czwartek, 23 kwietnia 2020


MARTA KISIEL

PŁACZ

UROBUROS


Marta Kisiel, autorka, którą wręcz uwielbiam potrafi rozśmieszyć, o czym przekonałam się już nie raz, ale potrafi też wyrwać człowiekowi duszę. 

Nie po raz pierwszy zresztą. 

Siostry Bolesne straciły już kogoś bliskiego, a nawet wielu bliskich, same też, kiedy jeszcze było ich trzy naprawdę i dosłownie potrafiły „prząść nici ludzkiego życia”, ale… Nie tak. Trochę inaczej, wszak żyją w dwudziestym pierwszym wieku, we Wrocławiu… Ale czy tylko? 

Czas w ujęciu Marty Kisiel to coś tak genialnego, że kiedy spotkałam się z tym po raz pierwszy w powieści „Toń” - której tytuł mnie wydaje się wieloznaczny, to po prostu w nim (tym pojęciu czasu) z zachwytem utonęłam. 

W powieści „Płacz”, której tytuł jest niemniej niejednoznaczny, a jednak bardzo poruszający. 

Może właśnie dlatego w tym emocjonalnie trudnym czasie bałam się przeczytać tę powieść. Nie, nie bałam się, że będzie zła, bałam się, że będzie ZBYT DOBRA, a więc, że autorka wywinie nam w niej taki numer, że nawet moje oczy, które zazwyczaj są w bardzo suchym miejscu trochę się „spocą”. 

Miałam rację. 

I „stety i niestety”. 

Książka jest po prostu fascynująco niezwykła, poruszająca, mocna. Wręcz porywająca. 

Trochę kończy pewne sprawy, inne też zaczyna. Odchodzą bliscy, odchodzą na różne sposoby, niektórzy z wyboru. 

W tle historia Gór Sowich, echa wojny i grozy z nią związanej, ale nie tylko. 

Groza jest tu wręcz nieludzka, choć niestety to nie ludzie okazują się najbardziej ludzcy. 

Siostry Bolesne żyją już inaczej i czasami nawet brakuje im czasów (choć mają teraz czas, który nie jest im do niczego potrzebny), kiedy miały moce, które tak im utrudniały życie, ale jest też Klara Stern porzucona ciotka, która dotąd trzymała w emocjonalnym szachu Justynę i Eleonorę, siostrzenice, które mają dość życia w „mauzoleum” w jakie zamieniła mieszkanie ich ciotka. 

Każda wybiera inny sposób na ucieczkę, bo przecież wszystko może być ucieczką. 

I oczywiście jest sam czas. Wzburzony, niebezpieczny, trudny i pełen potworności. 

I potworów, także tych ludzkich. 

Przyznam, że książkę jak już się za nią zabrałam, przeczytałam w pół nocy. 

Jest w niej mnóstwo literackich smaczków i genialnych powiedzeń, ale niektóre przekleństwa przetłumaczone na łacinę, tę prawdziwą, nie kuchenną są po prostu fascynujące. 

Dodatkowo rzeczywistość jest tu bardzo rzeczywista, a Reise, projekt największego budowlanego, a właściwie bardziej górniczego, (czy górniczo budowlanego) przedsięwzięcia Trzeciej Rzeszy, niedokończonego zresztą fortu, który miał powstać w Górach Sowich to po prostu genialny punkt odniesienia dla powieści. 

Tajemnica, mrok i śmierć, a wokół tego wojenne i powojenne losy zwykłych ludzi i skotłowany, pieniący się czas. 

To książka, którą przeczytać warto ze wszech miar! 

Dla mnie jest GENIALNA!
Niestety boli. A nawet bardzo boli, bo jeżeli ktoś przeczytał poprzednie książki, to przywiązał się do bohaterów, którzy nie zawsze są mili, ale zawsze prawdziwi, i ich strata to problem, nie dla powieści a dla czytelnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz