środa, 23 maja 2018

Ochotniczki z poboru...


Luba Winogradowa

SNAJPERKI

ZNAK




Związek Radziecki miał od zawsze wiele twarzy, jedną „na zewnątrz” drugą do wewnątrz czyli zupełnie inaczej widział go obcy, a inaczej własny obywatel i nie było to bynajmniej przeoczenie, a raczej celowe czynności prowadzące do „ocieplenia” wizerunku w świecie.

Stosunek do kobiet był w Rosji radzieckiej także dość szczególny gdyż jak twierdziło wielu „ w ZSRR” seksu nie było, choć jak wiadomo jednak był, bo obywatele jedno a państwo drugie, były też wolna miłość w „usługowych komunach” w ramach tezy o obumieraniu rodziny. Był też prześmiewczy dekret o „uspołecznieniu pań i panienek”, który wzięty na poważnie proponował, by wszystkie kobiety od 18 do 50 roku życia uznać za własność państwową.

Dlaczego o tym piszę? Bo tak czy tak kobiety w ZSRR nie miały łatwo.

Snajperki to książka o kobietach walczących w szeregach armii w czasie II wojny światowej, a właściwie o snajperkach.

Powołane do armii, ale uznane za ochotniczki, żeby lepiej wyglądało nie miały w wojsku łatwego życia. Nie muszę mówić chyba dlaczego! Nawet teraz kobiety w armii ( w każdej, niezalezienie od państwa) narażone są na molestowanie, gwałty i szykany, a one, kobiety w radzieckim wojsku nie mogły nawet tego zgłosić, czy poskarżyć się przełożonym z wielu względów, także i dlatego, że to właśnie oni byli sprawcami. Wojna, to nie łąka pełna stokrotek.

Te, które przetrwały nie były witane z otwartymi rękami ani przez znajomych, ani przez rodziny, często traktowano je jak prostytutki. Wbrew pozorom istniała jakaś pozaradziecka moralność i to w co wierzyło państwo często nijak się miało do tego w co wierzył jego pochodzący z zapadłej wsi i w pewien sposób „konserwatywny” w sprawach damsko męskich obywatel, mąż, brat, ojciec…
Książka opisuje losy wielu kobiet żołnierek. Bardzo wielu. Nie wiem nawet czy ten ogrom postaci i nazwisk, imion i frontowych losów trochę nie przytłacza, niemniej jednak kilka postaci zostało pokazanych nieco bliżej, jak choćby Ludmiła Pawliczenko, której waleczność i frontowe dokonania tak promowane przez ZSRR autorka podaje w wątpliwość.

Opis jej propagandowej podróży do USA, Wielkiej Brytanii i Kanady byłby naprawdę zabawny, gdyby nie chodziło o wojnę, a ta w Europie trwała w najlepsze.

Radzieccy żołnierze, w tym i kobiety byli traktowani przez własną armię jak zwykłe „mięso armatnie” , bo armia zrezygnowała nawet z nieśmiertelników chcąc zaoszczędzić na pogrzebach…
A jednak książka nie jest jakimś manifestem przeciw ZSRR, a powie scia oddającą bohaterstwo kobiet, żołnierek, snajperek, które naprawdę przyczyniły się do zwycięstwa nad hitlerowcami. Kosztem życia, rodzin, odtrącenia i koszmarów, głodu i kalectwa…

To bardzo ciekawa książka, którą czyta się z ogromną fascynacją. To zapis losów ludzi zapomnianych, zapis ich decyzji, rozterek ( tak, wbrew pozorom i rozkazom kobiety radzieckie miewały rozterki choć nie wolno im było o tym mówić), a w końcu i powojennych losów niektórych z nich.

Powiem szczerze, że książka jest niesamowita, oczywiście dla czytelnika, który interesuje się i formą i tematem bo nie jest to powieść, a nie każdy kocha takie opracowania, reportaże historyczne, opowieści o ludziach, ich czasach, radościach i dylematach.

Dużym atutem książki jest ogrom przypisów z których możemy dowiedzieć się więcej i wykazują jak bardzo benedyktyńskiej pracy podjęła się autorka mierząc się z tym tematem.

Żałuje jednak, że przypisy zostały umieszczone z tyłu książki co odrobinę utrudnia jednak czytanie. Należę do osób, które przypisów nie omijają, stąd mój problem.

Na koniec ( choć we wstępie) Luba Winogradowa zadaje ciekawe pytanie.

„Jak wiele osób z mojego pokolenia, pokolenia dzieci pierestrojki poszłoby walczyć za ojczyznę i byłoby gotowych dla niej zabijać?"
Obyśmy nigdy nie poznali na nie odpowiedzi.
Książka warta ze wszech miar przeczytania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz