sobota, 12 czerwca 2021

Ostatni krzyk mody, ZNĘCAJKI książkowe...

Dziś rano trafiłam na pewien wpis, ten, kto też go czytał pewnie skojarzy, ale ułatwiać zadania nie zamierzam, chodzi mi raczej o pokazanie tendencji, a nie o odnoszenie się do tej czy innej konkretnej sytuacji.

Zauważyliście, że ostatnio w sprawach książkowych pojawiły się nowe trendy?

Ja ostatnio zauważyłam dwie, trochę mniej znane, ale często stosowane formy.

To:

Znęty autopromocyjne

i znęcajki.

Znęt autopromocyjny to post na blogu, w którym autor (bloga) bierze jakąś książkę i mniej lub bardziej sadystycznie się nad nią znęca, nie omijając (niestety) osoby autora tejże książki, a wszystko robi tak, żeby przy okazji pokazać jaki jest mądry (on, bloger), zdolny, wyrobiony literacko i jak dba o dobro literatury oraz szeroko pojętej kultury, oraz, że ta akurat książka to gniot ostatniej kategorii, a wszyscy, którzy ją przeczytali zostali skażeni genem debilizmu, którym literki były nasączone.

Daje to autorowi bloga tym większą klikalność im autor książki jest bardziej znany i im bardziej ma w odwłoku opinie blogera. (Piszę w odwłoku gdyż autor bywa traktowany jak naprawdę paskudny insekt, a nie człowiek)

Znęcajki to opinie o książkach, nie za bardzo poczytnych, najczęściej bardzo źle napisanych, często (choć nie zawsze) wydanych w wydawnictwach Vanity, albo tylko internetowo, których autor nie jest ani znany, ani uznany, a najczęściej po prostu pisać nie umie.

Udowodnienie, że autor nie zna języka polskiego zajmuje mniej więcej dziesięć sekund, że nie zna historii Polski piętnaście, że przeczytał w życiu dwie książki z czego jedna była instrukcją obsługi spłuczki, a druga brykiem do lektury… nawet nie dwadzieścia.

Tylko w sumie czy to ma sens?

Oczywiście, ktoś, kto na swoim profilu zaznacza, że jest PISARZEM powinien umieć pisać, a jego książki powinny spełniać jakieś podstawowe wymogi, ale… Czy zaraz mamy mu zabronić pisać?

Nie, niech pisze! Ćwiczenie czyni mistrza, ale… (Znów to wredne ale...)

Może lepiej niech nie publikuje?

Choć to w zasadzie też nie jest prawdą, po tym co potrafią wypichcić dziennikarze na jednym z portali INFORMACYJNYCH widać, że nawet ktoś, kto nie potrafi pisać i ma w głowie sieczkę może zostać dziennikarzem, to dlaczego już pisarzem ma nie móc?

Oczywiście można by komuś takiemu zaproponować (nieodpłatną) pomoc, ale nie przyjmie.

Z doświadczenia wiem, że tacy autorzy źle reagują na uwagi (wszystkie poza poklaskiem).

I teraz wyjaśnienie. Po co ja w ogóle to piszę?

Bo znęcajki nie są ani po to, żeby komuś pomóc, ani po to, żeby cokolwiek mu uświadomić, ani po to, żeby dać mu szanse.

Są po to, żeby bezkarnie, bezpiecznie i bez konsekwencji na kimś się poznęcać.

I…

Czy ja wiem?

Nie bawi mnie to.

Może jestem przedpotopowa, ale jednak nie.


Stwierdzenie, że książka jest źle napisana czy, że się nie podobała, bo (coś tam) to jedno, a znęcanie się nad nią i pastwienie nad autorem to co innego.

Robienie (z przyjemnością) czegoś co sprawia ból innym bywa uważane za sadyzm (nie dotyczy dentystów).

8 komentarzy:

  1. Zastanawiam się na tym, co napisałaś i podzielę się taką refleksją, że obecnie każdy bardzo łatwo mianuje się - pisarzem, krytykiem kulinarnym, fotografem, etc. Właściwie mając ku temu małe kompetencje. To mnie przeraża. A najgorsze w tym jest to, że uważa się taka osoba za pępek świata. Zero pokory, samokrytycyzmu. Baardzo to smutne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytam recenzji, chyba, że muszę je skomentować. Nie czytam recenzji filmów. Muszę przeczytać, zobaczyć i kiedy mam własne zdanie, mogę dyskutować. Teraz wszędzie są eksperci od wszystkiego. Smutne to wszystko. Dwa tygodnie na Seszelach, już podróżniczka, weekend w jakimś mieście, już ekspert, gdzie zjeść, spać i co zwiedzić. Inne opcje są niedopuszczalne. Książki, tak, tu się można totalnie wyżyć na autorze i treści.
    I dokładnie bezkarnie.
    Irena- Hooltaye w podróży

    OdpowiedzUsuń
  3. Znęt zdarza mi się stosować, zwłaszcza, gdy autor po trzech tygodniach pobytu w kraju, w którym mieszkałam, pisze o nim totalne bzdury i stara się uchodzić za znawcę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znoszę renezji, które opierają się na znęcaniu nad autorem. Konstruktywna krytyka jak najbardziej, ale znęcajka nie! Choć to prawda, że "ekspertów" mamy teraz od wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, znawców i ekspertów dzis mamy wszedzie i od wszystkiego bardzo dużo... Widzę to na przykładzie kraju w którym mieszkam dwadzieścia lat... ludzie bedac tu raz, czy dwa piszą takie głupoty że czytać się nie chce...

    OdpowiedzUsuń
  6. W swojej pracy też spotykam się z wieloma "ekspertami", nie mającymi tak na prawdę zielonego pojęcia o temacie w którym się wypowiadają. Grunt to nie przejmować się, choć takie znęcajki nie należą do przyjemnych. A recenzji nie czytam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie lubię się znęcać i nie lubię jak nade mną się znęcają. Kieruję się zasadą - nie rób nikomu co Tobie niemiłe:-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wyznaje zasadę nie czyń nikomu co Tobie niemiłe, ale niektórym sprawia przyjemność tłamszenie innych, i tacy ludzie muszą być niestety...

    OdpowiedzUsuń