NIESTANDARDOWI
Wydawnictwo MOVA
„Zrobiłam z niego dzieło sztuki” mówi kobieta, Liwia, o swoim synu, niedoskonałym bo pozbawionym palców, dwóch zaledwie, ale okaleczonym i niosącym to okaleczenie w duszy jako znamię brzydoty, właśnie brzydoty, w sumie jednak nie o to chodzi. Chodzi o wewnętrzny obraz samego siebie, akceptację, ale też o tworzenie z materii, żywej, odczuwającej, zmiennej, z materii która jest człowiekiem. O kompleksy, ale i zaufanie. O standardy (wytworzone przez media) i inność.
Skomplikowane i bolesne, bo dotyczy postrzegania siebie samego.
W świecie, gdzie piękno się wynaturzyło, ale też stało się wartością najwyższą, bohaterka książki usiłuje zrobić coś innego.
Zauważyć piękno w czymś odmiennym, ukształtować je, bo piękno czy brzydota to przecież idea, ale też pewien wizualny aspekt, nie zawsze akceptowalny wewnętrznie i zewnętrznie. Kwestia podejścia.
Projekt, który ma uczynić z sześciu osób „dzieła sztuki” i ma zmienić ich życie jest karkołomny, a jednak w pewien sposób działa, może dlatego, że Liwia jest osobą tak samo charyzmatyczną jak i przekonaną o swojej misji, choć jej motywacje nie są jednoznaczne.
Pobrzmiewa w niej echo Andy’ego Warhola. Zrobić coś z „niczego”, a z brzydoty uczynić piękno. Tylko, że piękno jest zależne od postrzegania tego wewnętrznego i zewnętrznego.
Liwia, (jakże znaczące dodatkowo to imię wyłaniające się z antyku i obciążone posądzeniami) skupia wokół siebie grupę odmieńców. Proponuje im sławę, świat, zmianę, ale czy oni to uniosą? I czy ona robi to naprawdę bezinteresownie… I w konsekwencji, czy im to pomoże? No i sama zmiana, ona też jest jakby „skrzydłem motyla”, który swoim trzepotem doprowadza do kolejnych zmian.
Na myśl przychodzi mi tu refleksja dotycząca książki zupełnie niepowiązanej, a jednak w jakimś sensie pokrewnej, „Kwiaty dla Algernona” nie zawsze to co dobre prowadzi do dobra...
Pozory, obraz, oblicze świata w pełnym makijażu, Photoshop na życiorysie, a obok zwykła zwyczajność, dom bez rozmowy, świat bez miłości, małostkowość.
Zdecydowanie polecam wam tę lekturę. Książka jest „gęsta”, drażniąca, niezwykle wciągająca, a zarazem… no tak, wkurza, dręczy, męczy, zmusza do refleksji, która zresztą w człowieku gdzieś już tkwi podskórnie, ale my ją odrzucamy.
To nie jest książka, która da się przeczytać i zapomnieć. To książka, którą czyta się wolno, a zapomnieć w ogóle się nie da, bo rozdrapuje blizny. Każdy jakieś przecież ma, ukryte pod ubraniem, albo grą pozorów.
Zdecydowanie muszę przeczytać ją jeszcze raz, kiedy trochę się we mnie ułoży bo jestem pewna, że połowy nie dostrzegłam, czegoś nie zrozumiałam, coś mi umknęło, ale i tak już teraz wam polecam bo mało jest teraz takich właśnie dogłębnych, szarpiących duszę książek jak Niestandardowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz