niedziela, 23 czerwca 2024

Codzienna dawka LĘKU - uwaga to zabija!




Obudziłam się nawet w nie najgorszym humorze co u mnie oznacza szaleństwo radości, cóż może natura wyposażyła mnie w poczucie humoru, ale z radością życia nie przesadziła.

Poczucie humoru bez radości życia to mieszanka dość paskudna dal obdarowanego, toteż potrafię cieszyć się z każdego dobrego momentu, niestety podatna jestem na katastrofizm, a dziś wydawało mi się, że jest jako tako.

Weszłam na MSN, żeby coś sprawdzić, nie wchodzę tam dla przyjemności, bo to miejsce pełne katastroficznych pułapek, ale czasem muszę no i potrzebuję „prasówki” do kawy.

I ono nagle, MSN zaatakowało mnie rakiem przełyku, dowaliło marskością wątroby, oraz powiedziało, że jeżeli swędzą mnie uszy to mam natychmiast iść do lekarza, bo mam raka.

Do lekarza? W niedzielę?

Skuliłam się z przerażenia.

W chwilę potem okazało się, że nie wolno jeść serów, oraz że smartwatche są rakotwórcze. Ucieszyłam się bo nie posiadam. Na szczęście! Z serami jednak nie było aż tak dobrze, bo uwielbiam i jadam pasjami.

Pobiegłam wywalić niedawno kupioną bryndzę, ale było mi jej szkoda. Wróciłam, doczytać, czy może jednak nie są takie złe.

Moja hipochondria zawsze wygrywa.

Zrezygnowałam jednak z MSN i poszłam na WP.

I od razu zrobiło mi się lepiej. Tam raków było tylko cztery. Co prawda „biegiem do lekarza” kazali lecieć, jak masz osłabione włosy i nie masz gorączki, bo to może być śmiertelnie niebezpieczne, ale niestety, okazało się, że muszę „uważać na spanie na boku, bo to zabija”

Śpisz na boku? Natychmiast do lekarza.

No i oczywiście wpadłam w panikę. Śpię na boku.

Postanowiłam doczytać i niestety okazało się, że nie ma dla mnie ratunku. Potem zaatakowała mnie choroba „nowożeńców” i choć nie miała u mnie szans, to jednak się przestraszyłam, bo dużo tego od rana się nazbierało.
Potem doszedł "lękizm" - nazwany z angielska, oraz wysypka na dłoniach. Nie mam, ale też może zabić, na wszelki wypadek się boję.

A przecież były jeszcze inne wiadomości.

„Odebrała paczkę z paczkomatu. Nie żyje”, „Zjadł truskawki, zginął na miejscu”, „Zabiła go klimatyzacja”

Owszem, pierwsze wrażenie okazało się mylne, paczka ani paczkomat nie zabiły kobiety, ale wpadła pod samochód, truskawki nie miały nic do rzeczy w wypadku kolejowym, a faceta nie zabiła klimatyzacja tylko klimatyzator, który spadł mu na głowę, ale zaczęłam bać się szafy.

Nie tylko, niestety szafy. Od rana lękiem zaczął napawać mnie minutnik w kształcie jajka (jaka to bomba cholesterolowa), oraz

Wywaliłam sery z lodówki, a teraz siedzę w kąciku i cicho płaczę, bo na którymś z portali porannej „prasówki”, albo „portalówki do kawy wyczytałam, że czytanie szkodzi.

I że lek powoduje nieodwracalne zmiany osobowości.

I że.

Ludzie! Przestańcie się bać.

No ciekawe… Ja jakoś nie umiem. Ciekawe dlaczego?

3 komentarze:

  1. Wpisałabym komentarz,ale się boję;););)Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. W takich sytuacjach bardzo szybko cholera mnie bierze i mówię sobie: kto tu rządzi? Ja czy prasówka/durny dziennikarz/głupota ludzka/Hiacynta Bukiet/ ... (Wstaw dowolne)?
    No i jasne, że JA.
    Nie zawsze pomaga, nie zawsze całkowicie, ale zawsze jest mi lepiej.

    OdpowiedzUsuń