czwartek, 21 sierpnia 2025

Czy potwór AI zastąpi pisarzy?


Wczoraj przeczytałam post, nawet już sama nie wiem czyj, bo jakoś na autora nie zwróciłam uwagi, ale na pewno był pisarzem. Otóż stwierdził on (mniej więcej) że z pewnością za jakieś dwa, trzy lata AI zacznie pisać książki i całkowicie zastąpi nas w tej naszej pisarskiej działalności choć będzie to wybiórcze, bo nie będzie umiał tworzyć (a właściwie odtwarzać) literatury wysokiej, za to literaturę popularną, gatunkową na pewno zagarnie dla siebie i żaden czytelnik nie będzie w stanie powiedzieć, czy książka jest pisana przez człowieka, czy przez AI.

Taka pisarska wersja „roboty zabiorą nam robotę”.

Nie wiem czy w to wierzyć, czy nie, ale po setkach bezmyślnych tekstów na FB produkowanych taśmowo, wywołujących emocje i żądanie aby udostępnić to dalej, może chyba spodziewać się najgorszego. 
Bezmyślne, często bez sensu całkowicie nieporadne literacko(i życiowo) są to (w tej chwili) jeszcze koszmarki, ale wkrótce mogą się poprawić)

niedziela, 17 sierpnia 2025

KSIĄŻKAC - to naprawdę potrafi boleć!




Książkac to zjawisko, które zna każdy chyba człowiek, namiętnie czytający książki. Jest nieco podobne do kaca poalkoholowego i często wiąże się z podobnym doświadczeniami. Zarwana noc, jedna czy kilka, szaleńcza ekscytacja, podniecenie, przedziwne przemyślenia, może nawet sny na jawie i we półśnie odbijające to co się dzieje z naszym ciałem, głowa, organizmem, a potem ciach i nic.

czwartek, 19 czerwca 2025

Poradnik hodowcy kotów akwariowych


Bombardują mnie ostatnio czynnie i biernie, bo wciąż się na nie „niby” przypadkiem natykam poradniki dotyczące pisania książek.

Trochę to mnie denerwuje, bo wygląda to tak, jakby algorytm Facebooka stwierdził, że skoro napisałam już i wydałam chyba ze 40 powieści (LC podaje, że 50, ale wlicza w to opowiadania w antologiach) to taki poradnik zdecydowanie mnie zainteresuje.

Nie wiem tylko czym mógłby mnie zainteresować poradnik napisany przez osobę, która nie wydała ani jednej książki?

To znaczy autorka twierdzi, że jedną wydała, i to jest ten właśnie poradnik. Wygląda jednak na to, że pomysł iż może napisać poradnik o czymś o czym nie ma zielonego pojęcia przyszedł jej zanim go wydała, więc tak czy tak to się zapętla.

I autorka twierdzi, że to nie jest poradnik a wsparcie, a wspierać może jak chce. No może, nikt jej nie broni. Pomyślałam, że przejrzę to wsparcie. Tak z ciekawości.

Nie należę do ludzi oceniających poradniki po okładce…

Pomyślałam wejdę na Legimi, le Empik Go poczytam.

GUZIK prawda. Nie ma tak dobrze! To wsparcie można uzyskać jednie kupując książkę… A cena? WOW, przerosła moje oczekiwania i możliwości! Jest to jednak coś GENIALNEGO. Otóż jest to GENIALNE wsparcie dla kieszeni autora.

Tylko czy „Poradnik piekarza” (może być też wsparcie) napisany przez nurka z alergią na mąkę, który w życiu nie widział pieca piekarniczego też tak dobrze by się sprzedawał? Jeżeli tak, to ja też napiszę poradnik hodowcy kotów akwariowych. Byłoby cudnie, ale mam wzgląd na te biedne koty, one by mogły tego nie przeżyć, a tego bym sobie nie darowała.

Zresztą to nie jedyny przypadek. Pewien autor (tym razem mężczyzna, żeby nie było, że się znęcam i nie stosuję tego czegoś z jajnikami) zrobił dokładnie to samo. Napisał książkę, jak napisać i wydać książkę nie mając w tej dziedzinie żadnych doświadczeń. Było bardzo w porządku, bo on też wcześniej nie miał żadnych w tej dziedzinie doświadczeń.

Jego książka zawiera podobno cenne wskazówki dla początkujących autorów, między innymi jakich błędów należy unikać.

Otóż błędów należy unikać o to wszystkich. A jeżeli dla przyszłego autora stwierdzenie że „nie spada się w dół” albo „nie cofa się do tyłu” jest odkryciem, to może lepiej niech nie zabiera się za pisanie książek i wróci do podstawówki.

A jednak uważam, że takie poradniki to doskonały pomysł na zarobek i wyciągniecie kasy od naiwniaków. Każdy ma prawo zarabiać jak chce! I każdy ma prawo kupować poradniki, więc nie ma o co kopii kruszyć.

Dodatkowo zamiast znikać, zaczęły się pojawiać jak grzyby po deszczu kolejnie wydawnictwa typu VanityPublishing z ta samą nieirygowanie przejrzystą misją wydarcia kasy od ludzi pod płaszczykiem spanienia marzeń o wydaniu własnej książki.

To już kasa o wiele większa nić kilkadziesiąt złotych za poradnik, idzie wręcz w tysiące więc trzeba uważać.

A przecież są poradniki o wiele bardziej wyrobionych autorów. Remigiusz Mróz (czy się go kocha czy nie) też napisał książkę o pisaniu, i Katarzyna Bonda, a nawet Stephen King.

Korzystanie z poradników to inna bajka, każdy decyduje sam, chce to niech czyta, ale jakby co to sięgajmy do sprawdzonych autorów bo inaczej możemy gorzko pożałować tych kilkudziesięciu złotych, które na ulicy nie leżą. A i Mroza i Bondę i Kinga dostaniemy w bibliotece.



poniedziałek, 9 czerwca 2025

Algorytm zazdrości w recenzjach?



Wczoraj na filmiku mówiłam o „algorytmie traumy”, choć oczywiście wiele na jego temat nie wiem, a pod wpływem Benka Booksińskiego, przecudnego misia od promocji książkowych zdałam sobie dziś sprawę, że chyba też istniej coś podobnego związanego z książkami.

Może to nie algorytm traumy, ale zawiści? O. Tak go nazwijmy, „algorytm zazdrości”, bo jednak zawiść jest chyba w tym momencie zbyt mocna. Na czym on miałby polegać?

Nie wiem czy zauważyliście, ale pewnie tak, że dobre recenzje nie są jakieś specjalnie viralowe, natomiast te złe plenią się jak dziki oset.

Dobre są omijane, a złe czytane z wypiekami na twarzy.

A jakie dają szalone zasięgi?!

Blogerzy często więc specjalnie biorą jakieś nie pasujące im książki i je „obrabiają”. Sama pamiętam nagonkę na kilka autorek, których specjalnie nie kocham, ale też nie nienawidzę, a ich książek nie czytam bo to nie moja bajka, ale obgadywać nie zamierzam.

Taka nagonka potrafi też książkę wypromować, co często jest dziwne, ale zdarza się, że ten czy inny autor o nagonkę błaga (albo sobie ją sam organizuje), nie wiem jak to się kończy, ale nie polecam, jednak hejt bywa ciężki do przetrawienia, a nagonka jak wiadomo to właśnie hejt.

Dlatego tak częste są zajawki typu:

„Dlaczego ta książka mi się nie podobała?”

„Co jest nie tak z tym autorem?”

„Można powiedzieć, że jest to gniot?”

„Produkt książkopodobny, dla mas?”

Wszystkie te zajawki tylko udają nagonkę, bo zaraz potem są wyjaśnienia, że:

„Książka się nie podoba bo za krótka”

”Z autorem wszystko jest jak należy, tylko jest leworęczny”

„Nie można powiedzieć, że to gniot w żadnym wypadku”

Po co to? A po to, żeby zrobić sobie zasięgi, taka wredna (albo o wiele bardziej wredna) daje więcej klaskaczy.
Kiedy ostatnio Benek Booksiński pewna książkę trochę zjechał (ale kulturalnie i rozsądnie i na 100% nie dla zasięgów, ale dla prawdy) recenzje przeczytałam od deski do deski, choć temat mnie nie interesował za bardzo.

Tak więc taka recenzję każdy to przeczyta, dlaczego?

Bo ludzie są zazdrośni i jak o kimś mówi się źle to o wiele bardziej ciekawi niż pochwała. Mamy dość laurek i reklam, cudownych środków i „numer jeden” na świecie, próbujemy trochę prawdy w tym Internecie znaleźć, a szukamy jej po negatywnej stronie, bo te pozytywne już nam się przejadły.
No i mamy już taką naturę, że lubimy jak komuś dowalą.

I wcale nie muszą czytać tego zazdrośni pisarze.
Ani nawet czytelnicy nie przepadający za danym autorem.
Każdy przeczyta, bo to jakoś tak miło, kiedy dowalają komuś a nie tobie.

Czy to normalne?
Pewnie nie, ale jednak tacy jesteśmy, czy to nasza cecha narodowa?
Nie wiem, ale możliwe, że tak.




poniedziałek, 5 maja 2025

Wstyd nasz POWSZEDNI



Zdecydowanie zazdroszczę moim koleżankom po piórze i klawiaturze. I to co prawda nie jest zawiść, ale zazdrość też do najmilszych uczuć nie zależy.


To znaczy im pewnie byłoby miło gdyby wiedzieli, dlatego nie wolno tego pokazać, bo po co komuś robić przyjemność i to za friko?


Zazdroszczę tym, które piszą książki obyczajowe, bo ja tego nie potrafię, zazdroszczę tym, które potrafią w erotykę, bo to ciężki kawałek literatury, i tym od grozy i krwi na ścianach. Ja to bym napisała sagę obyczajowa o zdegenerowanej poliandrycznej morderczyni, która trzyma sześciu mężów w piwnicy i w ramach tortur czyta im własne teksty.

piątek, 14 marca 2025

Morderczy SMS

Z jednej strony jako skrajna introwertyczna wolę pisać SMS-y niż rozmawiać przez telefon z drugiej codziennie coraz bardziej przekonuję się, że SMS-to diabelski wynalazek.

Niestety.

Ze względów życiowych telefonu na noc nie wyłączam, po prostu muszę jakby co mieć możliwość zadzwonić choćby po pogotowie dlatego telefon leży sobie na stoliku koło łóżka i wzbudza moje coraz gorsze nocne lęki.

A dosłownie mówiąc po prostu mnie terroryzuje.

Jak?

Zwyczajnie wczoraj słodko sobie zasypiam po ciężkim dniu, kiedy naprawdę paskudnie się narobiłam, umęczyłam nie tylko fizycznie ale i umysłowo. Sen nadchodzi, czuję te słodką mgiełkę tuż przed momentem zapadnięcia się w słodki niebyt (wiecie o co mi chodzi) i nagle budzę się przerażona.

Pitp! Esemes wyrywa mnie z objęć Morfeusza. Jest dwudziesta czwarta, ciekawe co to za ważna informacja, że piszą o tej porze? Biedronka zawiadamia mnie, że obniżyli cenę oleju.

Rzucam mięsem na olej, aż pryska.

Wściekła, usiłują zasnąć ponownie, przykrywam telefon poduszką, żeby nie słyszeć. Słyszę.

Pitp! SMS. Tym rzem to MIASTO, zapraszają mnie na jakąś modlitwę. O drugiej w nocy?! Rzucam wiązanką.

Pitp. Z mojego konta za prowadzenie pobrano sześć złotych, tylko dlaczego informują mnie o tym nad ranem? Jest trzecia piętnaście.

O trzeciej trzydzieści dostaje zniżkę na buty zimowe. O czwartej Biedronka dziękuje mi, że robię u nich zakupy. Czwarta dwadzieścia Empik zawiadamia mnie, że coś mi wygaśnie. Pół godziny potem sklep rybny o wdzięcznej nazwie ”seksi pirania” wysyła mi bon zniżkowy.

Ciekawe jakie maja ryby.

Zaraz?!  Moment?!  „Seksi Pirania” to jest sklep rybny, prawda?

Nie mogę zasnąć przekonana, że jak tylko zmrużę oczy oczy usłyszę ten przerażający dźwięk.

O szóstej rano znowu go słyszę.

Miasto zawiadamia mnie, że drogi będą oblodzone i, że mam uważać prowadząc samochów.

Ja nawet prawa jazdy nie mam.

Dostaje za to białej gorączki…

A wy jak?

Wam też SMS-y spędzają sen z powiek?




piątek, 7 marca 2025

INWAZJA UZDRAWIACZY CIAŁ

 

INWAZJA UZDRAWIACZY CIAŁ

Matthew Hongold-Hetling




Człowiek się leczy kiedy musi, a kiedy nie musi leczy innych podając im wszystkie swoje lekarstwa jak panacea.

- Weź sobie połknij tę jaszczurkę, mi na łysienie pomogła to tobie na kaszel pewnie też pomoże.

A potem pół świata zamienia się w Goździkową.

- Weź to żółte z apteki mi sąsiadka dała na wątrobę, ale na haluksy też pomoże.

A spróbujcie tylko komuś powiedzieć, że nie wolno jeść muchomorów na żylaki. To ho, ho, zaraz ci wyskoczy z wolnością!

I to jaką?!