Ponieważ ostatnio czytam niestety mniej, co związane jest z pewnymi niezależnymi ode mnie sprawami i z pandemią, która wykańcza mnie psychicznie, zaczęłam się zastanawiać jak czytam?
Bo przecież czytanie to proces, a nie każdy proces przebiega zawsze w dokładnie ten sam sposób.
Raz na przykład śnił mi się (zakrwawiony) mózg biegający po ulicy (na nóżkach z neuronów) ze śrubokrętem w neuronach (a przynajmniej tak mi się wydawało) i krzyczący, że brakuje mu papieru toaletowego.
Było to po dość krwawej lekturze więc rozumiem tylko symbolika papieru toaletowego mi umknęła.
Innym razem we śnie widziałam kudłate węże plujące pierogami, jadowitymi. Pierogi syczały gazem kapuścianym.
Miewacie takie odjechane sny? Od razu uprzedzam, niczego nie zażywam!
Zauważyłam, że czasami czytam powierzchownie, żeby nie powiedzieć „powierzchniowo”, jakby lekko muskając swoją uwagą fabułę czytanej książki, zarówno tę literacką jak i fizyczną.
Prześlizguję się po tekście biorąc z niego to co lekkie i przyjemne i nie zastanawiając się nad jego wewnętrznymi aspektami.
To tak jakbym wypiła butelkę coli nie zastanawiając się ile rdzy wypłucze z moich wdzięczności, tfu, wnętrzności.
Czasami wgryzam się w tekst i rozszarpuję go na smakowite kąski, żeby poczuć każde zdanie i każdą niemal literkę, żeby dotarło do mnie jak bardzo autor jest genialny, co boli, bo przecież udowadnia mi, że ja tak nie potrafię.
Czasami czytam jak fala, wracając do przeczytanych fragmentów, bo zupełnie gdzieś odpływam i nie wiem dlaczego bohater po raz trzeci je tę samą pizzę, a potem okazuje się, że on jadł ją tylko raz, to ja pogubiłam się w treści.
Czasami gonię za treścią tak, że pod koniec wiem, kto jest zabójcą, ale umknęło mi kto został zabity, a czasami kombinuję, szukam głowię się, wypatruję psychopatycznego mordercy, a potem okazuje się, że to nie ta książka, przez przypadek wzięłam romans i mordercy tam nie ma, a tych kilka osób, które podejrzewałam to zwykli ludzie, choć częściowo zboczeńcy.
Bywam literacko roztargniona, może nie tak, żeby mylić Hamleta z sierotką Marysią, ale zdarza mi się sięgnąć po książkę lekką i znaleźć w niej ciężkie tematy, choć w zasadzie nie powinnam albo po książkę poważną, która jednak skrzy się humorem, którego nie widać na pierwszy rzut oka.
Czasami staram się „Czytać jak profesor”, według niedawno odkrytej i pokochanej przeze mnie książki i której pisałam TUTAJ i wtedy usiłuje odgadnąć jakie cele przyświecały autorowi kiedy pisał o nagich sutkach (klasyczny ‘coautormiałnamyślizm”), a w końcu okazuje się, że chodziło o nagłe skutki, a ja chyba powinnam iść do okulisty.
I psychiatry.
Potem widzę w drzewach symbole, w uliczkach odniesienia, śnią mi się koszmary, a kiedy usiłuje jakoś to pookładać, to wszyscy mówią, że mi odbiło, bo tam chodziło, nie o żadne zielone oczy i majteczki, tylko to był opis przyrody i autor wcale nie jest zboczeńcem tylko poetą.
I tak pomyślałam, że to może wina tej tablioidyzacji?
Że człowiek czyta tylko nagłówki i z nich czerpie wiedzę, choć ona zazwyczaj kłamią?
Też tak analizujecie czytanie?
Czy tylko mnie odbija?
Myślę, że wszystko z Tobą w porządku. Ja też niestety ostatnio czytam mniej. Nigdy nie zastawiałam się dogłębnie jak czytam. Wiem, że wszystko zależy od mojego nastroju, tego czy jestem zmęczona a najwięcej od samej książki. Nie ma jednej metody na wszystko
OdpowiedzUsuńWiesz, ale ja, pewnie jak każdy chciałabym znaleźć jakiś złoty środek, receptę na wszystko, ale wiem, że się nie da...
UsuńSzczerze się uśmiałam czytając streszczenie Twoich snów �� Faktycznie pomyślałam, jakie zioło czy trunek powoduje takie sny? ��
OdpowiedzUsuńAle fakt, ja też mam czasami zrabane na maxa nocne mary i bez zażywania. Dzisiaj akurat jestem po takim śnie, że jest południe a ja wciąż widzę te złote robaki w kroplach deszczu��♀️
Czytanie to proces...Tak, zgadzam się. I ja mam różne fazy czytania , w których to moje podążanie za tekstem ma różne odcienie i stopnie zagłębiania się w tekst. Chyba zależy to od nastroju, sytuacji...
OdpowiedzUsuńJa mam takie sny, że powinnam książki pisać.
OdpowiedzUsuńCzytam mniej, niż kiedyś, ale niesamowite sny przychodzą same.
Są czasami tak absurdalne, niewiarygodne, ale jak czytam, to przeżywam i w snach mam efekt.
Nic Ci nie odbija. Mam to samo.
Irena - Hooltaye w podróży
Ha, ha... uwielbiam czytać, ale rzadko mam tak realistyczne sny. Od tego jak czytam zależy książka, moje samopoczucie, sprawy które mam na głowie, miejsce w którym czytam. Uwielbiam się zatracać w treści książki... ale na to nie zawsze jest czas.
OdpowiedzUsuńTak sobie teraz jem śniadanko i widzę ten mózg biegający do tego na nóżkach i myślę eale sobie lekturę do śniadania wybrałam :)
OdpowiedzUsuńIwonko, ja od zeszłego roku nke moge się skupić nad książkami i strasznie nad tym ubolewam... czytam ale idzie mi to okropnie, po kilka razy zaczynam rozdział bo nie wiem o co chodziło... to jest straszne...raczej nigdy mi się nic nie śniło po przeczytaniu książki, chyba aż tak się nie integruje z treścią...
U mnie zachodzą dwa procesy- czytam fotograficznie i dogłębnie. Tzn obejmuję wzrokowo cały tekst, a zarazem wchodzę w każde szczegóły i detale. Natomiast w żółwim tempie czytam angielskie książki, bowiem muszę pewne słowa-slangi tłumaczyć sobie by zrozumieć ,, o co chodzi" i tu faktycznie czytam słowo po słowie- tłumacząc sobie w głowie znaczenie danego wyrazu.
OdpowiedzUsuńSny serio ciekawe i śmieszne. Warto je wykorzystać na przyszłość. Ten mózg biegający i szukający papieru toaletowego- mistrzostwo ;)