sobota, 12 maja 2018

Płatne recenzje, czyli kretynka miesiąca!


O tym, że jestem naiwna przekonałam się nie raz i nie dwa, ale mimo to wydawało mi się, że jeszcze nie zagrażam swoją naiwnością ani sobie, ani społeczeństwu, jednak ostatnio nadałam sama sobie szlachetną rangę kretynki miesiąca, a może nawet i roku, a jak zwykle poszło o książki.

Zaczęło się od tego, że jedno z wydawnictw poszukiwało recenzentów i ogłosiło to w sieci. Było to dość kuriozalne ogłoszenie, bo wydawnictwo w swoich wymaganiach ograniczyło się do tego, że kandydat powinien prowadzić blog i mieć duży zasięg. Ani słowa o pasji, o miłości do książek, ani o umiejętności pisania bez błędów - tak niedocenianej ostatnio przez wydawnictwa.

Trochę się zakotłowało w sieci, ludzie zaczęli się oburzać, ale ja naiwniaczka pomyślałam, że przecież jeżeli ktoś prowadzi blog książkowy i pisze recenzje, to chyba umie je pisać, a zasięg jest ważny bo przy sporym zasięgu recenzja dotrze do większej liczby osób i właściwie sprawa się dla mnie na tym skończyła.

No prawie… dzisiaj niechcący wlazłam w jakiś dziwny zakątek sieci i dotarłam do czegoś jednak tak kuriozalnego, że aż mnie zatkało.

Wiecie, że raz na jakiś czas wybucha na FB dyskusja na temat domniemanych zarobków recenzentów, nieuczciwych recenzji, tekstów napisanych językiem Kalego, który kochać jeść…
Byłam pewna, że stawiający takie tezy ludzie przesadzają…

A jednak nie zawsze!

Czy wiecie ( pewnie wiecie, to tylko ja jestem taką naiwniaczką), że niektórzy „pracują” i zarabiają na polecaniu książek i wcale nie chodzi o egzemplarze recenzenckie tak „wymawiane” blogerom przez niektórych czytelników. Chodzi o płatne polecenia książek.

Czy mnie to obrusza? Oczywiście, że tak, i to nie z zazdrości o czyjeś zarobki, ale z powodu prostego wydawałoby się faktu - płatna recenzja nie ma szans być obiektywna. A zarabia się tylko przez „zachętę” do zakupu, a więc wszystkie książki muszą być „świetne”, „wspaniałe” i „genialne”.

Czy wszystkie takie „recenzje” muszą być nieuczciwe? Chyba nie, ale część na pewno. Jak więc oddzielić ziarna od plew? Żadnych szans! Dlatego coraz częściej pojawia się niechęć do pozytywnych recenzji uznawana za hype, czyli sztucznie wywołane poruszenie związane z jakąś premierą.

Ja, kiedy komuś coś polecam mam zawsze koszmarny dylemat, a co jeżeli on/ona ma inny gust? A co jeżeli kupi polecaną przeze mnie powieść i się zawiedzie? A co jeżeli wyda pieniądze na coś co go znudzi i będzie na mnie wściekły? Dlatego staram się pisać obiektywnie i z wyczuciem, oraz ze wskazaniem komu książka mogłaby się spodobać. Kocham to co robię, ale na tym NIE ZARABIAM.

A co z tymi, którzy zarabiają?

Przeszukując sieć dowiedziałam się, że żeby polecać książki za pieniądze, „wcale nie trzeba lubić czytać”, „wcale nie musowo dużo czytać”, „wcale nie trzeba się wysilać”, wystarczy wejść w odpowiedni program, coś tam zainstalować i mieć jakiś dobry pomysł.

No tak. Dobry pomysł… Pomyślałam, że to coś w rodzaju:
No kurna, ale bajer książka, kupcie ja ziomale, będzie git! Normalnie krew się leje, jest suuupcio!”

albo:

Walnijcie matką tą ksiomzke pod choinkę bendom zachwycone, seksiaste scenki że palce lizac”

Co byście powiedzieli na taką promocję ulubionych książek?

Uprzedzam, błędy muszą być, to zwiększa wiarygodność.

Na próbę: „Krew się leje jak szlag, haluny, wściekła baba – warto kupić” - Makbet Szekspira – no i jak? Zachęciłam was?

Bo wiecie, bycie naiwną kretynką nie jest wcale takie miłe i nie musi być stanem permanentnym. Może uda mi się zmienić?

A wy co o tym sądzicie? Może niepotrzebnie się miotam?


4 komentarze:

  1. Recka Makbeta palce lizać. :-) Już lecę do biblioteki.
    A poza tym: "co zrobisz, jak nic nie zrobisz?" . Nasza rzeczywistość to jakaś rownia pochyła. W każdej dziedzinie coraz gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ale to w pewnym sensie podcinanie gałęzi, na której się siedzi! Wkrótce dojdzie do tego, że nikt nie uwierzy w jakakolwiek pozytywna recenzje, a więc nie będą nikomu potrzebne, blogi książkowe, nawet te dobre umrą śmiercią naturalną!

      Usuń
  2. Recenzja Makbeta bosska. Ja się przymierzam do takiej recenzji Quo vadis. Tylko niedlugo pół roku tego przymierzania minie. A na blogi książkowe pisane bełkotem już trafiłam i zastanawiam się, czy wydawnictwa sprawdzają z kim współpracują, czy tak naprawdę mają czytelnika w d...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety najczęściej nie sprawdzają. Może to wynikać z zapracowania...Chciałabym w to wierzyć.

      Usuń