czwartek, 2 maja 2024

W poszukiwaniu zaginionej redakcji....

Przeczytałam t książkę z czystą przyjemnością. Lubię takie „luzackie” podejście do historii, niezbyt pomnikowe traktowanie bohaterów, nie całkiem czołobitne podejście do wydarzeń.

Historia w takiej formie to czysta przyjemność i rozrywka.
I można się wbrew pozorom wiele nauczyć.

Autor szaleje z formą (zdecydowanie młodzieżowa) prześlizguje się po faktach (czego tu nie uważam za wadę, bo taki jest zamysł i zamiar), odrzuca nadmierne zachwyty.

Nie stawia się po tej czy tamtej stronie historii, czy politycznej współczesności. KOCHAM GO ZA TO! 

Przytacza fakty znane (oczywiście) ukazując je od innej strony, wszak i historia zmienną jest w zależności od punktu widzenia i zapatrywań.

Czytałam książkę na Legimi. To żadna współpraca, nic z tych rzeczy. Jak najchętniej bym ją każdemu poleciła, bo pomaga oswoić nudnawe czasem zagadnienia, ale…

Czy ktoś tam w tym wydawnictwie widział redaktora?

Bo książka z pewnością nie.

I naprawdę NIE chodzi mi o literówki! Nic z tych rzeczy, te po prostu zazwyczaj ignoruję sama wiedząc jak trudno je wyłapać. Tu jest coś gorszego.

Są fragmenty, które zamiast tekstu przypominają zupę, ze słów, lekko co prawda zamieszaną, ale jednak zupę.

Zdania urwane w połowie (w dziesiątkach przypadków).

Powtórzone te same wyrazy.

Kobiety, które rodzą „czworo”, zamiast „czterech” chłopców.

Brak orzeczenia w kilkunastu (naprawdę) zdaniach (o ile nie kilkudziesięciu, ale przyznam nie liczyłam, w ogóle nie miałam zamiaru na to zwracać uwagi, ale tu się nie dało)

To nie jest wina autora.

Ktoś pracując nad tekstem spaskudził sprawę.

Szkoda, bo pod koniec to już naprawdę ciężko się czyta. ROZUMIEM, że to TYLKO EBOOK. A normalna książka jest O.K.
Tę z całego serca polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz