Z nastolatkami jest taki problem, że
nieczęsto chcą robić cokolwiek same z siebie więc jak już chcą,
a zdarza się to bardzo, bardzo rzadko, człowiek dwoi się i troi,
żeby im pomóc. No wiecie, żeby się dzieciak nie zniechęcił,
może czegoś się nauczy.
Jedną z takich dziedzin jest gotowanie.
Niby rzecz prosta, życiowo przydatna, choć sądząc po niektórych
wypowiedziach w sieci, niedługo będziemy jak USA, gdzie ludzie
jedzą obrzydliwe produkty żywnosciopodobne, a przepisu na gotowane
ziemniaki, jak na objaw wyższej sztuki kulinarnej, szukają z
wypiekami na twarzy w internecie.
Zadzwoniła do mnie Zuzka. Zapragnęła
zrobić sobie spaghetti. Matka w pracy, ojciec w delegacji, Głód w
oczach.
- To proste. Weź makaron, ugotuj al
dente, mięso mielone wrzuć na patelnie, na rozgrzany tłuszcz, na
jakieś dziesięć piętnaście minut, dodaj przecier, może jakiś
ser... Gotowe.
- Ale ja nie mam spaghetti, może być
inny makaron?
Stwierdziłam, że może, po pierwsze,
żeby nie robić z tego problemu, po drugie, czy kształt ma smak?
Zawsze się nad tym zastanawiałam...
Sprawa została załatwiona.
Już gratulowałam sobie zdolności
pedagogicznych, kiedy jakąś godzinę później znów zadzwoniła
zdenerwowana Zuzka z dziwnym pytaniem.
- Czy to trzeba wymieszać?
Kiedy pytanie jest dziwne zawsze czuję
dreszcze i tym razem przeszły mnie ciarki.
- Weź dwie łyżki, wsadź tak po
bokach i pogrzeb nimi, to się wymiesza.
- Kiedy nie mogę - jęknęła
dziewczyna -zżarło mi...
I tu moja wyobraźnia zadziałała jak
należy. Coś jej zżarło spaghetti? Na bogów! Co? Psa nie maja, a
poza tym pies to ktoś, a nie coś.... Ciesząc się jednak, że coś
zżarło „jej”, a nie „ją” wskoczyłam w buty i zadzwoniłam
po taksówkę. U Zuzki byłam już po dziesięciu minutach.
Otworzyła mi mocno spłakana i
poprowadziła do kuchni.
Tam w wielkim garnku, takim na rosół
dla dwunastu osób …. tkwił? Królował? Wylegiwał się... Jeż!
Wielki, różowy, makaronowy jeż,
który zamiast igieł miał cztery łyżki, złamaną, drewnianą
łopatkę, karkołomnie wygiętą chochelkę i trzy widelce, w tym,
jeden do grilla. Jeż pierwotnie prawdopodobnie składał się z
makaronu muszelki... teraz był kulą i był przerażający.
Różowe coś było ciężkie i
wyglądało jak przetykana mięsem... (SUROWYM mięsem!) plastelina.
- Coś ty tu zrobiła?
- Normalnie wypłukałam makaron...
- O Boże....
- Wsypałam do garnka, zalałam wodą i
gotowałam al dente, tak z godzinę mi to zajęło i wypiło całą
wodę, a nadal było jakieś takie za miękkie... No myślałam, że to jak z jajkiem...
- O matko. A mięso? Dlaczego jest
surowe?
- A co? Miałam je smażyć? Mówiłaś,
żeby wrzucić na patelnię, ale nie mówiłaś żeby smażyć! -
obraziła się na mnie dziewczyna.
Garnek z jeżem pożerającym łyżki
został wyrzucony, prawdę mówiąc nie nadawał się chyba do
niczego innego, ale ja postanowiłam nie rezygnować z mojej misji.
- To ugotuj ziemniaki!
Zuzka zgodziła się bez wahania.
Po chwili zobaczyłam na kuchence
garnek wody koloru błota, a w nim ziemniaki. I nagle zrozumiałam
celowość stosowania w przepisach internetowych sformułowań, które
dotąd tak mnie denerwowały...
- Weź ziemniaki, dokładnie je umyj,
obierz i wydłub oczka...
Zuzka posłusznie zabrała się do
pracy.
- A te oczka to komu mam wydłubać,
sobie, czy ziemniakom?
- Zuzka, nie doprowadzaj mnie do szału!
– skwitowałam.
Po chwili miałam w reku ziemniaka,
czystego, ładnie obranego z dwoma, ślicznie wyrzeźbionymi oczami.
Wygląda na to, że ta młodzież ma
poczucie humoru... Chyba że???
Ło matulu! Spłakałam się! Chyba muszę swoje przepisy zweryfikować 😂
OdpowiedzUsuń:) jak zawsze poprawiłaś mi humor :)
OdpowiedzUsuń,, Głód w oczach" rozwalił mnie na łopatki. Co do reszty.. cóż ja pamiętam jak zrobiłam pierwsze w życiu mielone i były tak twarde, że mnożna było nimi rzucać, a i tak nie zmieniły swej formy, także jeśli są kamienne mielone w kuchni to może być i makaronowy jeż ;) Dziękuję za kolejną dawkę rozrywki i śmiechu. Jesteś kochana pod tym względem niesamowita :*
OdpowiedzUsuńNo to mamy wiele wspólnego, te kotlety też przerabiałam. Można było nimi szyby wybijać. Sądziłam, że z samego mięsa będą lepsze i nie dodałam bułki, oraz, że trzeba je smażyć dwie i pół godziny :) Nie muszę dodawać, że wzbudziły popłoch na talerzu :)
UsuńPopłakałam się.... niesamowita jesteś <3 Cudna opowieść, koniecznie do przeczytania rano, wtedy uśmiech i dobry humor na cały dzień zapewniony :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Agness:)
O matulu 😂😂😂 ubaw po pachy ale ja to mówię tak... "zapomniał wół ja cielęciem był"
OdpowiedzUsuńPamiętam jak sama podobną sytuację miałam, mając 11 lat musiałam zająć się młodszym bratem przez weekend bo tato trafił do szpitala a mama była u dziadków i pamiętam jak obiad dla ans szykowałam... na gorący olej włożyłam bryle kaczki prosto z zamrażalnika... Boże co to się w tej kuchni działało, dwie sąsiadki przyszły ratować sytuację... Dziś mam dorastająca córkę która już w kuchni mnie zastępuje i też miała podoba sytuację jak u Twojej Zuzki tylko z ryżem :)
Nie, no ja też bywałam "zdolna", spokojnie, nie zapominam o tym ale ja jestem upośledzona inaczej. Ja potrafię schować masło do piekarnika, a kota do lodówki :( Z gotowania chyba najpaskudniej wyszła mi breja z kaszanki ze śmietaną. Lubię swoje pomysły choć czasem i mnie szokują.
UsuńOjjjj aż mi się troszkę nie dobrze zrobiło z tą kaszanka i śmietaną :) nie wyobrażam sobie nawet takiego połączenia :)
UsuńByło obrzydliwe....
UsuńTo były dawne czasy, studia, bark żarełka... No i chciałam pokombinować. Niestety. Nie udało sie.
Tak se od razu pomyślałam zaczynając czytać i mając przed oczami gotującego makaron Pokorę vel Marysię z filmu Poszukiwany, poszukiwana☺️ Ale z tym mięsem to nie wpadłabym. Hahaha...
OdpowiedzUsuńPierwsze koty za płoty! Kilka razy zrobi źle, a potem będzie coraz lepiej radzić sobie w kuchni. Podczas tego gotowania już się wiele nauczyła. Chociaż zastanawia mnie to całe wydarzenie - młodzież najchętniej korzysta z internetu, szuka na You tube. Oni gotują patrząc na filmiki...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUśmiałam się. Świetne. No ale człek na błędach (i to najlepiej własnych) się uczy. Moim popisem była kiedyś maseczka na twarz. Wprawdzie to nie gotowanie, ale... W szkole lekcja poglądowa, była kosmetyczka i opowiadała o maseczkach. Skrupulatnie zapisałam przepis, w domu wzięłam się za wykonanie. Grzecznie do gęstości dodałam śmietany, bo było "do gęstości śmietany"... Oj ciężko z twarzy po wyschnięciu schodziła, ciężko.
OdpowiedzUsuńCudne! Na to bym nie wpadła!
UsuńOj tam, oj tam, młoda jest. Mój Mąż kilka miesięcy temu uraczył nas mielonymi, do mięsa wsypał bułki tartej w jakiejś kosmicznej ilości, nie dosyć że były twarde jak kamień to "zgrzytające" w zębach, nie dało się ich zjeść. Na pytanie co mu do głowy wpadło odpowiedział, że taki przepis w Internecie znalazł, chciałam żeby mi pokazał w celu weryfikacji, ale twierdził, że nie może znaleźć. Wierzyć, czy nie? nie wiem do dziś :)
OdpowiedzUsuńTo nie tylko młodzież ma takie poczucie humoru ;-) ... bardzo często edytuje przepisy na blogu bo dostaje bardzo zagadkowe pytania dotyczące procesu wykonania potrawy ;-)
OdpowiedzUsuńO matko ! Już widzę oczami wyobraźni tego jeża haha :P Ale się uśmiałam, to musiało wyglądać. Ja kocham gotować i mam nadzieję, że moje córki jak podrosną też będą. Ale swoje w kuchni...ojjj przeszłam
OdpowiedzUsuńOoooo rany 😀 moja wyobraźnia bardzo mocno zadziałała 🙈 ale masz rację, te wszystkie sformułowania są bardzo potrzebne w przepisach! 😊
OdpowiedzUsuńNiby śmieszne, a jednak przerażające... Taki jest efekt, jak się wszystko robi za dzieci- rosną życiowe kaleki :(
OdpowiedzUsuńO Matko! Umarłam ze śmiechu. Wszyscy popełniamy błędy. Mój mąż - dorosły facet - kilka podstawowych potraw na obiad zrobi. Jednak jak próbował przygotować jajka sadzone, to o mały włos nie zeszłam ze śmiechu. :D A jak już gotuję z dziećmi i one mi towarzyszą w kuchni, to wszystko tłumaczę bardzo dokładnie.
OdpowiedzUsuńTakże nie lubię jak przepisy na blogach, stronach nie opisują pewnych elementów gotowania. Nie wszystko jest tak oczywiste jak by nam się wydawało.
O tak. Mam autystyczną córkę dodatkowo z atopowym zapaleniem skóry (bardzo poważnym), całe życie myła twarz tonikiem. Kiedyś zabrakło więc powiedziałam, żeby umyła mydłem. Wiesz co? Umyła, ale nie spłukała, po prostu się wysmarowała... I to własnie tak działa. Niby wszystko wiesz, a okazuje się, że nie zawsze :)
UsuńMasz dużo racji z tymi przepisami ;) robiłam pleśniak z przepisu koleżanki i były wzystkie składniki i kisiel. napisane wszystkie składniki razem zagnieść i tak kisiel wylądował w cieście zmamiast w pianie bo nie było o tym ani słowa ;) dopiero w google sprawdziłam czemu nie mam różowego ciasta ;)
OdpowiedzUsuńByło powiedziane "wrzucić na patelnię":D:D:D Taaa... ja też dosłownie potraktowałam słowa koleżanki, która instruowała mnie, jak zrobić twaróg: "wlej zsiadłe mleko do garnka i postaw na piecu, a potem przelej przez sitko". Ale nie było komu powiedzieć, że to wszystko trzeba PODGRZAĆ! Postawiłam więc, przelałam i poleciało do zlewu... Dlatego też od tej pory zawsze oczekuję precyzyjnych wskazówek:D Pozdrawiam Barbara
OdpowiedzUsuń