Sasza Hady
TRUP Z NOTTINGHAM
wydawnictwo
OFICYNKA
Gdybym tę recenzję zatytułowała
„detektyw na tropie” to byłoby to całkowite masło maślane, bo
pojęcie „bycia na tropie” dotyczy rozwiązywania zagadki, a nie
tylko jej rozwiązania, toteż detektyw w jakimś sensie zawsze jest
na tropie, każdy detektyw, a cóż dopiero taki as detekcji jak sam
Alfred Bendelin, na wpół żywy, na wpół... nie, nie martwy na
szczęście, na wpół literacki byt. W ten hmmm... BYT wciela się
funkcjonariusz Nick Jones, a może wcale nie wciela się, a zostaje
weń wcielony siłą jak chłop małorolny do wojska.
Komisarz O'Connor, po sukcesie jaki
Jones vel Bendelin odniósł w Little Fenn odkrywając mordercę
właściciela głowy z beczki dyń, wpadł na pomysł by go
...wynajmować innym posterunkom, które akurat mają jakieś ciężkie
sprawy do rozwiązania.
Udomowiony przez Ann i jej dzieci Nick
nie ma ochoty na takie eskapady i broni się przysłowiowymi „rękami
i nogami” choć przełożony próbuje go „na zmianę przekonywać
odrąbanymi głowami i wdzięcznymi krągłościami inspektor
Roberts” ( s.13), ale ze względu na pisarską niemoc Ruperta
Marleya na nic zdadzą się protesty.
W Nottingham ginie popularny choć
raczej nielubiany wydawca. Zostaje zabity niejako podwójnie, otruty
i zadźgany, a motyw miał prawie każdy.
Książka wprowadza nas w interesujące
układy panujące w tym ( i pewnie wielu innych) wydawnictwach,
żartobliwie, choć nie bez odrobiny złośliwości, pokazuje
środowisko wydawców, redaktorów i korektorów „Tak naprawdę,
żeby stać się prawdziwym redaktorem i korektorem trzeba mieć
odpowiedni charakter. Trzeba być drobiazgowym, czepiającym się
wszystkiego, podejrzliwym, małostkowym, przekonanym o swojej
wyższości, upierdliwym draniem.” (s.257)
W powieści pojawia się wielu
ciekawych, nowych bohaterów, jak choćby praktykantka Jenny, ale
spotkamy i postaci z poprzedniej części, w tym upiorne ciotki i
pannę March.
Powieść i tym razem w bardzo
angielskich klimatach, ale to nie jest już urocza wioska i mroczne
bagna, teraz to Nottingham, ze wszystkimi urokami i wadami miejskiego
życia, takimi jak pubowe bójki i wredni sąsiedzi. Pani Tillson
jest wręcz genialna.
Zagadka kryminalna mocno zakręcona,
dochodzenie do prawdy także.
Powieść lekka, zabawna i ciekawa z
mnóstwem „smaczków” i odniesień do literatury, muzyki i
angielskiego „folkloru”. Nie są to jednak jakieś nudne wstawki,
czy na siłę wepchnięte wiadomości. Trudno powiedzieć czy ta
część przygód Bendelina jest lepsza czy gorsza od poprzedniej.
Jest odrobinę inna. Równie zabawna, równie sympatyczna, równie radosna, mimo tematu, ale opisuje inne środowisko, inne układy, inne
sytuacje.
Mnie podobała się bardzo.
Napisana barwnym językiem, ( są tylko
dwa przekleństwa, ale nie polskie – piszę to dla tych, którzy
nie znoszą przeklinania w powieściach) - lekka, potoczysta,
odrobinę szalona.
Dobra zabawa gwarantowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz