niedziela, 25 listopada 2018

Amerykańskie szaleństwo w polskim, małomiasteczkowym wydaniu.

Black Friday w polskim wydaniu ominął mnie całkowicie, albo prawie, gdyż miałam go w domu, był koszmarnie czarny i nie polegał na wyprzedaży, ale na czarnej rozpaczy z powodu durnego piecyka, który postanowił mi się zepsuć. Teraz, przed świętami…. Świnia! 

I to zrobił to bezczelnie. Nie tak, że wiecie, jakoś, tam, trochę… jakby powiedzieć, po taniości, ale gdzież tam! Postanowił się zepsuć całkowicie i do tego tak bezsensownie, że musiałam, z braku ciepłej wody myć się własnymi łzami. Pozbawiona finansów musiałam (jednak) zajrzeć do pewnego sklepu, w którym jest właściwie wszystko, poza chlebem, bo marmoladę też czasami można tam znaleźć. 


I zostałam bezlitośnie po raz drugi potraktowana przez Black Friday z kopa… a tak. Mimo, że ja na niego zwracać uwagi nie chciałam i nie mogłam ( z powodu braku kasy), on postanowił się na mnie zemścić za to w dwójnasób… 

Otóż weszłam do sklepu w celu zakupu czegoś czym okleiłabym skrzyneczkę po owocach, w której postanowiłam trzymać książki. W sklepie wiadomo. Tłum miota się pomiędzy pudłami i pudełkami. Starsza pani ciągnie za sobą wieszak z ubraniami. 

- Niech minie ktoś odczepi! – krzyczy do stojącego przy niej faceta. Ten jednak nadal ogląda buty. Podchodzę. Babka ma na sobie płaszcz wiszący na wieszaku… 

- Musi pani to zdjąć. 

- Nic z tego! Zabiorą! – odpowiada zdesperowana – Tamta baba ukradła mi pudło bombek i kalosze. 

W tej chwili do sklepu wbiega kilkanaście mam ciążowych i kieruje się na drugi koniec, mieli podobno rzucić nosidełka, tratują stoisko ze świecznikami, kilka ciągnie za sobą dzieci. Dzieci wrzeszczą, chcą do reniferów, od prawej nadciąga grupa nastolatków, no tak, duża przerwa, nastolatki walą do kąta z czipsami, tratują kilka plastikowych Mikołajów i zrzucają na ziemię spodnie z dziurami, nie ma gdzie się ruszyć, jedna dziewczyna potyka się o pudło z towarem, zwala sprzedawczynię z drabinki i rozbija sobie łokieć. Patrzą na to wszystko z zachwytem, bo to normalnie PRL-bis, tylko towaru jakby więcej, ale takie kolejki i bójki to ja nieraz widziałam i to nie tylko w ciuchach, żebyście widzieli co się działo jak schab rzucili! Córka sąsiadki z dawnego mieszkania do dziś ma bliznę na policzku, nie zrobili odcisku zębów więc nie wiadomo kto gryzł, ale psów do sklepu nie wpuszczali. 

Rozglądam się i widzę kolorowe okleiny… Coś dla mnie. 

Nagle słyszę coś jak zew krwi, przedwieczny jęk, okrzyk bojowy. 

- Jajka rzucili. Jajka są! 

Przez chwilę myślałam, że ten debilny czarny piątek rzucił mnie w kolejkę… do czasów PRL-u zaczęłam więc szukać jakiegoś dogodnego miejsca, żeby nie zostać stratowaną. 

Kobiety ruszyły… Nie, nie wszystkie. Raczej te starsze. 

- A cholesterol - pomyślałam? 

One jednak rwały naprzód. Nagle poczułam straszliwy ból z tyłu pleców i zgięłam się wpół, ktoś dowalił mi koszykiem w nerkę, potem w głowę. 

- Szybciej, ruszaj się! – krzyknęła chodzikowa starowinka rozjeżdżając mi palce u ręki, kiedy chciałam wstać. 

- Ta dzisiejsza młodzież to straszne słabeusze! - wydyszała druga waląc mnie laską przez łeb 

Nie chciałam im tłumaczyć, że słowo „młodzież” nie dotyczy osób w moim wieku, ale tylko skuliłam się i oddreptałam na czworakach do działu ze świąteczną drobnicą, nie patrzyłam jak idę, zresztą i tak nic nie było widać, walnęłam głową w stos pudeł z bombkami, pod którymi zostałam pogrzebana. Żywcem… 

Tymczasem jajeczny tłum zwalił się na kasę przesuwając nieco stolik przyparł trzy sprzedawczynie do ściany. Ścianka była chyba z tektury… Zakołysała się i padła. Na szczęście w kierunku zaplecza. Podcięła nogi sprzedawczyniom, które teraz wywijały tymi nogami ukazujące części ciała, których okazywać się nie godzi. 

Jajeczne babcie ze stosami jajek-niespodzianek przecenionych o 11 groszy każde zaczęły wysupływać drobniaki. 

Przeczołgałam się do bielizny damskiej. Siedział już tam jakiś facet… Nie zachowywał się normalnie. 

Rzuciłam się do ucieczki. Facet za mną… Rzuciłam w niego koszykiem. 

Dopadł mnie! Zaczęłam wrzeszczeć. Okazało się, że to ochroniarz, a ja jestem trochę pokrwawiona, chciał tylko pomóc. 

O mało nie spaliłam się ze wstydu… I to wszystko z powodu 11 groszy...

Nigdy więcej!

3 komentarze:

  1. Ogłupiające szaleństwo. :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, wiem że musiało to być straszne, ale ja ze śmichu nie mogłam wytrzymać czytając. Wprawdzie czasy PRL-u pamiętam jako dziecko, ale pamiętam . W Polsce od dawna w taki dzień nie bywam. Więc absolutnie nie miałam pojęcia, że to mogą być takie przenosiny w czasie?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczytuję ( ItaliaMini) dzięki Luci - śmiech to zdrowie :) To było straszne, ale jednak śmieszce! Naprawdę! Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń