czwartek, 23 sierpnia 2018

Zuzka i marketingowy....rozstrój żołądka.

Popołudniowa wizyta Zuzki u mnie w domu w wakacje, w połowie sierpnia nie powinna była mieć miejsca, gdyż Zuzka została zagospodarowana i miała całe mnóstwo zajęć, kiedy jej matka programowo siedziała w pracy. 

- Ciotka, ale awantura na półkoloniach… - zawołała po czym zwymiotowała wprawiając mnie w osłupienie. 

- Boże kochany dziecko, źle się czujesz? I skąd ten dziwny kolor? - przyjrzałam się temu co wydostało się z paszczy Zuzki. „Wymiotek” był w kolorze chińskiej zieleni pomieszanej z fioletem. Nic jadalnego nie ma takiego koloru nawet po przetrawieniu. 

- Wszystko w porządku, tylko trochę mnie mdli – odpowiedziała po chwili z niewinnym uśmiechem. 

- A mama wie? - zapytałam zaniepokojona. 

- Ale o czym? O awanturze? - zapytała niewinnie.

- Nie, o mdłościach! 

Zuzka wzruszyła ramionami i westchnęła rozdzierająco. 

- Bałam się jej powiedzieć, bo ona od razu pyta czy nie jestem w ciąży, ale pewnie zaraz się dowie. 

Czarne i czerwone ( nie Stendhala) płaty zaczęły krążyć przed moimi oczami. Prawie zemdlałam. 

- Jesteś w ciąży? - szok przyspawał mnie do fotela i prawie odebrał mowę. 

- A gdzie tam! Pół grupy się zatruło - wyjaśniła beztrosko.

Otworzyłam szeroko moje przerażone oczy, choć owszem, ucieszyłam się bardzo, skutki zatrucia zazwyczaj trwają nieco krócej niż skutki ciąży i są chyba mniej inwazyjne. 

- Że co??? 

- No bo Kaśka do ciastek dodała farb akrylowych, czy jakoś tak. Takich artystycznych, żeby ciasteczka ładne były i żeby ich grupa mogła wygrać, bo to taki konkurs był no i jeszcze powiedziała, że w ciastkach Zośki to jajka były zepsute, a u nas, że mąka z molami, a u chłopaków, że totalny badziew… 

- I co? 

- No i wygrała. Wszyscy rzucili się na te jej ciastka choć wiedzieli, że te dodatki to zwykłe farby, a nie żadne barwniki spożywcze. 

- Ty też? 

- Jasne, chciałam sprawdzić jak smakują. 

- Powinnaś być trochę mądrzejsza. I jak smakowały? 

- Nijak, jak ciastka, tylko teraz co chwila wymiotuję innym kolorem, a Zośkę to z półkolonii wywalili za te zepsute jajka w ciastkach. 

- To one w końcu były zepsute? 

- Jasne, że nie, ale jak teraz udowodnisz? Zresztą kierowniczka półkolonii to matka Kaski, tak czy tak nic się nie da zrobić, wszyscy rzygają, a Kaśka się cieszy. 

Boże, Zuzka i półkolonie to miał być taki spokojny czas. Zuzka pod opieką, między ludźmi, a nie przed komputerem, z dala od kłopotów i na świeżym powietrzu. Fakt, obruszała się na takie „dziecinne” pomysły i wcale nie chciała tam chodzić, ale w końcu jakoś się przekonała, a teraz co? 

Kolejny tęczowy wymiot pogonił dziewczynę do łazienki, ja pogoniłam za nią. 

- Ale po co to wszystko? Po co? Konkurs na najlepsze ciasteczka rozumiem, ale cała reszta? 

- No jak to? Ty się ciotka na niczym nie znasz! - obruszyła się naprawdę szczerze. 

- Ja na niczym się nie znam? Trujące farbki, kłamstwa o jajach, molach… To kryminał! 

- A gdzie tam! To świetny marketing! Same ciasteczka nic by nie dały, tyle teraz tego, że trudno wybrać i przebić się, a tak kolorki dały czadu, a jajka i mole wykosiły konkurencję. 

- A co było nagrodą w tym konkursie? - zapytałam jeszcze bardziej zdziwiona. 

- Oczywiście SATYSFAKCJA! Kaśka uwielbia być najlepsza!

Dziwny jest ten świat pomyślałam za Niemenem, ale może to nie świat jest dziwny, a ja jakaś niedorobiona? 

18 komentarzy:

  1. Ha, ha :) Samo życie. :) (też go nie rozumiem).

    OdpowiedzUsuń
  2. :-))). Śmiać się, czy płakać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie płakać, ja już swoje w tej materii przeszłam. W literaturze to też działa! Kiedyś ci to opiszę, ale nie tu...

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Satysfakcja! To słowo staje się modne wśród młodzieży? Wreszcie coś normalnie brzmiącego, niż zjebisty, sztos, przypał czy LOL.

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie sytuacje się zdarzają i raczej nie są do śmiechu.
    Samo zycie.
    Do pokoju mojego syna zaglądałam tylko, aby sprawdzić, czy pajęczyna nie zarósł. Ale któregoś dnia postanowiłam zrobić większa inspekcję. Za drzwiami stał sobie prawie metrowy krzaczek marihuany. Mój syn ze stoickim spokojem odpowiedział, że pani kazała wyhodować roślinkę na lekcję przyrody.
    Z kolorowymi wymiocinami miałam do czynienia, jak mój wyżeł zjadł dwa mazaki, czerwony i niebieski. Myliśmy dom chyba z tydzień. Co ja z dzieciakami przeszłam...
    Pozdrawiam :-)
    Irena-Hooltaye w podróży

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój brat też w latach 70 taką roślinkę na parapecie hodował :) Wtedy jeszcze niewiele się wiedziało na ten temat...

      Usuń
  6. Iwonko bardzo Ci dziękuję za ten wpis. Pośmiałam się, zrelaksowałam, po bardzo ciężkim dniu. To ja Ci kochana zaśpiewam,, Jesteś lekiem na całe zło" ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach ta młodzież. z lekkim przerażeniem czekam aż syn dorośnie i zacznie mieć pomysły.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha ha wesoło :-)Aż strach się bać jak mój synek zacznie dorastać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zabierając się do Twoich wpisów rozsiadam się ma sofie jak do dobrej lektury, albo komedii :) uwielbiam Twoje teksty Iwonko. Dziś młodzież faktycznie zrobi wiele dla satysfakcji i popularności... M nastolatke w domu to wiem co mówię. Nasze gadanie czasami na nic się zdaje, oni i tak wiedzą lepiej...

    OdpowiedzUsuń
  10. Takie rzeczy warto z czasem dobrze wspominać. I dobrze, że na kolorowych wymiotach się skończyło. U siostry na kolonii jakiś chłopak najadł się halucynków z lasu... to dopiero był kłopot.

    OdpowiedzUsuń
  11. No tak, skąd ja to znam. Też jakoś nie ogarniam i słyszę to co rusz ze słodkim westchnieniem z ust mojego Młodego. Świat tak pędzi, chwilami dochodzi do mnie, że dzieli nas wielka przepaść, choć nie jestem jakąś zacofaną i sztywną Matką :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Boże skąd ja to wszystko znam co dziecko to geniusz eksplozja różnorodnych pomysłów. W życiu bym nie wpadła na parę rzeczy. Są genialnie z twojej prostocie. A język mają taki że człowiek czasami musi się zastanawiać czy to co mówi jest dla nich zrozumiałe. I oczywiście nie przeczę że nie używam takiego języka🙈🤣

    OdpowiedzUsuń
  13. Ależ się uśmiałam, młodzi to mają bajeczne pomysły :)) Będzie co wspominać w przyszłości :)
    Pozdrawiam ciepło, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
  14. "skutki zatrucia zazwyczaj trwają nieco krócej niż skutki ciąży i są chyba mniej inwazyjne" 😁😀🤣 W głos się śmiałam, choć jak pomyśleć, to przecież TY MASZ RACJĘ! Dzieciaki zawsze mają szalone pomysły. My nie byłyśmy lepsze, co Iwonka? 😁

    OdpowiedzUsuń
  15. Pomysły młodzieży mnie przerażają. Pomyśleć, że za kilka lat będę mieć w domu jednego takiego gagatka... Już się boję.

    OdpowiedzUsuń