czwartek, 23 maja 2024

Śmietnikowy Fort Knox

 

Zatrzasnęłam się w śmietniku osiedlowym. Wiecie, głupota, wiatr, pośpiech i zapachy, których chciałam uniknąć zamykają… tak. Oczy!

Klucze miałam ze sobą więc myślałam, że , ok, nic mi nie będzie.

Skoro to piszę, a nie piszę ze śmietnika to jednak przeżyłam, ale…

Jakiś bardzo mądry człowiek, nie muszę dodawać, że mądry „inaczej” wymyślił sobie drzwi pancerne do śmietnika. No dobra, nie były pancerne, raczej bajkowe, choć nie bajeczne. Po pobycie tam zrozumiała jak to mogło być, że Czarownica, która tuczyła Jasia nie była w stanie sprawdzić, czy on gruby, czy chudy i kazała mu pokazywać paluszek, a on podsuwał jej patyczki.

No owszem to ostatnie jest nieco nierealne, ale…

Otóż. Zatrzasnąwszy się w śmietniku, nie na zamek, ledwie na klamkę zaklęłam soczyście. Dlaczego? Zaraz się dowiecie.

Normalnie Fort Knox nam tu spółdzielnia zafundowała, ale potem myślę nie, do Fortu Knox nie można się dostać, a ze śmietnika WYDOSTAĆ, bo klamka od środka NIE działa, jest przyspawana na stałe.
Na mur beton, amen i wszystkie możliwe świętości oraz spawy.
Dlaczego?

A kto by chciał, żeby śmiecie spacerowały po ulicach?

Gdybym się zatrzasnęła na zamek, to miałam klucz, niestety klamka była bezlitosna, a ja bezsilna.

Nie było szans wystawić nawet paluszka…

Stąd odniesienie do Jasia i Małgosi, bo gdybym dosięgnęła klamki z drugiej strony to jeszcze bym ją otworzyła.

Krzyczeć? Mogłam długo, aż do zachrypienia, obok jest przedszkole. Nikt by mnie nie usłyszał. Zaczęłam się rozglądać. Szlag! Czysto, nic, wszystko wymiecione. W śmietniku zero patyków. Drutów do robótek nie nosze przy sobie. Obiecuje, że od teraz będzie to mój nieodzowny ekwipunek na wyprawy do śmietnika.

Telefon? No i tu problem, wyszłam tylko ze śmieciami. Zero makijażu, torebki, szpilek, peruki, nic! Nawet biżuterii nie wzięłam. Totalna ze mnie abnegatka.

Spędziłam w tym więzieniu co najmniej szesnaście dni…


No dobra, to było kilka minut bo jakiś ptak zostawił na górze, na murku, belkę nośną do swojego gniada, ale cóż? Przyznaję się.

Ukradłam mu ją.

I tak wystawiwszy patyk nacisnęłam klamkę.

Wielka była moja radość.

Do całego zestawu traum dołożyłam jeszcze jedna.

Zaczęłam bać się śmietników. Przecież te ptaki i te ich patyki to nie tak, że codziennie, one też mają limity, a co by było gdyby on zrezygnował z założenia rodziny? Niby tam są bloki, ale są też inne śmietniki. Przy moim szczęściu ludzi omijaliby ten śmietnik przez lata.
No dobra, tak, jestem katastrofistką.

Tak. To jest zdjęcie TEGO śmietnika. Nie żadne internety, czysta żywa pułapka.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz