sobota, 17 kwietnia 2021

Jak się nie zamartwiać...

DALE CARNEGIE

JAK PRZESTAĆ SIĘ MARTWIĆ
I
ZACZĄĆ ZYĆ

Jestem osobą, która wciąż się zamartwia. Nie wybrałam sobie takiego podejścia do życia, to jakoś wyszło samo, co nie znaczy, że mnie to cieszy, potrafię się martwic na zapas nawet wtedy, kiedy nie mam specjalnych powodów, a kiedy mam to już tsunami!

Dlatego teraz w pandemii naprawdę mi to doskwiera.

Niby się staram, a jednak…

Koleżanka podarowała mi książkę o tym jak się nie martwic, a że koleżanka to wspaniała osoba, której wierzę więc książkę postanowiłam przeczytać, mimo że w poradniki nie wierzę właściwie zupełnie, a już w te od duchowości, pisane przez wszelkiej maści „kołczów” najmniej, naprawdę! Jednak jest w tej książce spory potencjał i trzeba powiedzieć, że ze zdziwieniem odkryłam, że da się z niej wyciągnąć całkiem sporo rad, które rzeczywiście pomagają.

Nie będzie to ten rodzaj poradnika, w którym autor pisze o przepaściach, strumykach i radach chińskich mnichów. Żadnych pszczółek, motylków i radości wszechświata, który się radością chce z tobą dzielić. To nie te klimaty.

Ta książka jest bardzo mocno osadzona w realiach (może trochę minionych, ale jednak – autor zmarł w 1955 roku), ale jednak.

Podzielona jest na rozdziały dotyczące rożnych rodzajów zmartwień (całkowicie realnych, nie należących do kategorii „hybryda mi się ukruszyła, co robić”).

W każdym z nich znajdziemy kilka sensownych rad. Podkreślam sensownych. Są one poparte przykładami sławnych osób lub znajomych autora, którzy je stosowali, zastosowali lub nie zastosowali i co z tego wyszło. Oczywiście można powiedzieć, że dla amerykańskiego czytelnika te przykłady będą o wiele bardziej czytelne, ale i tak nie są złe. Z pewnością ktoś powie, że może to być zwykła ściema, czy jakieś oszustwo, ale wydaje mi się to niemożliwe, w czasach autora dziennikarstwo było jeszcze na wyższym niż „pudelkowy” poziomie i ludzie (a już z pewnością nie autorzy o takim zasięgu) nie kłamali z taką dezynwolturą.

Książkę przeczytałam dopiero jeden raz ( zamierzam przeczytać ją jeszcze kilka razy) i z pewnością nie zmieni ona świata, ale… może zmienić moje, do niego podejście.

W dużej mierze już mi pomogła. Ja jestem dość konkretna i odwołania do uczuć, wszechświata i duchowości omijam szerokim łukiem, ale konkretne, zdrowe, logiczne rady biorę sobie do serca, a te takie właśnie są.

Autor nie lekceważy problemów, które mogą się pojawić w każdym życiu, raczej pokazuje je na tle (jakimś innym, niż to nam znane) tak abyśmy mogli spojrzeć nieco inaczej. Zmienić podejście do uprawnionej i nieuprawnionej krytyki, do lęków, do obawa o przyszłość, spraw dawno minionych a jednak wciąż nas raniących, do świata jako takiego.

Także i do Boga i śmierci.

Przyznam, że to podejście mi odpowiada, a jestem dość wymagająca. Trochę rad już zastosowałam. Pewnie nie zadziała to od razu, ale kto wie?

6 komentarzy:

  1. Oj i ja powinnam przeczytać tę książkę. Też ciągle się martwię o wszystkich i o wszystko. Życia to nie ułatwia I chociaż sobie obiecuję, że nie będę, nie bardzo mi wychodzi.Jeśli rady są konkretne I nie oderwane od rzeczywistości, chętnie przeczytam. Może I moje podejście zmieni 🙂

    OdpowiedzUsuń
  2. Staram się nie martwić na zapas...no chyba, ze powód jest, to martwię się na bieżąco. Nie wierzę, ze taki poradnik mógłby mi pomóc. To wróżenie co by było, gdyby i napisane z punktu widzenia osoby, która żyje z poradnictwa...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie byłam zwolennikiem poradników. Niektórzy tylko z tego żyją. Zawsze się zamartwiałam na zapas, a teraz mam wielki i prawdziwy powód do zmartwienia. Nie wiem, czy taka książka by mi pomogła. Postaram się ją przeczytać, ale czy te rady w niej zawarte zastosuję, nie wiem...
    Irena- Hooltaye w podróży

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta książka jest potrzebna mojemu mężowi i to na wczoraj... on całe życie zamartwia się na zapas. Jakiś taki ma dziwny charakter, a może przez prace jaką wykonuje martwi się niepotrzebnie i czasami faktycznie tak jest...
    Oby mu ta książka pomogła...

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś zamartwiałam się baaaardzo na zapas. Teraz martwię się wtedy, kiedy faktycznie mam powód. Życie zawsze było, jest i będzie stresujące i stwarzające potencjalne problemy. Nie ma sensu wybiegać do przodu. Bardzo się cieszę, że mi to przeszło ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Znam takie książki, ale ufam Twojej recenzji i skuszę się nabyć taką. Jestem z natury zamartwiająca się na zaś, więc lektura dla mnie.

    OdpowiedzUsuń