poniedziałek, 14 maja 2018

Gorzko o Kubie



Na Kubie nikt już nie czeka na śnieg

Grażyna Gołuchowska
Oficynka



Kuba, marzenie i wszechobecny w literaturze mit, stereotyp tak magiczny jak i polityczny, miejsce święte i świetne, o którym pisali wielcy, miejsce, które niewielu odwiedziło, a wielu kocha. Wyidealizowany kawałek świata bardzo mocno wrośnięty w literaturę współczesną, mimo, że dość niedostępny, a może właśnie dlatego.


Tytuł może być i pewnie jest aluzją do książki „Czekając na śnieg w Hawanie” Carlosa Eire, ale jest opowieść z zupełnie innego miejsca w życiu, w świecie i w czasie.

Czytałam wiele książek na temat Kuby, głównie reportaży, wiele też powieści rozgrywających się na tej tropikalnej wyspie magicznej i zauważyłam, że Kuba ma dwa oblicza, to piękne, kolorowe, podszyte nostalgią i bohaterstwem. Socjalistyczne i wierzące w Fidela jak w boga i to drugie, też nostalgiczne, zewnętrzne, spojrzenie ludzi, którzy przyjeżdżają, odjeżdżają, tęsknią, ale i idealizują traktując Kubę jako wakacyjne all inclusive, gdzie miłość, a nawet małżeństwo ( choć niezbyt szczęśliwe) wliczone są w cenę.

W książce Gołuchowskiej Kuba jest nieco inna, jest gorzka i smutna. Głodna, biedna, umęczona zakazami i nakazami, transakcyjno matrymonialna, prostytuująca się za mydełko i szampon, bez grosza przy duszy i bez szacunku dla samej siebie. Czy prawdziwa? Pewnie tak, w każdym razie odarta z mitu i romantyzmu, tak samo zresztą jak Barbara i Piotr. Oboje, choć każde z nich oddzielnie postanawiają spędzić Boże Narodzenie na Kubie. Piotr fotografuje, Barbara zbiera wspomnienia Polek, które za miłością wyjechały na Kubę i zostały tam już na zawsze.

Zdarzyło wam się kiedyś w zupełnie obcym mieście spotkać kogoś znajomego? Nawet jeżeli nie, to możemy być pewni, że gdzie obok, sąsiednią ulicą tego miasta, Paryża, Hawany czy Nowego Yorku przechadza się ktoś z naszej dalszej lub bliższej przeszłości, nieświadomie depcząc nam po piętach wzbudza kurz wspomnień i niewyraźnym odbiciem w szybie wystawowej porusza serce.

Ta książka nie jest właściwie powieścią obyczajową, to raczej powieść reportażowa. Konsekwentna fabularnie, ale przetykana jakby reportażową rzeczywistością świata, miasta, państwa bez naciągania, bez przekłamań, bez udawania. Zapis dwóch odrębnych, choć kiedyś przez chwilę splecionych dróg życiowych. Nostalgiczna, ale nie ckliwa, miejscami romansowa i romantyczna, miejscami gorzka, wręcz sarkastyczna.

Kuba nie jest tu pretekstem dla opowieści, jest naprawdę jej podstawą i to ona jawi się jako główna bohaterka tego bogatego w fakty tekstu. Kubę „opowiadają” jej mieszkańcy, a więc nie jest to li tylko obraz przesączony przez pryzmat zewnętrznego, turystycznego, czy choćby tylko europejskiego spojrzenia. Tekst zaopatrzony jest w 122 przypisy i te przypisy, wierzcie mi są istotne i ważne. Cześć z nich to tłumaczenia hiszpańskich zwrotów, inne wyjaśniają nazwy instytucji, jeszcze inne odnoszą się do aluzji muzycznych, teatralnych, czy historycznych, bez których zrozumienia tekst może być mało czytelny. Niestety poważnym utrudnieniem, żeby nie powiedzieć błędem wydawcy jest umieszczenie tych przypisów na końcu książki, zamiast po prostu na dole każdej strony. Moja znajomość hiszpańskiego ułatwiła mi czytanie bez konieczności ciągłego przeskakiwania na koniec tomu, ale i tak wiele rzeczy musiałam sprawdzać i nie byłam tym zachwycona.

To książka dla ludzie ciekawych świata. Takich, którzy spoza delikatnej zasłony powieści obyczajowej wyłuskają piękno obcego świata, dla tych, którzy poza reportażem i ogromem wiedzy w książce przemyconej zauważą ludzkie losy, ciekawe, choć nie proste, smutne, czasami tragiczne, ale też i piękne.
Zachęcam.


1 komentarz: