czwartek, 20 października 2022

Odkołczownik pospolity. (Seryjni mordercy proszę nie czytać)

Znów wysyp kołczów i kołczyc, szkoda, że kołczątek z tego nie ma, ale nie jestem na sto procent pewna, na tik toku nie bywam, więc może te kołczeta są, tylko objawiają się w innych kręgach Internetu.

Bo w życiu rzadko się ujawniają.

Szczególnie te młodsze, zazwyczaj nie lubią dentystów, a jakby tak wyjechali z takimi jukenduitami do koleżanek i kolegów z 4B (jakiejkolwiek 4B) to by musieli zęby zbierać spod ławek i biurka pani.

Jako, że młodzież na „ckliwesy” mało wrażliwa jest jest. *ckliwes - ckliwy frazes nie mający wiele wspólnego z rzeczywistością, propagowany często (podobno) przez Coelho.

I dobrze bo fejsbunio serwuje nam takie teksty, że czasami aż się zastanawiam z jakiego rowu i po jakiej traumie ktoś to wydobył.

Pierwszy lepszy:

Otaczaj się dobrymi ludźmi, źli krzywdzą” dla wielu to istna prawda objawiona, co widać po zachwyconych serduszkach, a ja się zastanawiam, czy ci dobrzy mają gdzieś wszyte metki (może tak z tyłu przy otworze wydalniczym jak większość maskotek?), bo jakoś z wierzchu nie widać.

To tak jak z mądrymi u Okudżawy, stempelek na łeb… No, ale jakoś jeszcze nie wprowadzili.

Do czego zmierzam?

Przeczytałam ostatnio kilka porad dotyczących kontaktów międzyludzkich. Postanowiłam przetransponować je na układy czytelniczo pisarskie.

Tak, tak pisarski pęd do kołczingowania i mnie lekko dopadł, choć nawet po wydaniu dwudziestu pięciu książek nie uważam się, za kogoś, kto powinien uczyć innych pisania.

A tym bardziej bycia pisarzem, bo ostatnio są to dwie RÓŻNE sprawy.

Kiedyś pisarz miał pisać.

Teraz to nie wystarcza. Pisarz ma BYĆ.

1. Otaczaj się tylko dobrymi czytelnikami! (Nobla temu, kto objawi definicję „dobrego” czytelnika bo ja nie potrafię) Czytelnik to czytelnik, trudno tu o wartościowanie. Znam kilka „zachwytów” w stylu „ona to nawet instrukcję obsługi pralki przeczytała!” Fakt to wyczyn, ale czytelnikiem nie czyni, choć kto wie w jakim kierunku to pójdzie?

2. Przyjmuj tylko konstruktywna krytykę (no owszem, ale… „Te dziuńka, piszesz ciulowo, popraw to i owo, te dialogi są tak napisane, że o d...pę roztrzaskał, nudne!” – to już jest konstruktywne? Bo, że krytyka widać) Gdyby to jednak napisać po polsku, „pisze pani kiepsko, trzeba to poprawić, dialogi nudne i źle napisane” to może? Tylko co w tym konstruktywnego? Pół świata będzie mówić, że coś by poprawiło… Kwestia tylko czy ma rację, bo z doświadczenia wiem, że nie zawsze.
Jezeli jest polonista, redaktorem, to kto wie... ALE, UWAGA! Dobrych rad (w sensie dobrych rad, nie dobrych rad) za darmo NIKT nie daje, więc może lepiej nie słuchać?

3. Pisz dla siebie, nie dla innych. Nie sprzedawaj się! Dla siebie to się pisze pamiętnik, a powieść jednak dla czytelnika i sprzedać się (w jakimś sensie) pisarz chce. To pomaga płacić rachunki.

4. Rób to co kochasz (seryjni mordercy proszę tego nie czytać!!! Nie chcę siedzieć za podżeganie!). Wszyscy zakładają, że pisarze kochają pisać, znam z literatury wielu wielkich, którzy nienawidzili, a jednak pisali.

5. Zanim roześlesz książkę do wydawców stwórz sobie markę. Wizerunek w mediach, zdobądź odbiorców. No cóż, to trochę pokręcone, bo co ja mam promować? Siebie? A jeżeli jestem paskudna, wredna, brzydka i niefotogeniczna, a jedynie to co umiem to pisanie książek? To co? Jestem z góry przegrana? Czy pisarka powinna sobie cycki robić przed wydaniem pierwszej powieści, czy po?

Mam strasznie dużo dylematów, bo ten nowy fesbukizm literacki, czy pisarstwo fejsbukiczne do mnie słabo przemawia.

Nie lubię się za bardzo pokazywać, nie umiem promować, źle znoszę krytykę, biorę do siebie praktycznie wszystko. 
Ostatnio dostałam wiadomość prywatną, od osoby, która napisała mi tak. 
"Wie pani co? Te pani książki są durne, nie mogłaby pani napisać coś w stylu ""Kwiatów na poddaszu"? To takie piękne, życiowe i takie, w ogóle, a nie te dronty.

OŚWIADCZAM
Że NIGDY nie napisze niczego w stylu "Kwiatów na poddaszu", bo tak nie chcę pisać (wyciskanie łez nie dla mnie, nawet tego nie czytałam), mam nawet NADZIEJĘ, że nie potrafię (obym nie musiała się sprawdzać) nie jestem  V.C Andrews.
I co najważniejsze, nie lubię takich książek, a przy pisaniu nie chcę się tak straszliwie wymęczyć, żeby oczy zapaprały mi klawiaturę, a mózg monitor. Nie!





2 komentarze:

  1. Iwonko, wypracowałaś sobie własny styl, rozpoznawalny przez czytelników podzielających Twoje poczucie humoru. Ja przy książce chcę odpocząć, pośmiać się, znaleźć się w zwariowanym towarzystwie. Nie czytam wyciskaczy łez, ale również krwawych kryminałów, książek o okrucieństwie wobec dzieci, zwierząt. Bardzo mi odpowiada Twoja narracja, bohaterowie, język i nie oczekuję "kwiatów na poddaszu" w Twoim wydaniu.
    A tak poza wszystkim - nigdy nie przeczytałam żadnego poradnika, nawet Jak wychować zdolne dziecko, samo się wychowało. Nie przejmuj się cudzymi poradami, niech Ci się samo pisze, jak serduszko dyktuje.
    Pozdrawiam
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, takie słowa są dla mnie ważne, bo czasami wydaje mi się, że zupełnie nie umiem w to pisanie... A lubię, tyle, ze pisanie dla siebie samej nie ma sensu.

    OdpowiedzUsuń