestem naiwna, więc naiwnie liczę, że jak ktoś zaprasza mnie do znajomych, a mam ich ho, ho... i jeszcze trochę, to chciałby pogadać o książkach, o życiu, ewentualnie o czymś zabawnym, gdyż nie posiadając kota (TAK kota!) nie wpisuję się w ogólny trend i nie mogę promować kota książkami, albo też odwrotnie książek kotem – czego szczerze żałuję, bo KOTY SĄ MIŁE!
Ostatnio dostałam wiele zaproszeń do grona znajomych. Starannie odrzuciłam amerykańskich generałów, tureckich wielmoży i ludzi piszących prześlicznymi, aczkolwiek niezrozumiałymi dla mnie „robaczkami” . Z dużym zdziwieniem zauważyłam ciekawy trend, a może i trąd pośród moich nowych znajomych. Jak już kogoś zaakceptuję dostaję wiadomość z pytaniem, czy mam męża.
To jakaś nowa moda chyba....
Co kogo może interesować mój istniejący lub nie istniejący mąż? A może to coś w rodzaju grzeczności, czy poprawności politycznej? W stylu „z mężatkami nie rozmawiam”, albo „mąż dobro najwyższe nie denerwować go”?
Jedna znajoma powiedziała mi, że to może dlatego, żeby się nie zdenerwował i mi nie przywalił za korespondencję z FACETEM.
Początkowo zdjęta zwątpieniem co do intencji rozmówcy odpowiadałam, że nie mam zamiaru nikomu udzielać informacji na ten temat. ( Bo szczerze mówiąc nie rozumiem, co kogo to obchodzi) I co?
Trochę dziwnie się porobiło, bo dostałam kilka wiadomości w stylu bardzo przypominającym bluzgi spod ( słusznie już nieistniejących) budek z piwem, cztery obrazowe opisy mojej niewątpliwie bardzo wątpliwej urody, oraz obrazek przedstawiający zdechłego (chyba) karalucha.
I tak się zastanawiam czymże, ach czymże zasłużyłam sobie na takie wątpliwe względy?
Mój stan posiadania ( dotyczący także dóbr osobistych, a mąż chyba powinien się do nich klasyfikować) to moja prywatna sprawa, czy może mam przedstawić na FB zaświadczenie o ilości zębów, nóg, zaginionych skarpetek i gotowych do użycia pił łańcuchowych?
I teraz już nie wiem, chyba tracę złudzenia! Zaczynam się zastanawiać w jakim sensie posiadanie męża lub jego brak wpływa na moje książki?
Liczyłam na promocję swoich książek i wszędzie, w każdym zakątku sieci chwalę się z bezczelnością godną lepszej sprawy, że je piszę i tłumaczę, więc nie powinno być co do tego wątpliwości.
Nie wstawiam zdjęć swoich nóg ani żadnych innych części ciała, które posiadam, nie płaczę, że mam kłopot z odkręceniem szesnastego słoika w tym tygodniu, więc co oni z tym mężem???
Po co im on? A może.... Może ja to wszystko źle odbieram? Może tu nie o mnie chodzi, a ci faceci po prostu są nienormalni? Postanowiłam, to ukrócić.
Marzę o tym by udostępnić u siebie Twój felieton.
OdpowiedzUsuńBardzo proszę :)
OdpowiedzUsuńZaproszenia na Instagramie i zaczepki starszych panów są na porządku dziennym.
OdpowiedzUsuńNa Insta wywalam wszystkich, młodych, starych, generałów, albo lekarzy z Afganistanu... Tych generałów i lekarzy to i na FB wywalam :)
Usuń