sobota, 25 stycznia 2020

Jak się literacko wydać i ewentualnie nie osiwieć

Wielu ludzi teraz pisze książki co jest zajęciem cudownym, nie wierzcie tym, którzy mówią, że to tylko odciski na doopie i samotne wieczory, początkowo może się tak wydawać, ale po jakichś trzydziestu latach, jak już się na pisarzu poznają to i w parku seksowna siedemdziesięciolatka zaczepi i hejter słownie opluje. To ważne, po hejterach poznasz swoją wielkość najlepiej. 

Ale ja nie o tym, tylko o strategiach na wydanie książki, a jest ich kilka. 


Wydam się się sam. Ta strategia jest najszybsza najbardziej kosztowna i najbardziej zawodna, ale czasem działa. 

Wykładasz kilkanaście tysięcy na wydanie ze współfinansowaniem, które finansujesz sam, ale wydawca zapomina cię o tym uprzedzić, następnie dostajesz do ręki trzysta książek (czyli cały nakład), które mają podbić świat, ale leżą na twoich półkach, a ty nie wiesz co z nimi zrobić. 
Po raz szesnasty obdarowujesz teściową. Jeżeli i ona patrzy na ciebie z litością wiedz, że nie jest dobrze. 

Wydam się sam wariant „b”, ale bardziej cacy. 

Wykładasz duże pieniądze (jakie nie wiem, ale z pewnością tyle w życiu nie miałam) na wszystko, druk, skład, redakcję… promocję, dosłownie wszystko, sam sobie jesteś sterem, ale i okrętem, który czasami tonie, a czasami nie. 
Tu wszystko zależy od ciebie. Jeżeli jednak lubisz leniuchowanie w fotelu, oszczędzasz na redakcji i korekcie, a okładkę robi ci nastoletni syn kuzyna matki sprzątaczki z domu kultury, to wiedz, że nie będzie dobrze. 

Wydam się w dużym wydawnictwie. 

Nie wykładasz żadnych pieniędzy, bo mimo że usługi pocztowe podrożały ty wysyłasz tekst mailem na adres redakcji tego jednego, wspaniałego, genialnego i co najważniejsze DUŻEGO wydawcy i czekasz. Pierwsze trzy miesiące (albo i sześć) czekania są zagwarantowane w zakładce przeznaczonej dla przyszłych autorów, dajesz im następne trzy z własnej woli, potem ciotka mówi, żebyś się nie pieklił, więc czekasz. Horoskop mówi, że cierpliwość popłaca więc czekasz. I czekasz, i czekasz… jeżeli paznokcie u nóg wrosły ci w podłogę, a do wycierania nosa używasz swojej brody bo poręczna i nie trzeba odchodzić od komputera, wiedz, że nic nie jest dobrze. 

Wydam się w jakimś wydawnictwie

Nie wykładasz żadnych pieniędzy, bo mimo że usługi pocztowe podrożały… tak, tak robisz to samo co w punkcie powyżej, ale wysyłasz do kilkudziesięciu wydawnictw naraz. W dwa dni potem dostajesz biegunki ze zgryzoty zastanawiając się co będzie, jeżeli kilka z największych wydawnictw odezwie się i ty nie będziesz wiedział kogo wybrać. Dwa tygodnie potem dostajesz zatwardzenia z tej samej zgryzoty, tylko kilka zamieniasz na dwa, trzy tygodnie potem siwiejesz. Nikt się nie odzywa. Jeżeli zapomniałeś sprawdzić w profilach wydawniczych, co te wydawnictwa wydają, to wiedz, że nie odpiszą. 

Wydam się elektronicznie

Zmieniasz taktykę, wydajesz się w formie ebooka. Niewielki koszt, wieki dostęp. Zawsze coś. Po dwóch tygodniach stwierdzasz, że książki, mimo iż kosztowała 1 PLN nie kupił nikt natomiast 40 000 osób zwyczajnie ją ukradło. Ktoś jednak cię czyta. Jeżeli masz tylko takie pocieszenie, to wiedz, że nie jest dobrze. 

Wydam się w jakimkolwiek wydawnictwie

Wreszcie wysyłasz do kogokolwiek i kogokolwiek łapiesz jak „pana Boga za nogi” mając nadzieje, że jakoś to będzie, wdasz się byle jak, byle gdzie, ale ktoś cię zauważy i będzie dobrze. To takie marzenia jak te o zagraniu w filmie u Spielberga, mimo iż jest się tancerką erotyczną w wiosce pod Władywostokiem, ale marzenia zawsze warto mieć. 

Jeżeli „pan Bóg złapany za nogi” zamienia się w „diabła złapanego za rogi” to wiedz, że wracasz do punktu wyjścia i zaczynasz wszystko od nowa, o ile starczy ci sił.

A wy? Jak do tego podchodzicie?

9 komentarzy:

  1. Ciężko, bo niedawno posłałam do kilku wydawnictw zbiór moich opowieści, które publikowałam na fejsie. Zrobiłam to za namową czytających- ciągle mi pisali, że byłaby z tego niezła książka. Oczywiście teraz, po fakcie, biję się w piersi i żałuję, że to wysłałam, bo coś mi mówi, że z tej mąki chleba nie będzie. Pożyjemy zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, zaraz, przecież nigdy nic nie wiadomo. Zbiory opowiadań trudno się wydaje, a jeszcze trudniej nimi debiutuje, bo wydawnictwa wolą powieści. Jest setki wydawnictw... A jak nie to przecież zawsze można przerobić je na powieść:) Wszystkie, albo choć jedno.

      Usuń
  2. Mnie czeka wariant pierwszy. Chyba. Pocieszam się, że mam dużo znajomych, to rozdam 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie polecam, bo to kosztowne i wydaje się dość bez sensu (ja nie mam w tym doświadczenia, tylko poprzez znajomych) zawsze zachęcam do próbowania w w "normalnych" wydawnictwach.

      Usuń
  3. Jestem na etapie czekania na odpowiedź. Już 3 tygodnie i każdy dzień się dłuży. Ale dostałam jedną odpowiedź! Że nie są zainteresowani... Generalnie porażka. Nie mam planu b, jeśli kompletnie nikt się nie odezwie, pewnie będę pisać i wysyłać dalej, dopóki mi się wena nie skończy albo jakieś wydawnictwo się nie zlituje. A potem sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, lepiej sobie nie odpuszczać. Pisać "na zapas" i wysyłać... czasami nie trafi się nie na to wydawnictwo co trzeba, czasami "czas" jest nieodpowiedni... A 3 tygodnie to naprawdę mało.

      Usuń
  4. Bardzo trafnie ujęte... pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobry tekst dla początkujących pisarzy

    OdpowiedzUsuń