Jest życie po końcu świata
Joanna Kos-Krauze
Aleksandra Pawlicka
Wydawnictwo: Znak Literanova
Jest życie po końcu świata” to
rozmowa, reportaż i wywiad w jednym. To trzy warstwy bardzo
osobistej narracji dotyczącej traumy, ale nie w sensie faktu, a tak
jakby tego co następuje „po fakcie” czyli przetrwania. Jest to
rozmowa o Rwandzie, a o Rwandzie nie da się inaczej rozmawiać jak w
kontekście ludobójstwa, jest to też rozmowa o śmierci ( i o
odchodzeniu – co nie musi być jednoznaczne i w tym przypadku nie
jest ) i oczywiście o filmach, jednak w dość zasadniczy sposób
mimo tych trzech nurtów-wątków – jest to rozmowa o życiu po
tym, co dla człowieka jest końcem jego świata – każdy z nas ma
inny.
Nie można jednak tej książki
ograniczać jedynie do samej Rwandy i filmu „Ptaki śpiewają w
Kigali” - który jest oczywistą aluzją do książki Arkadego
Fiedlera, ale też faktem, a jeżeli ktoś powie, że ptaki śpiewają
wszędzie w tym wypadku może nie mieć racji, bo nie wszędzie i nie
zawsze.
Wiele czytałam o Rwandzie, między
innymi „Maria Panna Nilu” Scholastique Mukasonga, czy „Złe
wieści, Ostatni niezależni dziennikarze w Rwandzie” Anjana
Sundarama. Opowieść o ludobójstwie jest za każdym razem taka sama
i inna, bo co chwila ma inną twarz, Joanna Kos-Krauze skupia się
jednak o wiele bardziej na tym co stało się potem, na odwecie i na
konieczności jakiegoś „współtrwania” potem, a to „potem”
często miewa oczy szaleńca.
Każdy z filmów o których opowiada
jest jakąś opowieścią o tym co „potem”, opowiada o utracie,
żałobie i samotności. Każdy film jest osobisty w podtekście,
książka zresztą też, bardzo pięknie mówi o życiu, ale nie
„tapla” się w prywatności. Jest czytelna i doskonale dyskretna
zarazem.
Poruszająca i okrutna, a jednak
pokazuje, że można, trzeba, należy... że jest życie po końcu
świata. Okrojone, osamotnione, niepełne, ale jednak jest.
Wywiad jest też ostrą krytyką
sytego, białego świata, który w instytucjonalnym przebraniu, także
religijnym, stosując starą zasadę divide et impera
doprowadził do tego co się stało, a potem patrzył i nie reagował.
Innym elementem jest opowieść o
zrobionych wspólnie z mężem filmach, o samotności życia reżysera
i o prawie wyboru, nawet dotyczącego spraw ostatecznych.
Ciężka, okrutnie piękna książka.
Otrząsnąć się z niej nie sposób, ale to dobrze, bo otwiera
umysły no to o czym nie chcemy myśleć, a przecież trzeba.
Nie jestem pewna, czy każdy ją
zrozumie, to nie jest ten rodzaj celebryckiego wywiadu, do którego
przyzwyczaiły nas quasi pudelkowe
publikacje. Do tej książki trzeba otwartego umysłu, serca i pewnej
wrażliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz