ANITA SCHARMACH
ZARAZ WRACAM
LUCKY
Powieść
obyczajowa nie jest jednorodna i można by z niej wymalować
prawdziwą literacką tęczę gdyby się jakoś postarać. Począwszy
od leciutkich, nieco przesłodzonych romansidełek, i prawdziwych
romansów, poprzez pastelowe odwzorowania rzeczywistości i po,
nieco pochmurne, w kolorycie losy ludzi skrzywdzonych, aż do
prawdziwie mrocznych opowieści o ludzkich tragediach.
Gdzie
na tej palecie umieściłabym książkę „Zaraz wracam” Anity
Scharmach? Z pewnością nie jest romansem, czy romansidłem, jest
odwzorowaniem rzeczywistości, ale o pastelowych barwach trudno tu
mówić i opowiada o ludzkiej tragedii.
To
opowieść o wychodzeniu z żałoby, ale nie samo wychodzenie jest w
niej ważne, a raczej to co robi z człowieka samotność i strach.
Marta
po dziesięciu latach wraca do Polski zza oceanu, z miejsca, w którym
schroniła się po tragedii jaka ją spotkała.
Przywozi
ze sobą swój „pancerz” zimnej suki, który jak dotąd doskonale
ją w życiu chronił.
I
chyba o to chodzi. Od tragedii nie ma ucieczki, gdziekolwiek się
jest zabiera się ją ze sobą, a ona nas zmienia.
Marta
to kłębek lęku i nienawiści do ludzi. Nie jest to jakaś
pierwotna nienawiść, raczej ukryty, albo źle ukrywany żal do
losu, że oto inni są szczęśliwi, żyją, dorastają, a ją
czekają tylko cmentarne nagrobki i koszmarny lęk przed, choćby,
odrobiną szczęścia.
Bo
kto miał i stracił wie jak to boli, a nikt tego bólu przeżywać
nie chciałby raz jeszcze.
Wbrew
pozorom książka jest pozytywna. Pokazuje, nieco skrótowo, ale
przez to bardzo wyraźnie przejście z trybu „zimnej suki” do
sympatycznej kobiety, pogodzonej z losem i gotowej na przyszłość.
Książka
napisana jest świetnym językiem w stylu „strumienia myśli”
gdzie główna bohaterka przesącza rzeczywistość przez swoje
doświadczenie, co jest naprawdę doskonałym posunięciem, po
pierwsze dlatego, że jest to bardzo prawdziwe, wszyscy widzimy świat
poprzez własne myśli i uczucia, po drugie daje dość
niejednoznaczny obraz i samej bohaterki i rzeczywistości.
Nie
ma czarno białych, anielsko diabelskich postaci. Są ludzie. Dobrzy
i źli równocześnie. Poplątani, poskręcani wewnętrznie, walczący
z losem i światem, uczciwi i wredni.
Powiem
szczerze, to pierwsza książka tej autorki, ale pewnie nie ostatnia.
To znaczy nie ostatnia w mojej bibliotece, bo, że nie ostatnia w jej
karierze pisarskiej jestem pewna!
Inteligencja
z jaką opisuje pewne sytuacje i zaszłości, język na tyle bogaty,
żeby to wszystko ukazać, soczysty gdzie należy ( bo czasem należy)
piękny gdzie trzeba, do tego krótkie, czasami cudnie
niedopowiedziane sceny… To wszystko jest świetne.
Być
może niektóre motywy autorka mogła potraktować nieco mniej
skrótowo… ale to sprawiłoby, że powieść nadmiernie by się
rozrosła, a jej punkt ciężkości jakim, moim zdaniem, jest
przemiana Marty nieco by się rozmył, dlatego ta skrótowość
wydaje mi się raczej zaletą niż wadą.
Książka
została wydana już jakiś czas temu, ale przecież nie tylko
nowości są dobre!
Nie
ukrywajmy, jest to powieść obyczajowa, ale jedna z bardziej
poruszających i wymagających, dlatego polecam!
Też czytałam. A Anitkę kocham przyjacielską miłością. :)
OdpowiedzUsuńIwona, Ty to potrafisz zachęcić, jak mało kto. Już mogłabym czytać. Postaram się o tę książkę :)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja jestem zakochana w reportażach i biografiach, kocham non-fiction, ale dobra książka zawsze jest w jakiś sposób dobra, niezależnie od gatunku!
Usuń