piątek, 7 kwietnia 2023

To co niemożliwe.... w pisaniu.



Piszę sobie książki, komedie kryminalne i od czasu do czasu dostaję jakąś informację zwrotną, (mniej więcej co książkę), że „to jest niemożliwe”.

To znaczy to o czym piszę.

Otóż nie macie racji, to o czym piszę nie tylko jest możliwe, to jest nawet prawdopodobne. Wszystkie te rzeczy się zdarzyły gdzieś i kiedyś, choć oczywiście nie razem.

Ja to tylko zebrałam w jednym miejscu.

Pomijam oczywiście fakt, że nie piszę reportaży, ani książek historycznych, albo opartych „na faktach” które wymagają dokładnego sprawdzania faktów, żeby nie taplać się w bezsensie (tak, piję do ostatnio modnych, choć dziwnych trenów).

Ja piszę tylko komedie i nie są one oparte na faktach, a mimo to sprawdzam.

Specjalnie szukam cudów i dziwacznych wydarzeń w Internecie, a do tego wybieram te najsmakowitsze.

Słyszeliście o płaskiej ziemi? Każdy słyszał, a może słyszeliście o ludziach, którzy wiedzę o płaskiej ziemi upowszechniają? Jasne, to też jest znana sprawa.

A może słyszeliście o wyprawie rakietą domowej roboty w gorę, po to aby dosięgnąć kopuły i udowodnić jej istnienie? Nie? Otóż to też jest prawda. Takie coś się wydarzyło, oczywiście nie miało pozytywnego zakończenia, Szalony Mike nie przeżył i niczego nie udowodnił (szalonym nazwano go po śmierci).

Dlaczego o tym piszę?

Bo właśnie takie wydarzenia wybieram, takie na granicy szaleństwa, ale jednak prawdziwe.

Dlatego moje powieści są porządnie przerysowane.

Lubię pisać o skrajnościach, bo w skrajnościach najwięcej widać, to w nich, jak w soczewce skupia się absurd.

A absurd jest fajny.

Mnie bawi.

Dlatego, jeżeli ktoś unika przerysowania, śmiechu, absurdu to się w moich książkach nie odnajdzie, dlatego nie powinien ich czytać. Poważnie. Nie ma sensu, tak jak nie ma sensu dawać im drugiej, piątej czy ostatniej szansy. One się nie zmienią.

Takie już są. I takie będą.

Nie potrzeba do nich chusteczek higienicznych, bo nie wzruszają wcale, do łez też nie. Nie ma co szukać w nich makabry, bo flaki na ścianach to nie moja działka, umiem, wiem jak to się piszę, nawet coś niecoś w tym kierunku napisałam, ale wolę komizm.

Nie ma też romansu, takiego z wzdychaniem i wieczną miłością, i tą łzawą huśtawką nastrojów, czy on mnie chce, czy ona...

Kiedy zaczynałam ktoś radził „napisz taką książkę jaką sama chciałabyś przeczytać”, nie wiem czy to była dobra, czy zła rada, ale tego się trzymam.

I to daje mi wielkie możliwości, bo mogę przecież zechcieć przeczytać krwawy romans, albo erotyk SF, mogę mieć też ochotę na łzawą masakrę piła mechaniczną.

Tak więc niż straconego.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz