Recenzje moich książek

Strony

Strony

środa, 24 stycznia 2018

Dziennik pisany... mocą!

LUCIA ( Lucyna Kleinert)

„W zapachu włoskiej kuchni czyli badante ze wzgórza czterech wiatrów”




Dlaczego mocą? ( Nie to nie błąd, mocą!) Bo żeby pracować tak jak Lucia, autorka książki „W zapachu włoskiej kuchni czyli badante ze wzgórza czterech wiatrów” trzeba mieć moc, taką psychiczną i niestety także fizyczną oraz świętą cierpliwość i bezmiar wyrozumiałości w stosunku do ludzi. I nie tylko tych chorych, tym którym choroba odbiera kontakt z rzeczywistością i nie można nic na to poradzić, ale także i przede wszystkim tych zdrowych, którzy tę rzeczywistość naginają do swoich egoistycznych potrzeb.

Nie skłamię jeżeli powiem, że książka mną wstrząsnęła. Czasami nie trzeba horroru, czy super thrillera, żeby nie móc spać w nocy, niestety czasami wystarczy codzienność i zwykły, wydawałoby się dziennik.

Bo ta książka to dziennik z życia włoskiej „badante” - w uproszczeniu mówiąc opiekunki do osób starszych. I nie, wcale nie jest to dziennik grozy!
To opowieść o życiu codziennym, o ludziach, miejscach i włoskiej kuchni. Tragizm jest tu zasnuty zapachem domowej pizzy, włoską, czasami kapryśną pogodą i chwilami niezmąconej radości, które zawsze przecież się zdarzają.

Lucia opowiada o swojej pracy z ogromną delikatnością i wyważonymi słowami. Jak to w dzienniku, opisuje wielkie wydarzenia, ale i drobne kłopoty.
Opisuje swoje ogródkowe szaleństwa i domowe zwierzaki, ale tylko te, których się nie je, ona przyjaciół nie zjada, a na wsi w gospodarstwie rożnie z ty bywa.

Kochacie kuchnię włoską, ale nie możecie pojechać do Włoch? 
Ta książka sprowadzi prawdziwie włoską rustykalną kuchnię pod wasze dachy, bo Lucia opisując codzienność włoskiej rodziny u której mieszkała, opisuje też posiłki, a także ich przygotowanie, podaje przepisy, ale co najważniejsze podaje też ich spolszczone wersje, tak, że aby ugotować to o czym pisze nie trzeba wydawać strasznych pieniędzy na super, hiper drogie (albo niedostępne) dodatki. Wystarczy po prostu wejść do kuchni, otworzyć lodówkę i zabrać się pracy!

Ja sama znalazłam kilka przepisów, które muszę wypróbować.

Kocham Włochy, znam język, znam Marche, region o którym opowiada książka i muszę powiedzieć, że to genialny przewodnik po tym kawałku świata, ale też i o trudach życia na emigracji, o tym jak bardzo inne są „inne światy”. Piękne i barwne „ z zewnątrz” - dziwne i nieprzyjazne czasami „od środka”.

Nie wiem jak się to autorce udało, ale jej książka, mimo iż traktuje o chorobie i nieniewolniczej wręcz pracy, jest bardzo pogodna, wręcz słoneczna i pozytywna. Lucyna Kleinert wyraźnie należy do tych, którzy patrzą na świat z uśmiechem i mają w sobie nieskończone pokłady pogody ducha.

Ja tę książkę, jako lekturę obowiązkową, poleciłabym każdej kobiecie, która wybiera się do pracy w charakterze opiekunki do osób starszych i to nie tylko we Włoszech, ludzie wszędzie są tacy sami, zmienia się tylko widok zza okna i język, którego trzeba się nauczyć.

Inna sprawa, że książka może zainteresować każdego. Jest nie tylko zabawna, ciekawa, kulinarnie fascynująca, ale i daje sporo ciekawej wiedzy na „włoskie tematy”, może i trochę obala nasze romantyczne mity o Włochach i Włoszkach, ale też pokazuje co u nich jest piękne i dobre, a o czym się po prostu nie wie.

Tą książką będzie zachwycony każdy, kto czytuje dzienniki, każdy kto kocha Włochy, każdy, kto lubi gotować, a szczególnie piec fantastyczne ciasta, bo tu autorka przeszła samą siebie i podała mnóstwo przepisów na kulinarne słodkie cuda. Ja sama żałuje, że jestem taką cukierniczą miernotą, bo bym coś z tej książki upiekła!
Dzienniki Lucyny Kleinert nie zawiodą też innych czytelników, bo tematy poważne podane są tu w przystępnej, lekkiej formie. Jeżeli będziecie mieli okazję trafić na tę książkę zachęcam bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz