Recenzje moich książek
Etykiety
RECENZJA
(322)
WREDNYM OKIEM
(247)
MEDIA RODZINA
(41)
INITIUM
(27)
OFICYNKA
(21)
ZNAK LITERANOVA
(20)
ZNAK
(19)
O MOICH KSIĄŻKACH
(13)
MUZA
(10)
PRÓSZYŃSKI i SKA
(9)
AGORA
(7)
RECENZJA DRAGON
(7)
UROBUROS
(7)
WAB
(7)
AUTOR
(6)
Dragon
(6)
LUCKY
(6)
CZARNE
(5)
DWUKROPEK
(5)
FILIA
(4)
HARPER COLLINS
(4)
JanKa
(4)
SZARA GODZINA
(4)
ZAPOWIEDŹ
(4)
ZYSK i ska
(4)
DOLNOŚLĄSKIE
(3)
OPOWIADANIE
(3)
RECENZJA. LITERATE
(3)
REPLIKA
(3)
SEQOJA
(3)
SKARPA WARSZAWSKA
(3)
SPOTKANIA
(3)
STARA SZKOŁA
(3)
ZNAK HORYZONT
(3)
eSPe
(3)
AKTYWA
(2)
BELLONA
(2)
CZWARTA STRONA
(2)
Czarna Owca
(2)
DWIE SIOSTRY
(2)
MARGINESY
(2)
NOVAE RES
(2)
PAPIEROWY KSIĘŻYC
(2)
PSYCHOSKOK
(2)
RELACJA
(2)
VIDEOGRAF
(2)
WILGA
(2)
WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO
(2)
ZAPOWIEDŻ
(2)
ALBATROS
(1)
ALBUS
(1)
ARKADY
(1)
BURDA
(1)
BoNoBo
(1)
CZYTELNIK
(1)
DLACZEMU
(1)
EDIPRESSE
(1)
EDITIO
(1)
FABUŁA FRAZA
(1)
GENIUS CREATION
(1)
MANDO
(1)
MOVA
(1)
MOWA
(1)
PORADNIA K
(1)
POSTfactum
(1)
Promocja
(1)
R
(1)
RECENZJA Feeria
(1)
SOLIS
(1)
SQN
(1)
Sine Qua Non
(1)
VECTRA
(1)
VESPER
(1)
WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE
(1)
WYDAWNICTWO LITERACKIE
(1)
WYDAWNICTWO POZNAŃSKIE
(1)
w
(1)
wrednym
(1)
poniedziałek, 11 grudnia 2023
KANIBAL po polsku
Paolo, zakochał się w Katarzynie, mojej dobrej znajomej. Wręcz oszalał z miłości. Dlatego postanowił nauczyć się polskiego. A ja byłam jego nauczycielką. Uczył się zawzięcie dla swojej dziewczyny, a właściwie już prawie żony.
Z uczeniem cudzoziemców języka polskiego bywa trudno, zwłaszcza
że nie zawsze odróżniają „c”, czy „ć” od „cz”, albo „ś” od „sz”.
Wychodzą dość śmieszne sytuacje, kiedy zamiast „płacę” mówią „płaczę”, ale da się to jakoś zrozumieć. Czasami jednak bywa gorzej.
Niektórzy mają jeszcze inne problemy, bo nie słyszą różnicy między „y”, a „e”.
I to może powodować kosmiczne problemy żołądkowe.
- Jadłem piszne danie! - oświadczył mój znajomy Włoch z właściwym sobie akcentem po powrocie z wycieczki.
Jako osoba kochająca polską kuchnię bardzo się ucieszyłam. Nie wiedziałam, co mu tak posmakowało, bo flaki i bigos raczej nie zrobiły na nim wrażenia. Widziałam. Był nimi zdegustowany.
- Co to było?
- Jutro ugotuję. Gruzki. – oświadczył, bo choć kucharzem nie był, to jak prawie każdy Włoch uwielbiał gotować – i bociek wędzony.
- Co za zboczeniec podał ci wędzonego bociana? - krzyknęłam przerażona.
- Nie był bocian, był bociek - uparł się znajomy.
No tak, to był boczek, a nie bociek. Wymowa czasami ma znaczenie.
Czy on naprawdę jadł gruszki z wędzonym boczkiem? Hmm dziwne, ale teraz jest tyle dziwnych dań, że postanowiłam się nie wtrącać.
Nazajutrz znajomy rozgościł się w mojej kuchni. Smażył. Gotował, podpiekał.
Kilku zaproszonych osób z zaskoczeniem w oczach patrzyło na smażoną cebulkę, którą dodaje do gruszek. Z braku zwykłych wybrał te z puszki, w syropie.
Jak na polskie danie, (a to miało być polskie tradycyjne danie) za dużo w nim było kontrastów. Słodkie gruszki z syropu, słony boczek, cebula i koper włoski? Kiedy do tego dodał śmietanę trochę mnie zemdliło. Nie bardzo nam się chciało wierzyć w polskość tego czegoś, ale nie chcieliśmy go stresować.
Najdziwniejsze było jednak to, że on te gruszki w końcu utłukł na ciapę. Powykładał tę breję na talerze i podał nam z zachwytem w oczach.
Pachniało dziwacznie, ale smakowało…
Tysiąc razy gorzej!
Po pierwszych kęsach? Trudno powiedzieć czy były to kęsy, bo breja była na wpół płynna, może więc łykach? Dwóch kolegów wybiegło do łazienki. Jeden na balkon, a ja choć naprawdę chciałam znajomego Włocha pochwalić, bo bardzo się starał, zwymiotowałam pod stołem.
Nie dało się tego jeść, nawet ja nie dałam rady choć jestem znana z tego, że lubię eksperymenty kulinarne.
- Co to do cholery jest? - zapytałam zaszokowana - Dlaczego to jest jakiś słodko słony ulepek? Gdzie to jadłeś?
- W Poznaniu – obraził się kolega.
- I co to było? Jaką to miało nazwę?
- No gruszki z tuszczykiem.
- Mówisz Poznań? Jak to gruszki?
- No oni tam mówili „pera” a pera to gruszka.
I to właśnie tu problem ze szyszeniem litery „y” dał o sobie znać najbardziej, wszak o ile pera po włosku to rzeczywiście gruszka, to „pyra” to ziemnak.
Jakoś odchorowaliśmy to szalone danie i liczyliśmy na to, że znajomy przestanie na nas testować swoje pomysły kulinarne, niestety.
Ostatnio zaszokował swoją przyszłą teściową.
- Kasia gdzie? - zapytał – Kasię chcę ugotować!
- Mowy nie ma – wrzasnęła kobieta – Nie będziesz jej gotował! O matko jedyna! Nie pozwolę, żeby moja jedyna córka wyszła za jakiegoś kanibala!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetne są takie lapsusy językowe. Czasem śmieszne, czasem straszne ale każdy je popełnia mówiąc w języku, który nie jest jego językiem ojczystym. Na początku, kiedy zaczęłam mieszkać w Hiszpanii takich błędów językowych popełniałam mnóstwo, dobrze, że nie o wszystkich wiem ;-) Na szczęście nikt się nie obraził, a Hiszpanie są bardzo wyrozumiali jeśli chodzi o język. Jak zawsze super tekst Iwonko!
OdpowiedzUsuńPs. Już nie mogę się doczekać prezentu gwiazdkowego ( Mikołaj obiecał przynieść mi Twoją książkę :-) ) !
Jak na Włocha to nie bardzo popisał się w kuchni... Nie dziwię się, że przyszła teściowa wpadła w panikę. Znam wielu Włochów, którzy mówią niepoprawnie nawet po wielu latach życia w Polsce. Tak samo Hiszpanie. Ale gotują wyśmienicie!
OdpowiedzUsuń