Książkac to zjawisko, które zna każdy chyba człowiek, namiętnie czytający książki. Jest nieco podobne do kaca poalkoholowego i często wiąże się z podobnym doświadczeniami. Zarwana noc, jedna czy kilka, szaleńcza ekscytacja, podniecenie, przedziwne przemyślenia, może nawet sny na jawie i we półśnie odbijające to co się dzieje z naszym ciałem, głowa, organizmem, a potem ciach i nic.
Nie ma.
Brak.
Wszystko się skończyło, a efekt odstawienia daje o sobie znać, pulsuje brakiem w głowie, a nawet wyciska z oczu łzy.
I nic nie pomaga. Człowiek czuje głód… I to nie ten, który można zaspokoić pizzą, albo zapić kompotem.
Jak wariat zaczyna szukać czegoś co by zastąpiło to czego już nie ma, to coś co wypił do ostatniej kartki i literki, ale to nie takie proste.
O ile po alkoholu każdy procencik, nawet obrzydliwy i byle jaki bywa dla skacowanego ciała zbawienny to przy książce tak to nie działa.
Na książkacu wywołanym przez książkę dobrą, a czasami nawet bardzo dobrą inne książki nie wchodzą. Każdy oczywiście próbuje, ale marne szanse.
Tu się skubnie rozdzialik, tu kilka stron, z jednej weźmie się pierwszych kilka akapitów, ale nie smakują. Nic nie smakuje. Człowiek tęskni do poprzedniej, do płynności jej słów, do elegancji zdań do bohaterów, do szelestu tamtych stron, ale nic.
Jeżeli ma się szczęście i autor napisał więcej niż jedną książkę to można mieć nadzieję i wtedy można próbować iść w tym kierunku, ale to też nie zawsze działa.
Książkac to ciężkie choróbsko.
Może czytelnika powalić na obie łopatki.
Musi minąć jakiś czas. Trzeba się pomęczyć zanim olśnienie nagle zatrzyma nas w którymś z kolejnych światów literackich tak mocno, że aż nas całkiem wciągnie i wtedy delektując się wspaniałościami literatury z niepokojem patrzymy na numery stron. Najpierw jest cudnie, a potem coraz bardziej się martwimy,
Książka się kończy, zbliża się kolejny książkac.
Znacie to uczucie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz